W kontekście przywołanej analogii, prowadzący wywiad dziennikarz Polskiego Radia zwrócił także uwagę na skłonność Krzysztofa Pendereckiego do rozbudowanych fresków muzycznych opartych na wielkiej literaturze. Nic dziwnego, wziąwszy pod uwagę, że rozmowa odbyła się w przerwie spektaklu opery "Raj utracony" na podstawie poematu Johna Miltona.
Krzysztof Penderecki nie omieszkał odnieść się do rozpowszechnionego poglądu o rzekomym kryzysie, a nawet schyłku tego gatunku. - Gdy byłem młody, podobnie mówiło się o wielkich formach oratoryjnych i o koncertach instrumentalnych. A jeśli chodzi o operę, to Boulez ogłosił nawet manifest nawiązujący do wysadzenia w powietrze wszystkich gmachów operowych - wspominał kompozytor. - Prawda jest taka, że on po prostu nie potrafił napisać opery. Do tego potrzebny jest zmysł dramatyczny, dany nie każdemu kompozytorowi. Wagner i Verdi na przykład mieli go w nadmiarze, dlatego nie tworzyli dobrej muzyki kameralnej - wyjaśnił.
Nagabywany przez Andrzeja Chłopeckiego, kompozytor odniósł się również do skrajnych reakcji, jakie budziła i wciąż budzi jego nowsza, bardziej tradycyjna twórczość. - Nie chciałem do końca życia być awangardzistą w krótkich spodenkach. Zaskakiwanie słuchaczy przychodziło mi łatwo, ale zaczęło mnie nudzić - podkreślił. Z drugiej strony przyznał, że popiersie z brązu, jakie wystawiono mu za życia w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy, wprowadziło go w zakłopotanie
W nagraniu audycji mowa była także m.in. o pewnym szczególnym dworku, który połączył Krzysztofa Pendereckiego z Jackiem Malczewskim.