Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
Małgorzata Byrska 13.11.2014

Czy polski konsument skorzysta ze spadku cen i zrobi większe zakupy?

Inflacja na minusie, a gospodarka hamuje. Według danych GUS już czwarty miesiąc z rzędu mamy spadek cen. Deflacja się pogłębia i wynosi już 0,6 proc. (w październiku, licząc rok do roku).
Czy deflacja zachęci polskich konsumentów do zwiększania aktywności zakupowej.Czy deflacja zachęci polskich konsumentów do zwiększania aktywności zakupowej. Glow Images/East News
Posłuchaj
  • Nasza gospodarka spowalnia – prognozują ekonomiści. I ten trend może się utrzymać w kolejnych kwartałach – mówił gość radiowej Jedynki, wicedyrektor Instytutu Ekonomicznego NBP Jacek Kotłowski. (Krzysztof Rzyman, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Zdaniem Piotra Kuczyńskiego z Domu Inwestycyjnego Xelion, gościa Polskiego Radia 24, jeszcze w tym roku będziemy mieli jednak obniżkę stóp NBP. Jego zdaniem najlepszy poziom inflacji dla Polski to 2,5 procent – a taki jest właśnie zakładany cel inflacyjny NBP. (Robert Lidke, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Jak mówi Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP – Polacy bardziej przywiązani są do nominalnej, a nie realnej wartości pieniądza.(Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Minister Mateusz Szczurek uważa, że trudno będzie osiągnąć tak dobry wynik wzrostu gospodarczego, jak w pierwszej połowie roku. (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • W ocenie Jacka Kotłowskiego z Instytutu Ekonomicznego NBP spadek cen nie będzie jednak zjawiskiem długotrwałym.(Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
Czytaj także

Główny Urząd Statystyczny opublikował najnowsze dane na temat inflacji, a w zasadzie deflacji. Od lipca obserwujemy już, że ceny na sklepowych półkach spadają, przynajmniej w ujęciu rocznym, a w październiku było to minus 0,6 proc. Czy to jest już powód do obaw?

–  Nie powinniśmy mieć obaw z tego powodu, ponieważ ta deflacja nie ma charakteru trwałego, jak miało to miejsce np. w Japonii w latach 90. Wynika ona, oprócz słabości popytu, z uwarunkowań podażowych. Spadają ceny żywności. Były bardzo dobre zbiory, była łagodna zima, ponadto mamy efekt embarga nałożonego na polską żywność wysyłaną do Rosji i tanieją towary, co jest zjawiskiem powszechnym – mówi gość radiowej Jedynki, wicedyrektor Instytutu Ekonomicznego Narodowego Banku Polskiego Jacek Kotłowski.

Ceny towarów spadają nie tylko w Polsce, również w innych krajach naszego regionu. Podobnie jest z surowcami, tu trend też jest spadkowy.

Niejednoznaczna deflacja

Przedsiębiorców sytuacja deflacji zaczyna martwić, ponieważ chociaż wolumenowo sprzedają więcej, to do kasy wpada tyle samo, właśnie przez to, że ceny spadają.

– Deflacja może być zjawiskiem niebezpiecznym, ale wtedy, kiedy jest sprzężenie zwrotne ze wzrostem gospodarczym. Wtedy zaczyna się ona przekładać na decyzje konsumentów, którzy stwierdzają, że nie będą kupowali, że poczekają, bo będzie taniej. I na wybory przedsiębiorców, którzy też nie inwestują, bo będzie taniej, bo popyt jest niski. Może to mieć też negatywne konsekwencje, kiedy nie dopinają się biznesplany, ponieważ zazwyczaj zakładamy wzrost cen. Natomiast kiedy te ceny okazują się niższe, to tutaj przedsiębiorcy też mogą mieć problem. Trzecim powodem, dla którego nie lubimy trwałej deflacji, jest niemożliwość zmniejszenia ciężaru długu – czy to zadłużenia publicznego, czy prywatnego – wylicza Jacek Kotłowski z NBP.

To wszystko nam raczej nie grozi, ponieważ mimo że u nas deflacja trwa już kilka miesięcy, to jednak nie jest zjawiskiem trwałym.

Obawy resortu finansów

Jednak minister finansów martwi się deflacją, gdyż ma to wpływ na budżet. – Z punktu widzenia budżetu inflacja jest o tyle korzystna, że podnosi dochody budżetowe, natomiast w kolejnych latach powoduje dodatkowe wydatki. Czyli w krótszym okresie jest korzystna, a w dłuższym  nie – podkreśla ekspert.

Z punktu widzenia ministra finansów korzystne jest to, że mamy dość dobrą strukturę wzrostu gospodarczego, tzn. mamy relatywnie szybko rosnącą konsumpcję, dynamika inwestycji jest dodatnia. Także z punktu widzenia dochodów budżetowych jest to bardziej korzystna struktura niż wzrost gospodarczy oparty na eksporcie.

Co dalej z naszą gospodarką

Inflacja wynosi minus 0,6 proc., a w zasadzie jest to deflacja. Cel polityki pieniężnej to 2,5 proc. W jakiej perspektywie jest to do osiągnięcia? NBP opublikował raport o inflacji.

– Opublikowaliśmy projekcję inflacji i PKB, która swoim horyzontem obejmuje bieżący rok i dwa kolejne lata, przy założeniu stałych stóp procentowych NBP. Spodziewamy się, że inflacja w ciągu tych dwóch lat nie wróci do zakładanego celu, właściwie dotknie dolnej granicy odchylenia od celu, ale celu w ciągu najbliższych dwóch lat nie osiągnie – ocenia wicedyrektor Instytutu Ekonomicznego NBP.

Jednak projekcja inflacyjna mówi o pewnym prawdopodobieństwie zdarzeń. Np. o tym, że przy deflacji może być malejąca dynamika wzrostu gospodarczego, mniejsze tempo.

– Prognozowane na 2015 rok 3,2 proc. wzrostu gospodarczego dla Polski to nie jest dużo. To wzrost raczej bardzo umiarkowany, bo dopiero przy 4 proc. spada strukturalnie bezrobocie. Dlatego te 3 proc. nie będzie powodowało wzrostu gospodarki, ani inflacji, ponieważ nie będzie presji na płace. To będzie dalej trudny rynek pracy, rynek pracodawcy – uważa gość Polskiego Radia 24, główny analityk z Domu Inwestycyjnego Xelion Piotr Kuczyński.

Realnie mamy więcej, ale nominalnie niewiele się zmienia

Czy rekordowa deflacja spowoduje, że wydamy więcej na święta? Zdaniem Łukasza Kozłowskiego z Pracodawców RP niekoniecznie tak się stanie, ponieważ Polacy są bardziej przywiązani do nominalnej, a nie do realnej wartości pieniądza.

– Deflacja nie zachęca polskich konsumentów do zwiększania aktywności zakupowej, pomimo tego, że ich realne dochody wzrastają. Paliwa też są znacznie tańsze niż rok czy dwa lata temu, co pozwalałoby teoretycznie na przeznaczenie większej części swoich dochodów na inne produkty, jednak nie obserwujemy takiego wyraźnego wzrostu. I choć realnie jesteśmy bogaci, to nie czujemy się zasobniejsi i wolimy odłożyć więcej pieniędzy. Dochodzą do nas niepokojące sygnały wskazujące na to, że sytuacja jest dosyć niepewna. Grozi nam pewne spowolnienie. To także może zniechęcać do zakupów – przestrzega Jacek Kotłowski.

Problem za naszą zachodnią granicą…

GUS ogłosi 14 listopada tzw. szybki odczyt za trzeci kwartał i wielu analityków prognozuje, że to będzie ten moment, kiedy zobaczymy, że gospodarka nieco hamuje, co może jeszcze bardziej zniechęcać do większych zakupów.

– Gospodarka hamuje już od pewnego czasu. Dobre dane mieliśmy za pierwszy kwartał, w drugim kwartale było niższe tempo wzrostu gospodarczego, w trzecim zapewne będzie słabiej, a w kolejnym – jeszcze gorzej. Dynamika wzrostu będzie spadała. Ale źródło tego spowolnienia jest poza polską gospodarką. Właściwie hamuje gospodarka strefy euro. Rozczarowują Niemcy, gdyż wydawało się, że tam wzrost przyspiesza, jednak dane za drugi kwartał były słabe, wskaźniki koniunktury dla Niemiec też są słabe, a jest to nasz główny partner handlowy – dodaje.

Na pewno nie napawa to optymizmem przedsiębiorców w Polsce i stąd też niższa dynamika inwestycji. Firmy zwlekają, ponieważ jednym z najważniejszych motywów inwestowania są oczekiwania wobec popytu, a te są niestety pesymistyczne.

… i w całej strefie euro

Z opublikowanych danych wynika, że chociaż żywność tanieje, to – jak zapewnia minister rolnictwa – w eksporcie, nawet mimo embarga, możemy osiągnąć w tym roku takie same wyniki w handlu żywnością jak w roku ubiegłym. Skąd te rozbieżności?

– Obserwując dane, widzimy, że polski eksport na Wschód zwalnia, są to nawet dwucyfrowe spadki. Ale to, co niepokoi jeszcze bardziej, to zwalniający eksport do strefy euro. Ponieważ jest on ważniejszy z punktu widzenia polskiej gospodarki, gdyż jest wielokrotnie większy. Ceny produktów żywnościowych spadają, ale wynika to z korzystnych warunków podażowych w całej Europie – zauważa ekspert NBP.

Jaki poziom inflacji jest najbardziej korzystny dla naszej gospodarki

Cel inflacyjny to 2,5 proc. Obecnie jesteśmy od niego daleko. – Wydaje się, że to jest ten właściwy poziom dla kraju rozwijającego takiego jak Polska, gdzie tempo wzrostu powinno wynosić powyżej 4 proc. rocznie. To dobre dla gospodarki, dobre dla tych, którzy żyją z kapitału, a którzy teraz narzekają przez brak inflacji, bo lokaty są nisko oprocentowane, także obligacje i żeby zarabiać trzeba wybrać bardziej ryzykowne formy, np. giełdę – ocenia Piotr Kuczyński.

Prognoza na 2015 rok

Zdaniem NBP w przyszłym roku tempo wzrostu gospodarczego powinno wynieść 3,2 proc. Ale jest wiele zagrożeń, związanych ze stagnacją, czy też z recesją w strefie euro. – Największe ryzyka są bowiem poza nasza gospodarką, ale przekłada się to na decyzje inwestycyjne polskich przedsiębiorstw i na decyzje konsumentów – tłumaczy Jacek Kotłowski z NBP.

Konsumenci stanowią obecnie trzeci, najlepiej działający silnik, który może napędzić gospodarkę. Deflacja sprawia, że Polacy mają większe dochody w ujęciu realnym. W ujęciu nominalnym też one rosną, w tempie 3 proc., a polscy konsumenci nie są tak bardzo zadłużeni, jak konsumenci w krajach Europy Zachodniej, dlatego są w stanie sporo wydawać. Dodatkowo odnotowujemy też wzrost zatrudnienia, a pracownicy wolą niższe tempo wzrostu  wynagrodzeń niż utratę pracy. Z punktu widzenia gospodarki – to cieszy.

Czy w tym roku będziemy mieli jeszcze obniżkę stóp procentowych w Polsce? – Myślę, że krytyka, która spadła na Radę Polityki Pieniężnej (po tym, jak na ostatnim posiedzeniu pozostawiła stopy procentowe bez zmian – przyp. red.) była tak duża, że będziemy mieli – uważa Piotr Kuczyński.

Teoretycznie niewielka obniżka może mało znaczyć, ale WIBOR, czyli oprocentowanie na rynku międzybankowym, przed decyzją Rady spadał, a po decyzji o utrzymaniu wysokości stóp procentowych wzrósł o 0,1 pkt proc., czyli pieniądz na rynku jest droższy. Dlatego trudniej rozwijać się gospodarczo.

– Więcej pieniędzy idzie do banku, ale banki nie kupują chleba czy lodówki. Mniej pieniędzy zostaje w kieszeni kredytobiorców, a to właśnie oni kupują i chleb, i lodówkę. Popyt wewnętrzny w Polsce to jest 60 proc. PKB. Im niższe stopy procentowe, tym niższy WIBOR, tym więcej zostaje w kieszeni konsumenta, np.  zadłużonego konsumenta, a ten niezadłużony może teoretycznie mieć większą ochotę wziąć kredyt. Ale tylko teoretycznie, ponieważ niskie oprocentowanie kredytu to nie wszystko, musi być też potrzeba wzięcia kredytu, poczucie, że warto go brać, i że będzie mógł go spłacić, ponieważ gospodarka się rozwija – dodaje analityk.

Zaufanie do gospodarki jest tutaj decydujące.

Krzysztof Rzyman, Robert Lidke, Błażej Prośniewski, Małgorzata Byrska

 

''