Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Katarzyna Karaś 14.10.2013

Referendum w Warszawie. Politolodzy o wynikach

Według sondażu TNS Polska frekwencja wyniosła 27,2 proc., co oznacza, że referendum jest nieważne. Nie udało się odwołać prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Referendum w WarszawieReferendum w WarszawiePAP/Bartłomiej Zborowski

- Zapotrzebowanie na referendum nie było tak intensywne jak oczekiwali inspiratorzy tego wydarzenia. Gdyby warszawiacy byli tak bardzo niezadowoleni z rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz, to by do referendum poszli i ją odwołali - ocenił dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, prof. Henryk Domański. - Nakłada się na to też taki czynnik ogólnopolski. Polacy ogólnie nie lubią uczestniczyć w tego rodzaju wyborach, zwłaszcza o charakterze lokalnym - dodał.
Domański podkreślił, że Gronkiewicz-Waltz ma jednak w dalszym ciągu duże poparcie w Warszawie. - Sondaże przedreferendalne pokazywały, że gdyby ona przegrała w referendum i doszło do wyborów, to byłaby głównym kandydatem na zwycięzcę - przypomniał.
Jego zdaniem na wynik referendum miały też wpływ apele premiera i prezydenta. - Udało im się przekonać, że to referendum nie jest narzędziem demokracji, tylko awanturą polityczną. W świetle ich argumentacji właściwie nie idąc na referendum również się w nim uczestniczy - powiedział. - Znaczenie miało też samo zachowanie Gronkiewicz-Waltz, która zmobilizowała się, poczyniła pewne obietnice i złagodziła swój wizerunek, który oceniany był bardzo negatywnie - dodał.
REFERENDUM W WARSZAWIE - RELACJA NA ŻYWO>>>
"Porażka inicjatywy"
- Bez wątpienia jest to porażka inicjatywy referendum. Te wyniki oznaczają jedno: zwolennicy Hanny Gronkiewicz-Waltz zrozumieli reguły gry i nie poszli do urn - ocenił socjolog i politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego dr Jarosław Flis.
Flis zauważył, że w czasie wyborów samorządowych z 2010 roku przeciwko Gronkiewicz-Waltz głosowało 22 proc. uprawnionych do udziału w głosowaniu. Wyniki referendum oznaczają, że przeciwko prezydent stolicy, czyli za jej odwołaniem, było ok. 25 proc. wszystkich uprawnionych do udziału w referendum. - Nie jest to więc jakaś porażająca liczba. Przyrost przeciwników nie jest zbyt duży, to około 3 proc. - stwierdził.
Zdaniem socjologa wyniki referendum mogą też być skutkiem ogólnej atmosfery, jaka się wokół niego wytworzyła. - Być może ta dynamika, zgodnie z którą przestało ono być referendum lokalnym, a stało się wydarzeniem o charakterze ogólnopolskim, testem siły na linii rząd-opozycja, zniechęciła do udziału w nim także część osób, którym rządy Gronkiewicz-Waltz się nie podobają - ocenił.
Referendum w Warszawie - czytaj więcej>>>
"Symboliczne zwycięstwo PO"
Zdaniem politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, dr. Olgierda Annusewicza, gdyby wyniki exit poles się potwierdziły, oznaczałoby to symboliczne zwycięstwo Platformy.

- Platforma Obywatelska i Hanna Gronkiewicz-Waltz mieli więcej szczęścia niż rozumu. Warszawiacy uznali, że wybaczają PO złą strategię zniechęcania do referendum. Myślę, że nie tylko ja, ale wielu ekspertów, tłumaczyłoby ewentualną przegraną Gronkiewicz-Waltz w referendum właśnie strategią PO. Tym, że igrali z wartościami obywatelskimi, którymi wcześniej byli ambasadorami - powiedział.
"PO pokazała, że jeszcze może"
- Donald Tusk może ogłosić swój pierwszy polityczny sukces od ostatnich wyborów parlamentarnych. Sukces wywalczony w ciężkiej walce, może nawet z faulami po drodze, ale w polityce liczy się rezultat końcowy. PO udało się trochę zneutralizować negatywny aspekt całej tej sytuacji - stwierdził politolog z Uniwersytetu Warszawskiego dr Rafał Chwedoruk.
Jego zdaniem konsekwencje wyniku referendum będą dwie. Po pierwsze jest to sygnał dla najwierniejszych wyborców PO, że ta partia i jej obecny lider jeszcze coś mogą. Są w stanie np. zabezpieczyć przed bardzo niepożądanym przez ten segment wyborców, dojściem PiS do władzy. Drugi sygnał to sytuacja wewnątrz PO i wojna domowa między Tuskiem a Grzegorzem Schetyną. - Tusk zyskał 12 miesięcy spokoju. Nikt nie podważy jego przywództwa po tym referendum w sposób otwarty - ocenił Chwedoruk.
- Błędem zwolenników referendum było założenie, że są zdolni przyciągnąć innych wyborców niż wyborców PiS, że istnieją tacy wyborcy, którym skład koalicji od Ruchu Palikota po PiS nie będzie przeszkadzał. Wielu liberalnych wyborców, niezadowolonych z segmentów działalności prezydent Warszawy nie rozumiało jednak, dlaczego miałoby głosować z partią, przeciwko której głosowali wielokrotnie - dodał.
Gronkiewicz-Waltz zostaje
Z sondażu TNS Polska dla TVP i TVN wynika, że w warszawskim referendum nie wzięła udziału wystarczająca liczba osób. Według danych z godz. 21 do urn poszło 27.2 proc. uprawnionych. Referendum byłoby ważne, gdyby zagłosowało 29 proc.
W trakcie kampanii referendalnej politycy PO apelowali, by poparcie dla prezydent stolicy wyrazić nie biorąc udziału w referendum. Sama prezydent stolicy w liście do warszawiaków apelowała, by jeśli w ich opinii w Warszawie nie dzieje się nic nadzwyczajnego, nie brali udziału w referendum.
Za odwołaniem prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz było, według sondażu, 93.8 proc. głosujących, a przeciwko 6.2 proc.
Referendum byłoby wiążące, gdyby wzięło w nim udział 3/5 liczby wyborców, którzy uczestniczyli w wyborach prezydenta w Warszawie w 2010 roku, czyli co najmniej 389 tys. 430 osób. Oznacza to, że frekwencja musiałaby wynieść 29 proc.
Inicjator referendum, burmistrz Ursynowa i lider Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej Piotr Guział po ogłoszeniu wyników sondażu podkreślił, że udało się pokazać, że "działając razem można zmusić gnuśne władze do działania, można zmusić wszelkiej maści partyjnych polityków do zajęcia się problemami zwykłych ludzi".
Badanie TNS Polska prowadziło przed 150 reprezentatywnie dobranymi komisjami wyborczymi. Wzięło w nim udział ok. 15 tys. respondentów. Średni błąd pomiaru może wynieść ok. 2 punkty proc.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
IAR, PAP, kk