Na czwartek ukraińskie władze zapowiedziały dzień żałoby narodowej po ofiarach zamieszek w Kijowie. Wstępny bilans starć protestujących z milicją to 26 zabitych i blisko 240 rannych. Te liczby mogą jednak wzrosnąć, bo w pogorzelisku w budynku Związków Zawodowych wciąż podobno znajdują się ofiary zamieszek. W kijowskich szpitalach leżą setki rannych. Wielu z ranami postrzałowymi z ostrej amunicji, choć władza oficjalnie zaprzeczyła, aby milicja strzelała do protestujących z broni palnej.
Protesty na Ukrainie - serwis specjalny >>>
Radomir Czarnecki, korespondent Polskiego Radia w Kijowie opowiadał w Trójce, że przez całą noc na Majdanie strzelały petardy i race. - Noc minęła dość spokojnie, nie doszło do szturmu na barykady, które na nowo się rozrosły. Płoną opony, które są ogniową barykadą. Milicjanci polewają ludzi wodą - mówił Czarnecki.
- To regularna wojna, wielu przecież było rannych i zabitych. Rzucać granaty w tłum, to normalne? - relacjonował jeden ze świadków. Opozycja nadal apeluje, żeby ludzie przychodzili na demonstracje. - Nikt nie potrafi powiedzieć, jak kruchy jest ten rozejm. Wiadomo, że jest dialog. A dopóki rozmowy trwają, do ataku na Majdan nie dojdzie - dodał Radomir Czarnecki.
W czwartek w Kijowie szefowie dyplomacji Polski, Francji i Niemiec spotkają się z władzami i przedstawicielami ukraińskiej opozycji. Potem polecą do Brukseli na spotkanie szefów MSZ państw Unii, gdzie będą dyskutować m.in. o sankcjach wobec winnych przemocy w Kijowie.
Z Radomirem Czarneckim w porannej audycji "Zapraszamy do Trójki" rozmawiał Krystian Hanke.
(ei,ag)