Logo Polskiego Radia
PAP
Agnieszka Kamińska 08.03.2013

Tusk: Schetyna młodszym bratem, nie konkurentem

- Nie ma jednoznacznego lidera, o którym mógłbym powiedzieć, że na pewno poradzi sobie lepiej – mówił premier Donald Tusk, pytany dlaczego zdecydował się kandydować na szefa PO.
Premier Donald Tusk (L)Premier Donald Tusk (L) PAP/Paweł Supernak

Pytany w radiu TOK FM dlaczego zmienił zdanie w sprawie kandydowania na szefa PO, Tusk odparł: "Odpowiedzialnie zadaję sobie pytanie: co moje niekandydowanie w ciągu najbliższego roku na stanowisko szefa Platformy oznacza dla rządu, Platformy i w jakiejś konsekwencji, nie chcę nadużywać wielkich słów, dla Polski". Jak przekonywał, jego decyzja o niekandydowaniu może przynieść same złe rzeczy.

- Nie wyobrażam sobie pozytywnych efektów tego, że ja w połowie kadencji rządu oddaje władzę w Platformie. W dodatku szczerze powiedziawszy nie ma jednoznacznego lidera, o którym mógłbym powiedzieć, że na pewno poradzi sobie lepiej - zaznaczył szef rządu. Jak podkreślił, nie ma też 100-procentowego przekonania, że nadszedł czas zmienników.

Pytany o ewentualną kandydaturę Grzegorza Schetyny na szefa partii, Tusk powiedział: "Wydaje się, że Schetyna dobrze czuł się w roli naturalnego następcy, a nie naturalnego konkurenta". - Konkurent, to jest ktoś, kto ma inną wizję, inny pomysł na Polskę, inne poglądy na świat - zauważył. Jak dodał, jeśli chodzi o poglądy na świat, to Schetyna "wydaje się raczej moim młodszym bratem w tej kwestii, nie mówię tego lekceważąco, tylko kalendarzowo".

Według Tuska w walce o fotel szefa PO może dojść do etapu twardej konkurencji. "Moi potencjalni następcy mogą uznać, że trzeba stanąć i wygrać władzę w Platformie, to jest naturalna kolei rzeczy" - ocenił.

Wiceszef PO Grzegorz Schetyna zapowiedział, że na jesieni podejmie decyzję, czy wystartuje w 2014 roku w wyborach na przewodniczącego Platformy.

Tusk o związkach partnerskich

Nie można zrobić większej krzywdy środowiskom homoseksualnym w Polsce, niż doprowadzić do jednoznacznego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, że żadna zmiana w kwestii związków partnerskich nie jest możliwa - powiedział w piątek premier Donald Tusk.
- To czego się dzisiaj obawiam najbardziej, to - że wymarzona przez pewną, dość wąską część opinii publicznej, rewolucja obyczajowa - czyli pełna legalizacja związków partnerskich, rozumianych, jako alternatywne małżeństwo, na pewno spotka się z blokadą konstytucyjną - podkreślił szef rządu w TOK FM.

Jak dodał, polska konstytucja jest "w złym, czy dobrym tego słowa znaczeniu" konstytucją konserwatywną. - Jej autorem jest lewicowy polityk (Aleksander Kwaśniewski red.), który dzisiaj nawołuje do szybkich zmian w tej sprawie (związków partnerskich) - zauważył premier.

Jak dodał, zadaniem rządu, jest chronić mniejszości przed atakami - czy to jest debata publiczna, czy zagrożenie fizyczne i "dostosowywać polskie prawo do ewidentnych przemian".

Według Tuska, z punktu widzenia rządu, ważne jest, aby państwo "nie było wielkim hamulcowym i żeby państwo nie stanęło nagle na barykadzie, jako awangarda przemian".

- W kwestiach związków homoseksualnych, napięcie jest ewidentne, to jest chyba najczytelniejszy, w jakimś sensie najprostszy, zrozumiały dla każdego znak radykalnej przemiany obyczajowej - ocenił premier.

W Platformie powstał zespół, który ma przygotować projekt klubowy dotyczący związków partnerskich.

Tusk: polityki nie rozgrywa się przez gadżety

Premier Donald Tusk negatywnie ocenił odtworzenie w Sejme z tabletu przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego wystąpienia kandydata tej partii na szefa rządu prof. Piotra Glińskiego.

- Jarosław Kaczyński pokazał się w czwartek w bardzo dla siebie nienaturalnej roli, to było widać. Nie mówię tego złośliwie, bo to jest w ogóle nienaturalna rola dla poważnego człowieka - tego typu przedstawienie, które zafundował Sejmowi i Polakom. Kaczyński jest gotów, nie po raz pierwszy, zagrać nienaturalną dla siebie rolę po to, żeby uzyskać efekt, niezwiązany z treścią w tej roli zapisaną - powiedział Tusk w piątek w radiu TOK FM.

Gliński swoje wystąpienie programowe przedstawił w jednej z sal sejmowych na dwie godziny przed debatą nad wnioskiem PiS o konstruktywne wotum nieufności wobec rządu Tuska. Potem w trakcie debaty, w sali plenarnej, wystąpienie to odtworzył z tabletu Kaczyński, który wystąpił w imieniu wnioskodawców. Klub PiS od początku chciał, by głos w debacie mógł zabrać także Gliński, ale - według marszałek Sejmu Kopacz - nie pozwala na to regulamin Sejmu.

Zdaniem Donalda Tuska "polityki nie rozgrywa się poprzez jedno zdarzenie, szczególnie nie poprzez gadżety". - Na pewno zakończył się pewien etap. Kaczyński - przy wszystkich swoich wadach groźnych dla Polski - trzymał trochę oldschoolowy fason, który mi odpowiada, to znaczy, że politycy nie biegają z gadżetami, przynajmniej po sali sejmowej - powiedział premier.

Jego zdaniem, Kaczyński dołączył do mistrzów gatunku, takich jak Janusz Palikot. Pytany, czy żal mu Janusza Palikota, Tusk powiedział: "Żal mi Janusza Palikota, który raczej starał się posługiwać wysmakowaną metaforą zaczerpniętą z literatury albo myślą filozofa. Nie zawsze trafnie, ale to było dla mnie zdecydowanie fajniejsze, niż późniejszy repertuar gadżetów, niż dzisiejszy repertuar obelg pod adresem każdego. Dzisiaj Palikot jest politykiem zdegradowanym".

PAP/agkm

Galeria: dzień na zdjęciach >>>