Logo Polskiego Radia
Trójka
Agnieszka Szydłowska 10.07.2012

Open'er 2012 za nami

Próby podsumowania zakończonego festiwalu Open'er trwają ... W audycji wspomnienia, wrażenia, muzyka festiwalowych gwiazd oraz wywiady - Justice, The XX, Toro y Moi - pojawią się w programie.
Teren festiwalu. 6.07.12Teren festiwalu. 6.07.12 fot. Tomek Kamiński/opener.pl

Festiwal to sprawa subiektywna, stan umysłu. Poniższa opowieść jest zapisem moich przeżyć bez pretensji do obowiązującej opinii! Co ważne - wiem, że było mi łatwiej - nocą wracałam do hotelu, a nie do pływającego namiotu. No, ale nocą dalej pracowaliśmy...

Zaczęłam festiwalowy wyjazd od spotkania ze słuchaczami Trójki na Skwerze Kościuszki, jak co rok walczyliśmy o karnety ostatniej szansy. Obstawiałam, ze koncert Gogol Bordello będzie ognisty - dzień później okazało się, że tak właśnie było. Uwielbiam ten "dzień przed". Miasto zapełnia się ludźmi z opaskami, wszyscy jeszcze wypoczęci i czyści odkrywają dla siebie Gdynię...

Zaczęłam festiwal od ..."Aniołów w Ameryce" Krzysztofa Warlikowskiego i to był bardzo dobry początek. Wzruszona, poruszona - nie tylko przedstawieniem ale także jednością z publicznością, czasem i miejscem - przez resztę dni szukałam czegoś, co mogłoby zrobić na mnie równie silne wrażenie. Aby nie pisać książki ułożyłam koncertowe dni w takie zestawienie:

Bardzo dobre koncerty => energia zespołu, dobór materiału + szał publiczności: The Kills, Franz Ferdinand, Bloc Party, Mumford & Sons (choć nie rozumiem dlaczego akurat ten zespół jest tak wielbiony, jest tyle podobnych), Toro y Moi, Yeasayer, Bat for Lashes (nowe piosenki świetne), L.Stadt, Fisz Emade, Kapela ze Wsi Warszawa.
Wyjątkowe, więcej niż bardzo dobre => Bjork, New Order (mimo dyspozycji Bernadra, a właściwie braku), The XX, Bon Iver, Justice, Nosowska, M83, Gogol Bordello, Public Enemy (hej Sokoły!) i Major Lazer - to się nazywa robić imprezę!!!
Wzruszające i miłość na zawsze => Brygada Kryzys

Objawienie koncertowe => Janelle Monae

Nagroda za dzielność wbrew warunkom - wszyscy na scenie Alter Space => delikatny i piękny Saintbox! Koncerty w Alter były najzwyczajniej zagłuszane przez inne sceny, szkoda. Krzysiek Ostrowski z Cool Kids of Death za dojście na wywiad z nami mimo piorunów i burzy!

Czekałam i warto było => UL/KR!

Nie widziałm SBTRKTa (byłam na Brygadzie), Julii Marcell, Orbital, The Ting Tings, Friendly Fires, Pauli i Karola, Dry The River, Łony i Webbera, Pablopavo z Praczasem, Mai Kleszcz - a słyszałam dużo pochwał.

Nieporozumienie festiwalu=> The Mars Volta. Co to było????????????????

Księga zażaleń=> pole namiotowe, które zamieniło się w wielkie bajoro.

Z pewnością o czymś zapomniałam, nie widziałam poza tym wielu innych artystów - to, że ich nie wspominam najczęściej z tego wynika. Muszę przyznać, że czułam "nowe". Nie tylko z powodu teatru, muzeum, sękacza Gomulickiego czy kina. Także za sprawą odświeżającego braku miliona jednodniowych festiwalowiczów - fale, które nas zalewały w ubiegłych latach z powodu Prince'a czy zespołu Coldplay zniknęły. Zostaliśmy w gronie tych, którzy przyjechali na festiwal a nie jeden koncert. Ten kierunek bardzo mi odpowiada. [uwaga! te zdania odnoszą się do naprawdę przypadkowej publiczności, wiem, że wśród "jednodniowych" także są fani muzyki, ABSOLUTNIE nie deprecjonuję takich decyzji!!!]

Jakie są wasze wrażenia? Czekamy na relacje, opinie, chciałabym je zamieścić na stronie! Nasz adres to alternatywny@polskieradio.pl

E środę i czwartek słuchamy przywiezionych z Gdyni wywiadów. Otwieramy się na Off Festival 2012 i zaczynamy konkursy o karnety! A w czwartek po 20 poznamy kolejnych wykonawców Nowej Muzyki 2012!

Zapraszam między 19 a 21, Agnieszka

11.7.12

NEW ORDER- regret

FACTORY FLOOR- lying

CONNAN MOCKASIN - it's choade my dear

THE KILLS- cheap and cheerful

THE KILLS- future starts slow

THE KILLS- the last goodbye

20-21

FAIR WEATHER FRIENDS- mellow walls

BLOC PARTY- modern love

BLOC PARTY- the pioneers (M83 rmx)

JANELLE MONAE- tightrope

THE XX- fantasy

12.7.12

NOSOWSKA- nomada

BLOC PARTY- octopus

PISSED JEANS - false Jesii part 2

JUSTICE- the party

JUSTICE- dance

TORO Y MOI - divina

TORO Y MOI- still sound

20-21

HOT CHIP - flutes

Nowa Muzyka ogłasza : King Krule, XXYYXX, Nguzunguzu na Nowej Muzyce!

GANG GANG DANCE- romance layers

***

THE XX- crystalized

THE XX- night times

FRANK OCEAN- pilot jones

SBRTKT- right thing to do

THE XX- fantasy

Pierwsza porcja maili - UWAGA, zostawiam oryginalną pisownię, czasami lekko skracam (ale zaznaczam to wyraźnie)

***
W tym roku, kiedy tylko pojawiła się informacja zapowiadająca koncert The Kills na tegorocznym Open'erze, wiedziałam już jak rozpocznę pierwsze cztery dni swoich wakacji. To była najlepsza wiadomość ostatnich miesięcy, każdego dnia dziękowałam za to, że w końcu doczekałam się i będę mogła zobaczyć na żywo kobietę, którą podzwiam i którą inspiruję się od lat, oraz mężczyznę, który tworzy w muzyce zespołu którego kocham właśnie ten niepowtarzalny, cechujący The Kills klimat dźwiękowy.
Z racji, że był to mój pierwszy Open'er (cóż się dziwić, dopiero zaczynam przygodę z festiwalami z racji bardzo młodego wieku...), kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać, dużo czytałam na temat festiwalu i trzy rzeczy, które najbardziej utkwiły mi w pamięci to pierwsza - nieodwołalnie trzeba zabrać ze sobą kalosze, druga - trzeba przewidzieć, że najparawdopodobniej będzie conajmniej jeden taki dzień w którym nie pójdziemy pod prysznic i trzeci - jeżeli potrafimy wczuć się w klimat, to przy odrobinie szczęścia będą to cztery jedne z najlepiej spędzonych dni naszego życia. Wszystkie trzy opcje sprawdziły się w moim przypadku wprost idealnie.
Po przejściu przez bramki na pole namiotowe, pierwszego dnia festiwalu, koło godziny 14:00, jestem pewna że, na "głównej" drodze do tyłów pola namiotowego widziałam jeszcze ostatki rosnącej tam trawy. Przy rozkładaniu namiotu złapał nas deszcz i idąc po godzinie do samochodu po bagaże, z całkiem dobrze wyglądającej ścieżki zrobiło się błotne pobojowisko i dlatego zrozumiałam już dlaczego wszyscy tak przeżywali konieczność przytargania ze sobą gumiaków. Wtedy jeszcze nie wyglądało to źle, z dnia na dzień coraz bardziej się to pogarszało, a ostatniego dnia było tam błotne jezioro, które podtopiło najbliższe namioty, a grupka szalonych Openerowiczów pływała tam późnym wieczorem na materacach i w namiotach oraz serfowała na deskach co dostarczyło ich niemałej publiczności sporo uciechy.
Do prysznica z ciepłą wodą (co mijało się nieco z prawdą) stało się z rana przeciętnie półtorej godziny, dlatego w następne dni jeździłam z przyjaciółmi pod prysznice na campingu w Sopocie, ale był to raczej drogi interes i następnym razem chyba poświęcę się dla klimatycznych "Openerowych prysznicy z ciepłą wodą".
Ogólnie zadziwiła mnie niesamowita organizacja i przemyślenie atrakcjii festiwalu, tam po prostu nie dało się nudzić, na samym terenie Open'era, nie licząc miejsc poza nim, jest tyle miejsc wartych odwiedzenia, że przez te cztery dni wątpię żebym chociaż zawitała do połowy z nich.
Jak już wcześniej wspomniałam najbardziej cieszył mnie fakt zobaczenia koncertu The Kills, postałam także w bardzo gęstej kolejce po autografy duetu, z czym wiąże się pewna, ale niestety dłuższa, zabawna historia, kiedy to w końcu nie dostałam wymarzonego autografu (po którego dosłownie biegłam z pola namiotowego jak oszalała). Mogę tylko zdradzić, że moja zdezorientowana mina najprowdopodobniej wzbudziła w artystach mieszane odczucia, kiedy to prawie mdlejąca z radości weszłam do Signing Tent'u, a tam, zamiast Alison i Jamiego ujrzałam grupę Yeasayer.
Jeżeli chodzi o koncerty które na długo utkwią mi w pamięci, to zapewne właśnie The Kills, Franz Ferdinand, Mumford & Sons, Bjork, Bat For Lashes, The Ting Tings, oraz nieziemski i doprawdy czarujący zespół The XX.
Wspomnienia magiczne, festiwal naprawdę warty polecenia, no i tak oto zaczęłam w swoim życiu nowy rozdział, rozdział zwiazany z zabawą na Open'erze każdego roku, w co gorąco wierzę!
Pozdrawiam, Patrycja
W tym roku, kiedy tylko pojawiła się informacja zapowiadająca koncert The Kills na tegorocznym Open'erze, wiedziałam już jak rozpocznę pierwsze cztery dni swoich wakacji. To była najlepsza wiadomość ostatnich miesięcy, każdego dnia dziękowałam za to, że w końcu doczekałam się i będę mogła zobaczyć na żywo kobietę, którą podzwiam i którą inspiruję się od lat, oraz mężczyznę, który tworzy w muzyce zespołu którego kocham właśnie ten niepowtarzalny, cechujący The Kills klimat dźwiękowy.Z racji, że był to mój pierwszy Open'er (cóż się dziwić, dopiero zaczynam przygodę z festiwalami z racji bardzo młodego wieku...), kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać, dużo czytałam na temat festiwalu i trzy rzeczy, które najbardziej utkwiły mi w pamięci to pierwsza - nieodwołalnie trzeba zabrać ze sobą kalosze, druga - trzeba przewidzieć, że najparawdopodobniej będzie conajmniej jeden taki dzień w którym nie pójdziemy pod prysznic i trzeci - jeżeli potrafimy wczuć się w klimat, to przy odrobinie szczęścia będą to cztery jedne z najlepiej spędzonych dni naszego życia. Wszystkie trzy opcje sprawdziły się w moim przypadku wprost idealnie.Po przejściu przez bramki na pole namiotowe, pierwszego dnia festiwalu, koło godziny 14:00, jestem pewna że, na "głównej" drodze do tyłów pola namiotowego widziałam jeszcze ostatki rosnącej tam trawy. Przy rozkładaniu namiotu złapał nas deszcz i idąc po godzinie do samochodu po bagaże, z całkiem dobrze wyglądającej ścieżki zrobiło się błotne pobojowisko i dlatego zrozumiałam już dlaczego wszyscy tak przeżywali konieczność przytargania ze sobą gumiaków. Wtedy jeszcze nie wyglądało to źle, z dnia na dzień coraz bardziej się to pogarszało, a ostatniego dnia było tam błotne jezioro, które podtopiło najbliższe namioty, a grupka szalonych Openerowiczów pływała tam późnym wieczorem na materacach i w namiotach oraz serfowała na deskach co dostarczyło ich niemałej publiczności sporo uciechy. Do prysznica z ciepłą wodą (co mijało się nieco z prawdą) stało się z rana przeciętnie półtorej godziny, dlatego w następne dni jeździłam z przyjaciółmi pod prysznice na campingu w Sopocie, ale był to raczej drogi interes i następnym razem chyba poświęcę się dla klimatycznych "Openerowych prysznicy z ciepłą wodą".Ogólnie zadziwiła mnie niesamowita organizacja i przemyślenie atrakcjii festiwalu, tam po prostu nie dało się nudzić, na samym terenie Open'era, nie licząc miejsc poza nim, jest tyle miejsc wartych odwiedzenia, że przez te cztery dni wątpię żebym chociaż zawitała do połowy z nich.Jak już wcześniej wspomniałam najbardziej cieszył mnie fakt zobaczenia koncertu The Kills, postałam także w bardzo gęstej kolejce po autografy duetu, z czym wiąże się pewna, ale niestety dłuższa, zabawna historia, kiedy to w końcu nie dostałam wymarzonego autografu (po którego dosłownie biegłam z pola namiotowego jak oszalała). Mogę tylko zdradzić, że moja zdezorientowana mina najprowdopodobniej wzbudziła w artystach mieszane odczucia, kiedy to prawie mdlejąca z radości weszłam do Signing Tent'u, a tam, zamiast Alison i Jamiego ujrzałam grupę Yeasayer.Jeżeli chodzi o koncerty które na długo utkwią mi w pamięci, to zapewne właśnie The Kills, Franz Ferdinand, Mumford & Sons, Bjork, Bat For Lashes, The Ting Tings, oraz nieziemski i doprawdy czarujący zespół The XX.Wspomnienia magiczne, festiwal naprawdę warty polecenia, no i tak oto zaczęłam w swoim życiu nowy rozdział, rozdział zwiazany z zabawą na Open'erze każdego roku, w co gorąco wierzę!
Pozdrawiam, Patrycja
***
Witam !

To był mój drugi raz na Opene'rze , a pierwszy przez 4 dni. Było mnóstwo niesamowitych koncertów ( Dry The River, tres b, Chłopcy kontra Basia, Mumford and Sons, Major Lazer(!) czy The XX. Ale najbardziej zaskoczył, zadziwił, zachwycił, powalił na kolana, rozwałil na łopatki, był koncert Justice. Pewnie większość nie była tym zaskoczona, ale ja stojąc 5 minut przed koncertem widząc mnóstwo ludzi dookoła, te wielkie oczekiwania nie byłem w stanie tego zrozumieć. Przyszedłem tam tylko ze zwykłej ciekawości i dlatego, że na innych scenach nic mnie nie porywało. Słuchałem jednego albumu Justice przed festivalem, no i stwierdziłem, że taka zwykła elektronika i nie widze powodu do zachwytu. Dosłownie 30 sekund przed wejsciem muzyków na scene zapytałem kolege o co chodzi z tym fenomenem Justice. Po jakiś następnych dwóch minutach zrozumiałem o co chodzi z tym fenomenem Justice... Byłem już na paru dużych i spektakularnych koncertach w swoim życiu, ale to mnie kompletnie wbiło w te festivalowe błoto. Całe szczęście, że po chwili udało mi sie skakać w rytm dzwięków wydobywanych przez francuskich muzyków.. To nie był zwykły koncert, tylko genialne, wybitne show. Połaczenie tych dzwięków, świateł , a utwory Civilization czy D.A.N.C.E były N I E S A M O W I T E !

Maciek
***
chyba nikt nie wspomniał o występie Gogol Bordello, który według mnie był jednym z najlepszych :)
nik
***
Mój pierwszy Opener to przejechanie blisko 700 km czerwoną strzałą po to, żeby rozbić namiot przed deszczem. Udało się. Dzień przed muzyczną ucztą okazuje się, że nie do końca jestem przystosowana do życia campingowego. W prawdzie czajnik jest, baniak z wodą również a i zupek chińskich pod dostatkiem, ale jest problem bo nie potrafię latać. Z pomocą znajomi, którzy przyjeżdżają na ostatnią chwilę i dowożą kaloszki. Nie jakieś fikuśne w serduszka czy hawajskie kwiaty, czarne, męskie (moja stopka ma niedziewczęcy rozmiar 41), takie jakie nosi mój dziadek do koszenia. Ale nie marudzę tylko kocham je nad życie, bo kaloszki to +100 do komfortu festiwalowicza. Cała prawda o campingu to zdjęcie zrobione na pożegnanie dnia 8. lipca o poranku.
4 lipca. Zaczynamy od Fisza. Już prawie się pogodziłam z tym, że nigdy nie usłyszę na żywo Czerwonej Sukienki, ale odkąd wiem, że trudno tekst spamiętać to cieszę uszka znanymi jak świat piosenkami w nowych wydaniach. Koncert The Kills dał mi energię na dalszą część festiwalu i jest on w top 3 tegorocznej edycji. Czekam na Bjork, bo to dama znana mi od 10 lat a nigdy przenigdy na żywo nie słyszana. Pewna festwialowiczka "zaspoilerowała" mi wizerunek scenicznych artystki bo w kolejce po zapiekankę usłyszałam: "Jak zobaczysz babę w natapirowanej rudej peruce to będzie to Bjork". Sam koncert, a raczej jak jeden z festiwalowiczów cytowanych już na antenie określił spektaklem, bardzo wzruszał i zachwycał. Kształcę się w kierunkach związanych z biologią i aranżacje video z komórkami bardzo mnie uśmiechały. Mogłabym równie dobrze z zamkniętymi oczami koncertu wysłuchać bo muzyka jest piękna bez wyglądania.
5 lipca. Nie wiem jak to się stało, że Bon Iver występował przed duetem Justice ale było to jak ciepłe mleko z miodem przed mocną kawą z chilli.
6 lipca to kobiety. Nosowska jest taka, że ja ją po prostu bardzo lubię. A tej postaci, która przygotowała jej oprawę sceniczną chciałabym bardzo pogratulować i podziękować za podarowanie mi na długie lata wspomnienie pięknego koncertu. W sprawie drugiej kobietki to podziękować chciałabym Łukaszowi, za to że kiedyś na muzycznym blogu pojawiła się Julia i wiedziałam, że na ten koncert trzeba iść mimo że nóżki nie chciały a główka tęskniła do poduszki.
7 lipca. The xx mi nieznane bardzo się spodobało i koniecznie się zapoznam z ich twórczością.
Więcej koncertów nie pamiętam. Za wszystkie opuszczone przepraszam i żałuję.
Pozdrawiam, panipilarz
***
Janelle była genialna, choć w Polsce funk jeszcze nie mieści się w estetyce indie. Pewnie kwestia czasu. Dziękuję za konkursowy karnet. Można umieszczać maila gdzie dusza chce
Krzysiek z Chrzanowa
***
june - ciekawe, ale miks stylistyczny, który został mi zaserwowany, po 20 minutach zaczął męczyć
fisz emade - mój któryśtam z kolei koncert zespołu, zawsze jest super i teraz tez było
the kills - koncert, na który czekałam chyba najbardziej, był dobry, ale jak na zespół który kocham to jednak chyba za mało (bębniarzy było czterech!). choć i tak "momentem festiwalu" jest the last goodbye i moje łzy w oczach
mela koteluk - straciłam kawałek bjork, ale nie żałuję, bo było wspaniale!
bjork - stałam oniemiała patrząc na machinę wytwarzającą pioruny. super chór!
orbital - zupełnie nie moja bajka, ale namiot pełen
wiz khalifa - nie spodziewałam się, że aż tak mi się spodoba
iza lach - cudownie, dziewczęco i delikatnie
dry the river - fajny koncert, ale raczej nie rozbudził we mnie miłości do zespołu
penderecki//greenwood - jako człowiek nieobyty mogę powiedzieć tylko tyle, że w trakcie koncertu czekałam na koniec świata
jamie woon - wow! skoro płytę znam na pamięc, cudownie było usłyszeć gitarowe wersje utworów.
major lazer - weszłam tylko na chwilę, po 1,5h pląsów i skoków myślałam tylko o tym, żeby zespół nie przestawał
jessie ware - czarowała, aż trudno uwierzyć, że to dziewczyna, bez wydanej płyty. pełna profeska
l.stadt - dali radę na dużej scenie!
toro y moi - baaardzo miło
bloc party - z całego koncertu pamiętam tylko wielkę chmurę, która nagle pojawiła się nad sceną. wszyscy robili zdjecia
franz ferdinand - pierwszy raz widziałam na żywo, a o koncertach dużo słyszałam wcześniej. nie zawiedli, oj nie
m83 - szkoda, że nie dało się zdążyć na cały koncert. namiot pełen, pewnie było super
julia marcell - energia, świetna forma julii, ochy i achy
the KDMS - krzywdząca dla zespołu była godzina 17 i to w namiocie, do którego mało kto dotarł
cool kids of death - to dobrze, że w trakcie się rozpadało - ludzie pod sceną zaczęli się ruszać
mumford & sons - było dobrze
bat for lashes - pięknie i wzruszająco, do nowych piosenek muszę się przyzwyczaić
janelle monae - rozumiem wszechobecny zachwyt janelle, bo sama się nią zachwycałam, ale to nie był koncert, to było wyreżyserowane show. a tego nie lubię
the xx - mój numer jeden. i w dalszym ciągu nie potrafię powiedzieć nic sensownego na temat tego co przeżyłam stojąc pod sceną
sbtrkt - ten sam problem co z m83 - dotarłam już po połowie. ale to co usłyszałam było super
a tak pozakoncertowo - pole namiotowe miało w tym roku pewne problemy, ale założę się, że nigdzie na swiecie namiotowcy nie mieli prywatnego jeziora ani możliwości odbycia kąpieli błotnej :D (a my mieliśmy szczelny namiot, w odróżnieniu od tego zeszłorocznego, więc nie było źle)
pozdrawiam i do zobaczenia za rok!
[ile ja napisałam!] weronika
***
Jak cudownie słyszeć znowu program alternatywny :)
w zeszłym tygodniu słuchałem na słuchawkach wychodząc z autobusu i idac na scene głowna i
TYDZIEN PO ( jak to szybko minelo!)

kiedy własnie robie pranie bo teraz ma na to czas i zmywam openerowe błoto z ubrań :)

Apropos Openera to wspominam koncert M83 na ktory ledwo co doszedłem zmagając sie z odciskami kursujac miedzy główna i namiotem

O północy słuszę -Midnight City- ledwo widze na telebimie szał zespołu, czuję euforię ludzi wokół namiotu i dostrzegam jak wokalista pada na kolana i dziekuje publiczności mówiąc, że to było niesamowite :)

udało mi się byc na całym koncercie SBTRKT- jestem zakochany po uszy- namiot myslałem że odfrunie z euforii :)
Friendly Fires & The Maccabees- UK Rules every heart :) polska publicznośc podbiła ich :)

the xx- jamie xx byl taki spokojny myslałem ze bedzie szalał za sterami konsoli ale tak oni ładnie wszystkich uspali na dobranoc:)

Nie mialem okazji zobaczyc ekipi trojki czego zaluje ale mam nadziej że we Wrocławiu na Nowych Horyzontach uciesze sie widokiem alternatywnego programu przy pracy :)

Bless Adam
i dosłane później :
chcialem tylko dodac ze Bloc Party graja poraz drugi 5 lat poznej i 5 dni na Openerze znow grali w scenerii zachodzacego slonca- na pierwszym koncercie Kele zwrocil uwage na to przy so here we are w tym roku przy .... i zupelnie wylecialo mi z glowy bo bylem zakochany w kazdej sekundzie tego koncertu :)
czy to bylo one more chance ?:)
i jeszcze dosłane :
Kompletnie zapomniałem o najważniejszym koncercie na który czekałem od 10 lat!!!
The Kills- przepiękne- i jestem przekonany że Alison na poczatku uśmiechnęła sie tylko dla mnie

i wzruszenie jak zespół się żegnał i ukłonił publiczności - n i e z a p o m n i a n e !!!!

gdyby nie Opener - nigdy nie mielibyśmy okazji zobaczyć na żywo w Polsce tych najważniejszych zespołów :)
***
Jeżeli istnieje niebo - to musi tam być ciągły festiwal...
Tak sobie wymyśliłam kilka lat temu gdy po raz pierwszy byłam na festiwalu. Nie był to polski festiwal - przeżyłam większość dużych imprez w Wielkiej Brytanii i jestem dumna, że Polsce dzieje się coś na tą samą skale. Uwielbiam uśmiech artystów, którzy wychodzą na scenę i widzą jak dużo osób przyszło ich posłuchać, zobaczyć i jak wiele osób ich zna w kraju, w którym myśleli, że pozostają anonimowi... Uwielbiam ludzi, którzy mimo, że cię nie znają rozmawiają z Tobą, nie tylko o muzyce - mieszkam w bloku, nie znam swoich sąsiadów, gdy próbowałam do nich zagadać na klatce schodowej spojrzeli na mnie jak na idiotkę - to nie ma miejsca na festiwalu - tutaj wszyscy mieszkamy w tej samej klatce schodowej, tylko, że nie dzielą nas drzwi mieszkań... anonimowość znika, festiwal to miejsce gdzie każdy wchodzi do tego samego błota, czeka pod tą samą sceną i ma te same szczypawice w namiocie.
Festiwal to miejsce, to co jednoczy ludzi to muzyka!
Pomyślałam, że w miejscu gdzie jest wojna, powinni zrobić festiwal... w kolejce do toy-toi lub pod prysznic każdy jest tak samo zdesperowany - wróg czy przyjaciel tak samo marzy, żeby zaspokoić swoje pierwsze potrzeby - wtedy można zrozumieć, że nie potrzebujemy dodatkowych problemów. Zbyt to uprościłam, ale pozostaje jeszcze muzyka i koncerty na których wszyscy wokół są "braćmi"... nie potrafię tego opisać, ale jeśli byliście pod sceną i czekaliście na swoją ulubioną piosenkę, która zabrzmiała - a ktoś obok Was śpiewał ją tak samo głośno jak Wy to zrozumiecie o co mi chodzi.
Tyle z ogólnych przemyśleń festiwalowych - czas przyjrzeć się Opener Festiwal.
Nie potrafię zrozumieć po co ludzie piszą o tym co złe... to takie typowe dla naszego kraju. Nie rozumiem co da, że w podsumowaniu napiszę, że mega nie podobał mi się koncert The xx - niestety tak było, mam prawo tak myśleć, czułam się jakbym włączyła ich płytę w mieszkaniu - tylko troszeczkę głośniej - czy to zmieni Wasze odczucia co do zespołu, czy ich występu? Nie!! Więc skupie się na tych momentach, które były dla mnie gęsiąskórkęrobiące!
Pierwszy taki moment - koncert zespołu New Order - grupę osób zgromadzonych pod sceną trzeba podzielić na dwie - Ci, którzy znają New Order i Ci, którzy znają New Order because of Joy Division. Nie ważne jak wielką porażką był wokal, jak bardzo źle prezentowali się scenicznie - to nadal dwie osoby z tej wspaniałej czwórki tworzącej JD - to nadal te osoby, które tworzyły z Ianem, które zostały legendą dla tych, których czasami nie interesuje co teraz robią... Subiektywność - to coś o czym nikt nie może zapomnieć czytając jakiekolwiek podsumowanie! Napisałam to nagle... bo zdaję sobie sprawę, że tylko kilka osób przeżyło podobne emocje w momencie kiedy na głównej scenie zagrali Love will tears us apart - piosenkę, którą było mi dane usłyszeć w radiu tylko raz! A podczas niej w głowie jedno pytanie - co czuje śpiewający, ten który go znał i ten które jak nikt inny zna tło powstania piosenki...
Franz Ferdinand słyszałam w radiu często, byłam na kilku koncertach dlatego pewni, że dane mi było mieszkać w Szkocji. Po koncercie na Opener Festiwal FF przypomniał mi, że jest kolejnym powodem dla którego kocham ten kraj! Energia - i moc piosenek, które porywają ludzi, niekoniecznie znających ich twórczość... doskonale ułożona set lista - punkt kulminacyjny koncertu, którym było oczywiście Take me out, podtrzymane przez kolejne hity zespołu, świetnie wplecione nowe kawałki i te utwory przynoszące ukojenie w momentach kiedy publiczność potrzebuje chwili odpoczynku... Ogólny czad!
Pozostaję wspomnieniami na głównej scenie - nie krytykuję Bjork, napisałam wyżej, że nie po to chcę posumować Openera (subiektywnie) ale to wokalista o której chcę wspomnieć, żeby zachęcić do przesłuchania Pani, która nazywa sie ELSIANE. Ci, którzy lepiej niż ja rozumieją fenomen Bjork i dla których ich muzyka jest tą ich muzyką nie mogą przejście obok niej obojętnie. Ja nie przeszłam - jestem zauroczona.
Mumford and Sons - napisała Pani, dlaczego właśnie oni, skoro jest tyle podobnych ( Boy and Bear - fantastyczni!) - moja odpowiedź - szczerość - takie prosty szczery uśmiech, tak jak to widzę...
Ale... ich szczerość jest niczym w porównaniu z emocjami jakie uwalniała z siebie Julia Marcell - mogłaby zagrać na na Tauronie, na Offie - bo to tak przekrojowa muzyka, tak zróżnicowani odbiorcy, tak ciekawe aranżacje - brak słów.. Dwa lata temu byłam na jej koncercie - było nas ok. 20 - w tym roku, pełen namiot, nie żałuję ani minuty tam spędzonej.
Mniej więcej tyle osób ile było na pierwszy openerowym koncercie Juli Marcell było pod Talent Stage w sobotę o 16:30 - właśnie wtedy na scenie była "perełka" - Vermones, mam nadzieję zobaczyć tę grupę za dwa lata tak szczęśliwą, jak szczęśliwa była Marcell na Tent Stage. O wielu artystach możemy powiedzieć, że dają z siebie wszystko gdy są na scenie, nazywamy ich zwierzętami scenicznymi - pierwszy raz, widziałam wokalistę, który nie robi tego tylko dla tych epitetów i aby porwać publicznośc - on taki po prostu jest i obserwując tę jego autentyczność po prostu się zapomniałam... tak samo jak zrobił to on przy muzyce jakiej - tutaj nie trzeba jej opisywać - po prostu w Polsce brakuje! Cóż... kończę bardzo subiektywnie - chłopaki mają charyzmę Joy Division :)
Właśnie słyszałam w Pani programie, że nie było Pani dane posłuchać nikogo grającego an Talent Stage - więc ułatwię: http://vermones.blogspot.com/
(...)
Justyna
***
witam,


chyba najlepszy z moich open`erow - nocleg w kosakowie z poznanymi dopiero w dzien festiwalu ludzmi, koncerty, klimat(dokladnie przyjechali ludzie na cale 4 dni, a nie tylko na jeden koncert), gdynia, pogoda....


najbardziej czekalem na bon iver,sbtrkt i bat for lashes. z wymienionej trojki dwa pierwsze sklady wyniosly sie ponad przecietnosc i moge je uznac za najlepsze koncerty.natasha jednak troche odstepowala od ulubionego klimatu z pierwszej plyty. w trakcie wystepu bon iver wielu ludzi mialo lzy w oczach i spiewalo teksy wraz z zespolem. dodal bym jeszcze bjork, jacaszka, mele koteluk,nosowska,maje kleszcz(bylo tak malo ludzi!), justice, bloc party, the kills oraz new order. the xx nigdy nie uwierzylem w to co robia i niestety ponownie mnie nie przekonali. musze poczekac chyba na ich nowa plyte. m83 niby fajnie,ale moim zdaniem zagrali z playbacku i tak naprawde tylko perkusita gral na zywo(gitary nawet nie byly podpiete do pradu...to irytuje!). janelle monae rozkrecila sie dopiero od polowy kocertu i to bylo bardzo mile.


nie moglem zobaczyc choc bardzo chcialem ul/kr (...), pendereckiego, the ting ting, toro y moi, brygady kryzys(bylem na sbtrkt). bardzo szkoda tego jak wygladala sprawa wejscia na anioly w ameryce - szczesliwi ci nieliczni,ktorym sie udalo!


odkycie festiwalu/znajomych: taniec w silent disco bez sluchawek ;)


łukasz
***
Przeczytałam Pani recenzję na stronie i muszę wtrącić swoje trzy grosze. Powinna Pani żałować, że nie wybrała się na Paulę i Karola. Dosłownie roznieśli wszystko przed sobą. Stałam przy barierkach, za sobą miałam znajomych zespołu, którzy rozkręcali imprezę i w żaden sposób nie żałuję, że porzuciłam oblegany Justice na rzecz tego żywiołowego, szczerego i naprawdę wzruszonego reakcjami publiczności składu.
Podczas tegorocznego Openera uświadomiłam sobie, że na dobry koncert składają się dwie rzeczy: sposób, w jaki zespół kończy koncert i - co ważniejsze - jak zachowuje się zgromadzona publiczność. Przekonałam się, że to publiczność czasami może uczynić całkiem mierny koncert tym magicznym, jedynym i wyjątkowym. Tak było na Bjork, Pauli i Karolu, Julii Marcel oraz Nosowskiej.
Pozdrawiam gorąco z burzowego Podlasia!
Karolina
***
Dla mnie tegoroczny Opener był po prostu...magiczny !! I nie wiem, jest mnóstwo przykładów, które potwierdzają tą tezę. Magiczne koncerty, magiczne efekty na scenach, magiczna pogoda. Przypomina mi się sytuacja, kiedy wsiedlismy w Gdyni do autobusu na niebie nie było ani jednej chmurki. Wysiedliśmy na polu...a tam mgła - nic nie widać ! :D
Cóż, rok temu dla mnie nie było trudności ze wskazaniem najlepszych trzech koncertów. Po Openerze 2012 już mam zdecydowanie więcej wątpliwości. Spróbuję jednak zaryzykować.
Trzecie miejsce dla Justice za niesamowity elektroniczny koncert, w którzy dosłownie każdy z tłumu oddał się dzwiekom muzyki francuskiego duetu...
Drugiego Miejsca nie ma.
Pierwsze Miejsce zarówno dla Franz Ferdinand jak i Mumford & Sons. Pierwsi dali rewelacyjny koncert, widać było, że artyści żyją wraz ze publiką, a to się ceni. A Mumfordzi ? Hmm, napisała pani, że zna wiele podobnych zespołów. Ja aż tyle ich nie znam (może mi pani podesłać nazwy, będę wdzięczny :)), ale Mumfordzi budzą u mnie wzruszenie jak i radość. Pierwszy raz wzruszyłem się na Little Lion Man. Drugi raz miał miejsce pod koniec koncertu, kiedy wyszli i zagrali The Cave - wtedy mówiąc potoczne "rozłożyli mnie". Nie wiem, może to kolejna magia ? :)
To nie koniec, poza konkurencją dla mnie pozostaje Bon Iver - początkowo nie doceniałem tego koncertu, ale cały czas wracam do niego i coraz bardziej uświadamiam sobie, że był rewelacyjny, nie z tej ziemi (cały czas siedzi mi w głowie "Skinny Love"
Poza tym potwierdzam - The Ting Tings było rewelacyjne.
Poza tym na plus. The XX, Bjork, New Order, The Kills, Julia Marcell, Orbital, Dry The River - jak dla mnie :)
Wojtek
***
Jak zwykle za sprawa ludzi przybywajacych na festiwal, bylo genialnie! Fantastyczne koncerty, w szczegolnosci new order i genialna "solowka" na perkusji calego zespolu franz ferdinand! Kocham to miejsce i ludzi! Za rok na pewno przyjade po raz 7-my! Nie rozumiem tylko jednej rzeczy, czemu organizatorzy tak bardzo zignorowali nas? Prysznice na polu nie byly chyba w ogole sprzatane, a brak wylozony sciezek na polu, juz nawet szkoda komentowac! Stala publicznosc sie juz starzeje, a festiwal powinien sie do nas dostosowac. Bylam na koncertach w innych krajach ( nawet takich bardzo duzych), toalety zawsze zostaja czyste do konca i nie ma problemu z ich czyszczeniem, czemu wiec u nas nie moga dodac tego " malego luksusu" by utrzymac czystosc?
Przez 5 lat nigdy nie napisalam nic zlego na temat festiwalu, zawsze chwalilam mimo innych opinii, teraz chcialabym jednak swoja opinie wyrazic.
Zezwalam rowniez na publikowanie mojej wypowiedzi.
Serdecznie pozdrawiam,
Stala openerowiczka z grona - Hellena
***
Dzień dobry Agnieszko,

teraz mogę tak bez skrępowania po imieniu, po Open'erowym przywitaniu
się "oko w oko". Chciałem powiedzieć jak lubię Twoje audycje, Twój głos
i w ogóle, ale się zakręciłem i zapytałem tylko o pelerynę
przeciwdeszczową :) No ale do rzeczy...

Jako że byłem na Open'erze po raz pierwszy nie mam porównania do
poprzednich edycji. Lista wykonawców tegorocznego festiwalu była
obiecująca, ale koncerty miały to zweryfikować.

W skrócie, żeby się nie rozpisywać. Koncerty, na które czekałem
najbardziej to The Kills, Bjork, Yeasayer, Jamie Woon, Bat for lashes,
The XX, SBTRKT i Kari Amirian. Niestety dwóch ostatnich nie udało mi się
zobaczyć. Moim zdaniem najlepszy koncert całego festiwalu to Bjork. Od
samego początku stałem jak zaczarowany, słuchałem i oglądałem spektakl.
Było to takie przeżycie, że nawet nie potrafię ubrać tego zjawiska w słowa.
Rewelacyjny koncert The Kills, pierwszy raz w Polsce i widać było, że
polska publiczność ich oczarowała. A oni oczarowali publiczność. Niech
wracają jak najszybciej. Świetny Jamie Woon, na rockowo, z gitarami,
inaczej niż na płycie, ale bardzo, bardzo dobrze. Yeasayer nieźle, bez
szału, a kontakt z publicznością kiepski. Mimo to koncert oceniam
dobrze. Bat for lashes, mimo półgodzinnego opóźnienia, Natasha
zjawiskowa, dała fantastyczny koncert. Bardzo energetyczny koncert Julii
Marcell - ludzie bawili się znakomicie, Julia zresztą równie dobrze,
Marcell też.

Ale prawdziwą perełką był koncert Kari Amirian. Cudowny, magiczny,
piękny. Aksamitny głos Kari, znakomite aranżacje, jednym słowem było
zjawiskowo.

Niestety trzeba było zawsze wybrać jeden koncert kosztem innego albo
biegać po błocie i próbować zobaczyć jak najwięcej. Pozostałe koncerty,
które były naprawdę bardzo dobre to np. Nosowska, Świetliki, Dry the
river, New order, Bon Iver. Open'er zaliczony, bardzo udany, trzeba
kciuki trzymać za to, co się wydarzy w przyszłym roku.

Pozdrawiam,
Piotrek z Częstochowy (takie miasto 500 km od Gdyni)

***
Dzień dobry, Pani Agnieszko!


Podczas Open'era niestety w trójkowym namiocie zastałam ekipę tylko raz - akurat zbierała się do wyjścia :P (a wcześniej pan ochroniarz był wyjątkowo niemiły - z siostrą czytałyśmy pisaną przez festiwalowiczów historyjkę i pan zabrał nam tablicę sprzed nosa).

To był mój czwarty Open'er. Pierwszy, na którym byłam tylko jeden dzień - w piątek. Dla kogoś to mógł być line-up marzeń, ale mnie na kolana nie powalił. Czwarty dzień festiwalu mógłby w ogóle nie istnieć. A o koncercie Franz Ferdinand marzyłam od kiedy poznałam ich muzykę, więc wybór był prosty...


Koncerty jak najbardziej na plus. W całości widziałam Łonę (a wraz z nim przerażającą chmurę, Łonson dał czadu), FF (moc!) i Klezmafour (ich "wodzirej" był trochę nieudolny, ale muzyka się broni). Bloc Party oglądałam z daleka (i wyglądało to świetnie), na Julię Marcell trafiłam pod koniec (urocza i wzruszająca).

Na pogodę wpływu nie mamy, ale TEGO dnia nie można było narzekać. Błoto miejscami chlapało pod nogami, ale więcej nam z nieba nie spadło (ta chmura był naprawdę straszna), a co najważniejsze było cieplutko długo po zmroku.

Kolejnym plusem jest oddzielna strefa gastronomiczna (o ile dobrze pamiętam pan Ziółkowski, a przynajmniej jego rozmówcy z innych krajów na to narzekali). Wiem, co roku tak jest, to chyba jest nawet w polskim prawie dot. imprez masowych (dzięki!), ale w tym roku widziałam może dwie osoby, które weszły pod scenę z jedzeniem (a niech potem w ciemnościach siądą na takiej tacce z keczupem do góry albo wdepną w miskę młodych ziemniaczków!). Także podziękowania dla tych, którzy nie wpuszczali na pole ludzi z jedzeniem (chyba, że już sami to ogarnęli, co ucieszyłoby mnie jeszcze bardziej :)).

Dziękuję organizatorom także za krany przy toitoikach! Świetny pomysł - można nie tylko umyć ręce, ale i odświeżyć zmęczoną, rozgrzaną słońcem twarzy :)

I jak zawsze wielkie pochwały za autobusy i sprawną przeprawę na i z festiwalu. Jak co roku na medal, ale podziękowania i tak się należą :)


Czas na minusy... Odnośnie fragmentu artykułu - Pani Agnieszko, może niektórzy jeżdżą na jeden dzień dla jednego koncertu, ale gorsze jest (dla mnie przynajmniej), jak ludzie "nabijają" sobie koncerty. Widziałam jak tłum pod sceną się przerzedza po "take me out" FF, i widziałam z oddali falę uciekającą z M83 i hitu z reklamy jednego z browarów. W poprzednich latach też tak bywało. To jaką satysfakcję daje taki koncert to już sprawa takich ludków, ale i tak wywołuje to we mnei irytację. Bardziej rozumiem osobę, która jedzie pół Polski dla jednego, ulubionego artysty, niż "festiwalowicza", który chyba nie zobaczy nic w całości (2 lata temu mieszkałam na polu, sąsiadka z namiotu obok: "ja nawet nie wiem kto tu gra, bo ja DLA ATMOSFERY przyjechałam", ale czy o to tu chodzi?).

To był taki subiektywny minus, teraz organizacyjny. Programy. Przy wymianie biletu na opaskę na dworcu programu nie dostałam ("ponoć skończyły się wczoraj"). W jednej informacji także ("ponoć skończyły się wczoraj"). Zdążyłam już dojść na teren i pogodzić się z myślą, że wydrukowany program z godzinami wystarczy. Przy wymianie bonów przy okazji spytałam o książeczki ("ponoć skończyły się wczoraj, też nie dostaliśmy"). Ale jak zobaczyłam "jednodniowych" z programami na szyi, poleciałam do informacji tuż przy bramkach - tam udało się. Aha, po drodze widziałam kilka walających się podartych książeczek; w poprzednich latach na "rewiach mody" na polu namiotowym widziałam bransoletki czy paski do spodni/torebek ze smyczek; widziałam osoby, które brały garść dla krewnych i znajomych królika; rok czy 2 lata temu udało mi się dostać program drugiego dnia, bo z partii z pierwszego dnia zabrakło. Uważam, że program powinno się dostawać przy wymianie opaski, JEDEN, i koniec. Można wziąć jeden, a można wziąć ich 5, więc ludzie tego nie szanują (i wyrzucają - produkcja makulatury - gdzie ten Eko Open'er?). Programy, które nosiłam ze sobą przez 4 dni w poprzednich latach niewiele się różnią od tegorocznego. Można? Można.


I jeszcze rzecz, do której podeszłam obojętnie. Rzeźba/instalacja. To chyba nic szczególnego nie wniosło ("obiekt do robienia zdjęć"). Za dnia - neonowe klocki jak z plastiku ułożone w wieżyczkę. Ale w nocy wrażenie sprawiało pozytywne - dzieło pana spod znaku różowej kupy nabrało wdzięku. Choć dalej służyło jako obiekt do robienia zdjęć :P Fajny pomysł, ale niekoniecznie.


To tyle z mojego podsumowania. Ogólnie rzecz biorąc jestem zadowolona z tego jednego dnia na festiwalu. Świetna muzyka mi wystarczyła, ale inne rzeczy umiliły mój pobyt w Babich Dołach. Plusy zneutralizowały wady :)


Do zobaczenia na kolejnej edycji :) i do usłyszenia :)


Ps: mam nadzieję, że podana zostanie informacja co do liczebności festiwalowiczów - mam wrażenie, że ludzi było znacznie mniej (może to faktycznie przez mniej "jednodniowych", takich jak ja).


Pozdrawiam, Agnieszka ;)
***
Swoje krótkie sprawozdanie z Babich Dołów zacznę od podziękowania dla Trójki i PA za szóste już wspólne całoroczne przeżywanie Open'era :) Nie dotarłem po książkę z powodu ulewy niestety...

Muzycznie było świetnie, skład trafiony idealnie, przynajmniej jeśli o mnie chodzi. Chyba odkrywam w sobie brytyjską duszę, drugi rok z rzędu najlepszym koncertem dla mnie jest show jednej z brytyjskich legend, w zeszłym roku Pulp, teraz New Order. Chyba trochę to niecodzienne skoro urodziłem się w roku 90:)
Znakomity koncert Yeasayer, na który czekałem od ich ostatniego ognistego show na tent stage w 2010. Podobnie The Kills, czy świetnie brzmiący SBTRKT (teraz na smutno słucham płyty bo ona już tak dobrze nie brzmi;) ). Franz Ferdinand złego koncertu zagrać nie mogli bo to do nich po prostu niepodobne! Mistrz Penderecki we mgle, na tym festiwalu, to było coś niesamowitego. Ogólnie muzycznie mało rozczarowań.

Organizacyjnie niestety wiele. Przy notorycznie zwiększającej się liczbie osób na polu namiotowym, zmniejszono ilość pryszniców. Prosiłbym o zapytanie o powód takiego stanu rzeczy, Szefa Szefów.
Kwestia błota na polu, jak najbardziej jest siłą wyższą, natomiast wyłożenie jakiejś folii przy samym wejściu na camping chyba takim problemem nie jest, szczególnie że zrobiono to w niedzielę rano(sic!).
Już w ubiegłym roku wszyscy narzekali, że strefa gastronomiczna jest oddzielona zupełnie od koncertowej (kwestia wynoszenia piwa). Pan Mikołaj tłumaczył, że wadliwe ustawodawstwo itp. Ustawa się zmieniła, na meczu Euro piłem piwo;) a na naszych kochanych Babich Dołach po staremu. I niestety nie uwierzę, że to dlatego że Heineken ma więcej niż 3,5% alkoholu, piwo jest słabiutkie, tak więc nie wiem czemu ma to służyć. Szczególnie, że płynnie można przejść tu do kolejnej kwestii, a więc błota na
terenie festiwalu. Tworzyło się ono właśnie w miejscach wąskich przejść do stref gastronomicznych. Rozładowanie tego na całą szerokość na pewno, by pomogło. Szczególnie, że kilka openerów pamiętam i nie zawsze mieliśmy takie opłotowanie, a tym bardziej kontrolę.
Ogólnie słowo klucz w tym roku to KONTROLA. Na polu kontrola, na parkingu kontrola, na festiwalu kontrola. Patrole szukające alkoholu, narkotyków, czy Bóg wie czego jeszcze były wszędzie, nie do takiego openera wszyscy przywykliśmy chyba, szczególnie że wszyscy znają openerową publikę i kochają się nawzajem - wiemy ze nie jestesmy ćpunami i marginesem społecznym. Na dzień dobry po przyjeździe na polu potraktowano mnie jak terrorystę, który swoją dopiero co otwartą wodą mineralną miałby
wysadzić cały camping. Wypiłem całą przy szanownych ochroniarzach.
Muzycznie, życzyłbym sobie takiego Openera zawsze :) Organizacyjnie - nigdy. Trochę Orwell 1984.
Pozdrawiam serdecznie!
Michał
***