Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Andrzej Szozda 21.02.2014

Niebiesko-żółte puzzle [Analiza]

Ukraina to dziś kostki puzzli. Ktoś je musi ułożyć. Problem polega na tym, że pod każdą kostką leży odbezpieczony granat. Przeniesienie jednego spowoduje detonację całej układanki. Kto pierwszy zdecyduje się na ruch?
Protestujący na Euromajdanie chcę natychmiastowego odejścia Janukowycza. Nie wiadomo czy ludzie zaakceptują porozumienie uzgodnione z przywódcami protestów.Protestujący na Euromajdanie chcę natychmiastowego odejścia Janukowycza. Nie wiadomo czy ludzie zaakceptują porozumienie uzgodnione z przywódcami protestów.PAP/EPA/MAXIM SHIPENKOV

Ani Unia Europejska ani USA, ani nawet Rosja nie wie, co zrobić z Ukrainą. To, że nie wie tego Wiktor Janukowycz wiadomo od dawna. Dobrego pomysłu, choć tak im się może wydawać nie mają także przywódcy opozycji, Kliczko, Jaceniuk i Tiahnybok. Ci ostatni nie panują nad Euromajdanem, nie są w stanie negocjować z władzą, nie panują nad obywatelami (celowo używam słowa obywatele, bo to oni wzięli na siebie odpowiedzialność za losy Ukrainy) Majdanu, nie mają de facto legitymacji protestujących, ani nawet nie będą prawdopodobnie w stanie stworzyć stabilnego rządu.

Protesty na Ukrainie - serwis specjalny >>>

Pod każdą kostką ukraińskiej układanki leży granat. Trzeba ją jakoś od nowa ułożyć, ale jak ją przestawić, żeby nie doprowadzić do wielkiego wybuchu? Nad tym głowią się teraz szefowie rządów w UE, Kreml i zapewne ukraińscy i rosyjscy oligarchowie. Oni (być może) najbardziej, bo mają najwięcej do stracenia. Może poza Janukowyczem, który zwyczajnie, wcale nie w przenośni walczy o własne życie. Jeśli przegra, Majdan zgotuje mu los Causescu czy Kadafiego. Takie teraz w Kijowie i zachodniej Ukrainie panują nastroje. Tam już nikt nie chce ustąpienia skompromitowanego prezydenta. Tam każdy chce, by odpowiedział za setki zabitych i rannych z 20 lutego 2014 w Kijowie.

Dwie Ukrainy

Ukraińskie puzzle są podzielne na części - zachodnią anty-janukowyczową i proeuropejską oraz wschodnią pro-prezydencką i prorosyjską. Radykałowie powiedzieliby: zachodnią – polską, europejską i wschodnią – rosyjską i oligarchiczną.

W zachodniej Ukrainie większość obywateli mówi po polsku. Wielu ma rodziny, które wyemigrowały do Polski lub na Zachód. Dla nich Europa to dobrobyt i wolność. Tak jak dla nas 30 lat temu.

We wschodniej części żyje się lepiej. Nie trzeba emigrować. Tam jest przemysł, ale i tam są oligarchowie. A to oni mają ogromny wpływ na rządzących w Kijowie. Mają pieniądze, czyli mają władzę. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że najbogatszy Ukrainiec Achmetow ma po prostu swoją frakcję w ramach Partii Regionów w ukraińskiej Radzie Najwyższej.

Gdyby chciał mógłby obalić Janukowycza w jednym głosowaniu. Ale z jakichś powodów nie chce. Dlaczego?

Podzielona
Podzielona Ukraina

Rosja nie odda Ukrainy

Ukraina jest chyba w gorszej geopolitycznej sytuacji niż Polska przez całą swoją historię. Niby jest niepodległym państwem, z demokratycznie wybranymi władzami, ale tak naprawdę jej los zależy od porozumienia między Rosją, niektórymi państwami Unii Europejskiej i interesami USA.

Interesy Kremla na Ukrainie są oczywiste. To jest ich sfera wpływów. To jest część imperium, które Jelcyn w przypływie szaleństwa (niektórzy twierdzą, że alkoholowego) oddał nie bardzo wiadomo komu. No bo nie Europie. Oddał na pastwę losu. W nieodpowiedzialne ręce rodzącej się ukraińskiej świadomości. Dzięki temu przez lata Kreml pracował, by Ukrainę odzyskać. Wspierał oligarchów w budowaniu ich potęgi). Pomógł wybrać Janukowycza… i tu natrafił na opór.

W wyniku pomarańczowej rewolucji władzę przejął Juszczenko. Po niej wydawało się, że Ukraina idzie prostą drogą ku Zachodowi. W Polsce nastąpiła swoista euforia. Oto mamy prezydenta sąsiedniego kraju, który nie dość, że pokonał Kreml, to jeszcze jest wdzięczny Polakom za pomoc i wsparcie. Niestety dość szybko okazało się, że Juszczenko taki bardzo wdzięczny nie jest, a jego reformy mają ze skutecznością tyle wspólnego, co słoń z baletem. Ukraina pogrążała się w kryzysie i niedawny bohater stał się jednym z najbardziej nielubianych ukraińskich polityków, ciągnąc ze sobą na dno premier Julię Tymoszenko.

Kolejne wybory, w sumie uczciwe i demokratyczne wygrał sponiewierany przez pomarańczową rewolucję Janukowycz. Ucieszył się Kreml – nie musieli interweniować – ucieszył się wschód Ukrainy, ucieszyła się UE i w sumie zachód kraju też odetchnął. Może teraz  będzie normalnie.

Piłkarskie złudzenia

Wydawało się, że Ukraina się rozwija. Inwestycje w Euro 2012 i propaganda, zresztą podsycana także przez Polskę (to było dość naturalne i zrozumiałe) pokazywała ten kraj, jako stabilny, demokratyczny, przyjazny ludziom i dołączający do europejskiej wspólnoty.

Uwierzyła w to Europa. Uwierzył chyba w pewnym momencie sam Janukowycz. A co najgorsze uwierzyły rzesze Ukraińców mieszkających na zachodzie kraju. Deklaracje władz w Kijowie, proeuropejskie, wielokrotne zapowiedzi administracji i samego Janukowycza, że Ukraina wybiera proeuropejski kurs uśpiły czujność mieszkańców zachodniej Ukrainy. W zeszłym roku, kiedy byłem na Ukrainie nie czułem się jak w Unii Europejskiej czy nawet w Polsce, ale w dużych miastach panowała „zachodnia atmosfera”, coś co Polacy przeżywali na kilka lat przed wstąpieniem do UE: entuzjazm, nadzieję i wiarę, że Unia rozwiąże wszystkie problemy. Z biedą, z bezrobociem, z korupcją, ze wszystkim.

Niestety nie uwierzyła w to Rosja. Kreml nie mógł zgodzić się na utratę Ukrainy.

Nie mógł, bo dla Putina i jego otoczenia to scenariusz gorszy od rozpadu ZSRS.

Dla Rosji rozpad Układu Warszawskiego w 1989 roku był jak przegranie II wojny światowej. Był ciosem, który przekreślił jej nadzieję na hegemonię w tej części świata, zdobytą w Jałcie, kiedy to Stalin wziął wszystko, co chciał.

W Polsce odbywały się rozmowy Okrągłego Stołu, wybrano pierwszy niekomunistyczny rząd Tadeusza Mazowieckiego, padał mur berliński, a w Białowieży podpisano rozwiązanie Związku Radzieckiego. W umysłach sowieckich generałów kłębiły się myśli, że oto ich ojczyzna przegrywa „Wielką Wojnę Ojczyźnianą”. Można się tylko domyślać, jak trudno było im przełknąć tę porażkę, gdy dowiedzieli się o upadku imperium. Te nastroje tak naprawdę nigdy nie słabły. Federacja Rosyjska jest mentalnym spadkobiercą Sowieckiej Rosji. Kluczowe role odgrywają w niej agencji KGB (Putin) i generałowie, którzy dobrze pamiętają potęgę Sowietów.

Nie ma w tym nic niedorzecznego. Wielu Rosjan, jak wskazują badania, uważa, że Związek Sowiecki był potrzebny i jego rozpad to poważny błąd. Rosyjskie społeczeństwo rzeczywiście popiera włodarzy Kremla i ich politykę, w tym politykę zagraniczną. Choć w kwestii Ukrainy Putin i otoczenie nie uważa, że jest to polityka zagraniczna.

Dla Rosji Ukraina jest częścią imperium. To tak, jakby Polska zgodziła się na oddanie Niemcom Śląska.

Stowarzyszenie Ukrainy z UE jest jak oddanie Niemcom Śląska.

Kreml do tego nie może dopuścić.

Włączenie Ukrainy w europejskie struktury lub choćby zapowiedź takiego kierunku ukraińskiej polityki jest dla Rosji powrotem do granic sprzed 1939.

Raczej na pewno myślenie Kremla jest w tej sprawie takie - polskie Kresy wracają do macierzy. Zachód Ukrainy, inspirowany przez Polaków, i omamionych przez nich Niemców, Francuzów i całą UE zamierza zrobić wszystko, by powrócić do układu granic z 1939. To jest rewizja pojałtańskiego porządku w Europie.

Poparcie Polski to za mało

Polscy politycy są bardzo aktywni we wspieraniu ukraińskiej opozycji. Majdan dziękuje za to poparcie. Ale Majdan czeka na jakąkolwiek akcję ze strony oficjeli UE. I jedyne czego się doczekuje to sankcje, które są o co najmniej 3 miesiące spóźnione.

Polska popiera europejskie aspiracje naszych braci z Majdanu szczerze i z  nadzieją, że Ukraina będzie niezależnym, demokratycznym, pełnym wolności słowa państwem, które niedługo stanie się częścią europejskiej rodziny.

Wydaje się, że wciąż żywe są ustalenia z Jałty, które podzieliły 59 lat temu świat i wpływy polityków w Europie, Rosji i Stanach Zjednoczonych.

Nasuwa się pytanie, czy młode pokolenie Ukraińców, Białorusinów, a wreszcie Rosjan, nie ma dość układu, który w części Europy przyniósł wolność i dobrobyt, a im biedę i bezprawie od czasów Stalina i Chruszczowa aż do Putina i Janukowycza.

Andrzej Szozda, polskieradio.pl