Logo Polskiego Radia
PAP
Paweł Słójkowski 05.02.2014

Soczi 2014: Adam Małysz wyjaśnia, dlaczego zrezygnował z funkcji attache

Adam Małysz nie zrezygnował z funkcji attache reprezentacji Polski na igrzyska z powodu braku zgody na wyjazd do Soczi jego żony. O decyzji zaważyły te punkty karty olimpijskiej, które ograniczały wizerunek byłego skoczka narciarskiego.
Adam Małysz żałuje, że wcześniej nie dowiedział się o przepisach, które wymusiły na nim rezygnację z funkcji attache reprezentacji PolskiAdam Małysz żałuje, że wcześniej nie dowiedział się o przepisach, które wymusiły na nim rezygnację z funkcji attache reprezentacji PolskiPAP/Bartłomiej Zborowski

Funkcję attache polskiej reprezentacji olimpijskiej zarząd PKOl powierzył Małyszowi 10 czerwca 2011 roku.
- Nikt wówczas nie uświadomił mnie, z czym się wiąże piastowanie takiej funkcji. Jestem też wściekły na siebie, że się sam tym nie zainteresowałem. Nie przyszło mi do głowy, że przepisy karty olimpijskiej w stosunku do osoby, nie będącej już czynnym zawodnikiem, są prawie identyczne jak w przypadku aktualnego sportowca. Gdybym o takich przepisach dowiedział się dwa lata temu, mógłbym to rozegrać inaczej. Albo od razu zrezygnować, albo umówić się ze sponsorami na zawieszenie kampanii na wymagany kartą czas - powiedział.
Małysz zaznaczył, że jego publiczny wizerunek musiałby zniknąć od 30 stycznia do 9 marca, a więc jeszcze dwa tygodnie po ceremonii zamknięcia igrzysk.
- To, że w Soczi musiałbym chodzić wszędzie w stroju olimpijskim, a nie w ubiorze kierowcy rajdowego, było dla mnie oczywiste. Natomiast przepisy MKOl wykluczają z życia publicznego mój wizerunek. A przecież jestem gdzieś tam w Polsce na billboardach, na plakatach, emitowane są też reklamy z moim udziałem. Nie byłbym w stanie, nawet gdybym bardzo chciał, dostosować się do tych punktów karty olimpijskiej, które mówią o tych obostrzeniach w przypadku sprawowania funkcji attache - wspomniał "Orzeł z Wisły".
Podkreślił, że jego udział w sporcie motorowym jest możliwy tylko dzięki sponsorom, wobec których ma dużo wcześniej podjęte zobowiązania. Przyznał, że rozważał taką ewentualność, by lecieć do Soczi na własną odpowiedzialność, ale... "ze względu na trwające kampanie z moim udziałem mógłbym zostać wydalony z wioski olimpijskiej, a wtedy byłoby o mnie bardzo głośno, tylko w złym świetle".
W rozmowie zdobywca czterech medali olimpijskich w skokach narciarskich wyjaśnił także "sprawę żony".
- Startowałem w czterech zimowych igrzyskach: w 1998 roku, 2002, 2006 i 2010. Na żadnych nie byłem z Izą. Pomyślałem zatem, gdy powierzono mi funkcję attache, że może teraz będzie mogła ze mną pojechać do Soczi, na mój koszt. Oświadczyłem, że za jej pobyt zapłacę. Chciałem, aby miała tylko akredytację, byśmy mogli być razem, a nie ja w wiosce, a żona gdzieś na mieście. Latem, ile dobrze pamiętam, pan Tajner zapewniał mnie, że jest to możliwe. Teraz okazało się, że taka opcja nie wchodzi w rachubę - powiedział Małysz.
Zaznaczył też, że nigdy i nikomu nie postawił warunku, "albo ja i żona, albo nie jadę".

- Żona nie była elementem przetargowym i niemożność uzyskania dla niej akredytacji nie miała żadnego związku z moją rezygnacją. Powtórzę, uprawiam dziś sport, który jest bardzo drogi i mogę sobie na to pozwolić tylko dzięki sponsorom. Muszę ich szanować, dlatego nie mogłem pogodzić tych spraw z surowymi wymogami MKOl. A swoją drogą uważam, że te przepisy są bzdurne. Mam nadzieję, że za cztery lata będą już zmienione.
Igrzyska w Soczi rozpoczną się 7 lutego i potrwają do 23. Wystąpi w nich 59 polskich sportowców (24 kobiety i 25 mężczyzn).