Logo Polskiego Radia
Trójka
Agnieszka Gierczak 28.12.2011

Apokalipsa zdarzy się każdemu z nas

- Będzie ona indywidualna, bo każdy zazna śmierci. Ponieważ jednak boimy się własnego kresu, w kolejnych prognozach chcemy niejako wybiec tej apokalipsie naprzeciw tak, jakbyśmy mogli cokolwiek zrobić, kiedy ona już nadejdzie - mówił w Trójce prof. Zbigniew Mikołejko.
Katastroficzna wizja końca świataKatastroficzna wizja końca świataGlow Images/East News

W ciągu minionych dwóch tysięcy lat kolejnych zapowiedzi końca świata było bez liku. Spodziewano się go między innymi w roku 492, 1000, 1715, 1914, 1975 czy 1984, a w czasach najnowszych na wszystkie kolejne lata, które upłynęły od roku 1990. Najnowszy zapowiadany jest na 21 grudnia 2012 roku. Ta bowiem data jest ostatnią w kalendarzu Majów, o ile go prawidłowo odczytaliśmy, rzecz jasna.

- Długo w naszej historii było tak, że wiedza o końcu świata była zastrzeżona dla uczonych, nielicznych, którzy potrafili czytać. Zanim nastąpiła globalizacja miały miejsce paniki związane z końcem świata, ale były ograniczone do wąskich kręgów środowisk wyznawczych. Dziś wszelkie zapowiedzi są z miejsca podejmowane, nagłaśniane i zaczynają pracować w społeczeństwie - rozpoczął apokaliptyczno-mesjanistyczne spotkanie w "Klubie Trójki" historyk religii prof. Zbigniew Mikołejko.

Gość Jerzego Sosnowskiego podkreślił, że człowiek z jakichś względów odczuwa potrzebę strachu. - Bywa, że ten strach jest maską innych lęków bądź znużenia, albo pojawia się gdy podejrzewamy, że coś niedobrego dzieje się z naszą kulturą - wyjaśnił. Nastrój apokaliptyczny mogą też wywołać pewne doświadczenia. - W 410 roku Rzym po raz pierwszy został zdobyty i złupiony. Święty Augustyn uznał wtedy, że koniec jest bliski. Dla ówczesnych koniec Rzymu to był faktycznie koniec świata. Potem okazało się, że kres rozłożony jest na długie lata - dodał.

W ciągu naszego życia możemy być świadkami wielu takich apokalips historycznych, które się toczą, a polegają na końcach pewnych form świata. Dla niektórych był nim dzień wprowadzenia stanu wojennego, dla innych katastrofa smoleńska, a w mniejszym wymiarze - śmierć najbliższych. - Doświadczamy końca świata stale, bo doświadczamy przemijania. Przeżywamy rozmaite wielkie i małe apokalipsy, choć czasem odbywają się one za naszymi plecami - zauważył profesor.

Jak podkreślił, naturalną tendencją człowieka jest takie myślenie o własnych apokalipsach, które nie widzi szarości, separuje dobro i zło, i widzi je w kategoriach walki, która się zakończy. - Chcemy, by po bólach i cierpieniach zatriumfowało dobro. W związku z tym marzenie o apokalipsie jest marzeniem o triumfie dobra - podkreślił i dodał, że z tego czerpały wszystkie świeckie mesjanizmy typu komunizm, scjentyzm czy faszyzm. - Wyposażeni w całe dziedzictwo religijne ludzkości chcemy, by apokalipsy miały szczęśliwy koniec. Niech boli po drodze, niech zginą tłumy, ale niech będzie obiecany raj - podsumował.

Wysłuchaj całego "Klubu Trójki, 27 grudnia 2011", a dowiesz się więcej o spektakularnych przykładach ruchów apokaliptycznych, apokalipsach kulturowych, usłyszysz co to jest apokatastaza i jakie znaczenie dla czysto świeckich wizji końca świata ma myślenie religijne.

Audycji "Klub Trójki" można słuchać od poniedziałku do czwartku o 21. Zapraszamy.

(asz)