Logo Polskiego Radia
PAP
Katarzyna Karaś 31.10.2012

"Nie ma dowodów potwierdzających hipotezę o wybuchu"

- Nie ma podstaw, by wznawiać pracę komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej - uważa szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Szczątki Tu-154 na lotnisku Sewiernyj w Smoleńsku (zdjęcie archiwalne)Szczątki Tu-154 na lotnisku Sewiernyj w Smoleńsku (zdjęcie archiwalne)Włodzimierz Pac, Polskie Radio

Maciej Lasek, który był członkiem komisji Jerzego Millera badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej, powiedział w programie "Kropka nad i", że badanie wypadku może zostać wznowione, kiedy pojawią się fakty mogące mieć wpływ na zmianę określenia jego przyczyny.
- Do tej pory można powiedzieć, do dnia dzisiejszego, takie fakty nie zaistniały, wobec tego nie ma potrzeby wznawiania naszej pracy - stwierdził i dodał, że raport komisji Millera jest "jedynym wyczerpującym materiałem opisującym, w jaki sposób doszło do katastrofy i jakie należy przedsięwziąć zalecenia profilaktyczne, aby taka katastrofa nie zaistniała w przyszłości".
Pytany, czy komisja mogła się pomylić i na pokładzie tupolewa był trotyl i nitrogliceryna, Lasek powiedział: "żaden z zebranych przez nas dowodów oraz ekspertyzy i analizy nie potwierdzały hipotezy o wybuchu, w związku z tym, wydaje mi się, jestem pewien, że ustalenia naszego raportu, póki co, są niepodważalne".
Zobacz serwis specjalny - Smoleńsk 2010>>>
Zaznaczył, że część członków komisji na miejscu w Smoleńsku zebrała próbki, które posłużyły później Wojskowemu Instytutowi Chemii i Radiometrii do wydania opinii na temat wykluczenia wystąpienia śladów środków bojowych. - Nie mówię tu tylko o środkach wybuchowych, ale również gazach bojowych i ich pochodnych, jak również o promieniowaniu - podkreślił.
Wytłumaczył, że takie same badania równolegle prowadziła strona rosyjska. Podkreślił, że wyniki uzyskane przez Rosjan i Polaków są zbieżne. - Te ekspertyzy nie potwierdziły wystąpienia w pobranych próbkach środków bojowych, środków wybuchowych, ale chciałbym podkreślić, że tego typu eksperyment, tego typu analiza, jest tylko jednym z elementów, które mogą służyć do wykluczenia albo do potwierdzenia hipotezy o wybuchu - powiedział Lasek. Jak dodał, trotyl i nitrogliceryna są materiałami wybuchowymi dość prymitywnymi, dostępne są już bardziej efektywne materiały.
Dziennik "Rzeczpospolita" podał we wtorek, że na pozostałościach rządowego Tu-154M odkryto ślady trotylu i nitrogliceryny. Gazeta poźniej wycofała się z tych twierdzeń.
Nie ma dowodów również na...
Lasek powiedział też, że analiza trzech nagrań: voice recordera samolotu Jak-40, zapisu z kokpitu tupolewa oraz zapisu z magnetofonu na stanowisku sterowania ruchem w wieży w Smoleńsku nie potwierdzają wersji o sprowadzaniu Tu-154M do wysokości 50 metrów.
Remigiusz Muś, były technik pokładowy Jaka-40, którym 10 kwietnia 2010 roku na uroczystości w Katyniu lecieli dziennikarze, utrzymywał, że kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił załodze prezydenckiego samolotu na zejście do wysokości 50 m. Z opublikowanego stenogramu wynika, że kontroler miał zezwolić na zejście do 100 metrów.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
PAP, kk