Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
Małgorzata Byrska 12.09.2015

Polityka prorodzinna tańsza od imigrantów?

Ministrowie spraw wewnętrznych krajów Unii Europejskiej mają zdecydować, jak rozdzielić pomiędzy poszczególne państwa 160 tysięcy imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Czy można obecnie przewidzieć, jakie skutki dla Unii, w tym dla Polski może mieć nagłe pojawienie się na jej terytorium setek tysięcy imigrantów?
Posłuchaj
  • Wkrótce luka pokoleniowa będzie tak duża, że władze będą musiały podjąć odpowiednie działania. Ale stawianie na imigrantów jest bardziej kosztowne niż skuteczna polityka prorodzinna – podkreśla Gość Jedynki Stanisław Kluza z SGH. (Robert Lidke, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Wbrew obawom związanym z napływem do Polski imigrantów zarobkowych, polscy pracownicy mogą być spokojni o swoje miejsca pracy – uważa gość Polskiego Radia 24 Andrzej Kubisiak z Work Service. (Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Skoro tylko 7,6 proc., według metodologii Eurostatu, wynosi stopa bezrobocia, to polski rynek pracy już dzisiaj potrzebuje pracowników – uważa Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, z Konfederacji Lewiatan. (Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Najsłabszym elementem w przyjmowaniu cudzoziemców jest brak polskiej polityki integracyjnej – wyjaśnia Bogdan Grzybowski, dyrektor Wydziału polityki społecznej OPZZ. (Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Tak jak kiedyś kraje Unii, Polska powinna stosować selektywną polityką migracyjną , a nie szeroko otwierać swoje granice – podkreśla Bogdan Grzybowski, dyrektor Wydziału polityki społecznej OPZZ. (Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Jeżeli trend się utrzyma, to mamy 800 tys. Ukraińców zatrudnionych w Polsce. I należy do tego dodać liczbę cudzoziemców zatrudnionych u nas na czarno, od 50 do 800 tys. – uważa Bogdan Grzybowski, dyrektor Wydziału polityki społecznej OPZZ. (Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Jak będziemy zwlekać, to imigranci najlepiej wykształceni pójdą gdzie indziej. Trzeba się spieszyć – przestrzega Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan. (Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Najwięcej obecnie w Polsce pracuje Ukraińców, 800-900 tys., i polski rynek wchłonął ich bez problemu uważa Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan. (Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
Czytaj także

Komisja Europejska proponuje, aby Polska przyjęła 12 tys. uchodźców z Syrii, Iraku i Erytrei. Czy rzeczywiście jesteśmy w stanie przyjąć taką grupę imigrantów? 

Imigranci mogą pomóc utrzymać wzrost gospodarczy w sytuacji kryzysu demograficznego, ale może trzeba raczej aktywniej działać na rzecz zwiększenia dzietności i reemigracji, powrotowi Polaków z zagranicy.

Dotychczasowe doświadczenia rodzą wiele obaw

Gość Jedynki Stanisław Kluza ze Szkoły Głównej Handlowej zwraca uwagę na inny aspekt tej sytuacji, i pyta retorycznie, dlaczego KE zajmuje się imigrantami z tych właśnie kierunków, a nie interesowała się imigrantami kiedy był ostry konflikt na Ukrainie, i tam także było wielu chętnych do wyjazdu.

– Polska wówczas się tym tematem zajmowała, ale w pewnym osamotnieniu w stosunku do swoich partnerów. Druga kwestia dotyczy nawet nie liczby imigrantów, lecz raczej przygotowania. Czy nasz kraj jest przygotowany? Dlatego jeżeli przyjrzymy się trochę emigracji w Unii Europejskiej, to mamy różnego rodzaju zdarzenia z imigrantami we Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii. Być może te państwa, kiedyś nie zastanowiły się szerzej nad polityką imigracyjną, a dzisiaj doświadczają różnego rodzaju zamieszek i innego rodzaju problemów o charakterze społecznym, i innych kosztów z tym związanych – podkreśla Kluza.

Czy możemy potrzebować imigrantów?

Choć z najnowszych badań Work Service wynika, że tylko 7 proc. przedsiębiorstw zatrudnia obcokrajowców, to jednak jak zwykle – punkt widzenia jest ściśle związany z punktem siedzenia.

W opinii pracodawców, skoro tylko 7,6 proc., według metodologii Eurostatu, wynosi stopa bezrobocia w Polsce, to oznacza, że polski rynek pracy już dzisiaj potrzebuje pracowników.

– Nie potrzebuje pracowników w każdym zawodzie, o każdych kwalifikacjach, czy pracowników bez kwalifikacji. Ale mamy takie obszary, gdzie zapotrzebowanie na tych pracowników jest bardzo wysokie – uważa Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan.

Natomiast nie kryje zaniepokojenia w związku z zapowiedziami napływu fali imigrantów Bogdan Grzybowski, dyrektor Wydziału polityki społecznej OPZZ.

– W 2014 roku pracodawcy złożyli w urzędach pracy oświadczenia o zamiarze zatrudnienia 330 tys. cudzoziemców, z byłych krajów Związku Radzieckiego. A w pierwszym półroczu tego roku złożono już 400 tys. oświadczeń. Jeżeli ten trend się utrzyma, to mamy 800 tys. Ukraińców zatrudnionych w Polsce. I należy do tego dodać niewiadomą liczbę cudzoziemców zatrudnionych u nas na czarno, szacowaną od 50 do 800 tys. Razem to jest 1,6 mln cudzoziemców na polskim rynku pracy. A więc należy z dużą ostrożnością podchodzić do wszelkiego rodzaju przyjmowania cudzoziemców – podkreśla związkowiec.

Gdzie już pracują imigranci…

Zapotrzebowanie na pracowników z zagranicy jest zróżnicowane w zależności od regionu działalności danego przedsiębiorstwa. Wyraźnie na mapie Polski wyróżnia się region centralny: wśród firm deklarujących zatrudnianie obcokrajowców pracodawcy z województwa mazowieckiego stanowią 15,1 proc.

– Większe nasycenie rynku pracownikami z zagranicy widać także w regionie południowym (11,4 proc.), południowo-zachodnim (9,4 proc.) oraz północno-zachodnim (4,7 proc.). Z kolei w regionie wschodnim i północnowschodnim Polski jedynie niespełna 1 proc. firm zatrudnia obcokrajowców – wyjaśnia gość Polskiego Radia 24 Andrzej Kubisiak z Work Service.

… i z jakich krajów przyjechali

Ukraina stanowi największe źródło, jeśli chodzi o imigrantów w Polsce. Z danych za 2014 rok wynika że 60 proc. przyznanych pozwoleń na pracę dotyczy Ukraińców.

– Mamy również sporo Białorusinów, ale również z krajów azjatyckich przypływają do nas cudzoziemcy, sporo jest np. Wietnamczyków. Dużo mniej jest też teraz przybyszów z krajów bałkańskich czy z Czeczenii – wylicza Andrzej Kubisiak.

Najmniejsza grupa to mieszkańcy Europy Zachodniej. Ale jest obserwowany powolny wzrost, gdyż u nas są tworzone nowe miejsca pracy, są nowe zagraniczne inwestycje i mamy stosunkowo dobrą koniunkturę, co przyciąga cudzoziemców.

Chodzi tu m.in. o centra obsługi klientów, lokowane w Polsce, ale obsługujące cały świat. I tam potrzeba właśnie także cudzoziemców.

– I tak się już dzieje. Pracodawcy skłaniają takie osoby do przyjazdu do Polski. To jest ta fala najcenniejsza dla takiego kraju jak Polska. Ponieważ to młodzi, dobrze wykształceni ludzie, którzy jeżeli się tu osiedlą, to w perspektywie wielu lat mogą właśnie budować naszą gospodarkę tutaj na miejscu – dodaje gość PR24.

Druga fala to imigranci ze Wschodu. Jeżeli konflikt na Ukrainie zaostrzy się to napływ Ukraińców zwiększy się znacznie. Samych pozwoleń na prace wydano już w tym roku 27 tys. czyli o 1/5 więcej niż w 2014. Jest to niewielki promil przy 16 mln zatrudnionych. Jednak Polska jest bardzo atrakcyjna dla nich, gdyż nawet podstawowe zarobki u nas są bardzo wysokie w porównaniu do tych na Ukrainie.

Polska to raczej kraj tranzytowy dla imigrantów…

Atrakcyjność Polski dla imigrantów ze Wschodu potwierdza Stanisław Kluza, i podkreśla, że wiele osób przyjeżdża do Polski do pracy sezonowej, tak jak kiedyś Polacy jeździli do Niemiec, do Skandynawii – tak dzisiaj osoby z krajów byłego ZSRR chętnie przyjeżdżają do gorzej opłacanych prac polowych.

– I niezależnie od tego, czy będziemy mieli lepiej czy gorzej zorganizowaną politykę imigracyjną, to tylko pewnego rodzaju efektywność ekonomiczna będzie decydowała i przesądzała o tym, czy oni przyjadą – wyjaśnia dr Kluza.

Natomiast patrząc na tego typu kierunki migracyjne należy zadać inne pytanie. Które trendy migracyjne mogą mieć charakter trwały, z punktu widzenia Polski i polskiego rynku pracy, a które z nich mają charakter takiej migracji tranzytowej. – Polega ona na tym, że na chwilę się do Polski przyjeżdża, a potem się jedzie dalej, na Zachód – dodaje gość Jedynki.

Prawdopodobnie ci imigranci z Afryki, czy z Bliskiego Wschodu myślą raczej o emigracji do Szwecji czy Niemiec, a nie do Polski. Natomiast ci z Białorusi czy z Ukrainy bardziej chętnie zostaliby w Polsce.

…to może warto wspierać rodaków

Ale teraz mówi się o przypisaniu imigrantów do danego kraju. Tu będą mieli zapewnione świadczenia społeczne. Tu będzie potrzebna dla nich praca, zakwaterowanie itd. I wtedy, jeżeli wyjadą np. do Niemiec, to tych gwarancji nie będą mieli.

– Trzeba na to spojrzeć szerzej. Z perspektywy poziomu przygotowania państwa do wykonania takich obowiązków. Jeżeli dzisiaj młodzi Polacy często nie mogą założyć rodziny, bo nie mają mieszkania i pracy, to dlaczego w pierwszej kolejności nie wesprzemy właśnie tych młodych ludzi, żeby np. nie wyjechali za granicę. Dlaczego w pierwszej kolejności nie zastanowimy się nad procesem reemigracji Polaków, którzy już wyjechali za granicę, żeby wrócili do Polski. I dlaczego przez 25 lat transformacji nie udało nam się rozwiązać problemu osób niegdyś wypędzonych z rubieży ZSRR? Dlaczego te tematy nie zostały rozwiązane. Takich spraw mamy zdecydowanie więcej na własnym podwórku niż rozpoczynanie nowego tematu – komentuje Stanisław Kluza.

Większa dzietność zamiast imigrantów?

Z pewnością stałym problemem jest demografia, która wskazuje jednak na to, że imigranci są potrzebni. Po to, żeby np. państwa europejskie mogły nadal dobrze się rozwijać. Zwłaszcza, że Polska, jak i wiele innych państw UE doświadcza regresu demograficznego.

– Jeżeli dzietność w Polsce przez ostatnich 20 lat była średniorocznie na poziomie 1,3 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym, to oznacza że całe pokolenie dzieci jest o 1/3 mniej liczne od pokolenia swoich rodziców. Gdy te dzieci wejdą na rynek pracy, a rodzice w wiek emerytalny, pojawią się bardzo duże niedopasowania. I trzeba będzie je czymś dopełnić. Ale więcej być może można osiągnąć lepiej inwestując w krajową politykę na rzecz dzietności, w nasze rozwiązania wewnętrzne, niż próbując to zasypać imigracją – proponuje Stanisław Kluza.

I dodaje, że jest jeszcze jedna utopia. – Mamy takie szacunki, że średnio ważony koszt zachęty dla Polaka, żeby miał kolejne dziecko jest niższy niż koszt sprowadzenia, zasymilowania i wprowadzenia na rynek pracy osoby z zewnątrz.

Aby zaś następowała tzw. zastępowalność pokoleń, to wskaźnik dzietności musi być na poziomie 2,1 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym. Czyli mamy o 30 proc. mniej niż ten poziom zastępowalności pokoleń.

Potrzebni i imigranci, i nasi obywatele

Żeby w Polsce zostawali Polacy, chcieli tu pracować, i żeby tu przyjeżdżali imigranci, bo i oni mogą mieć istotny wkład w nasze PKB, to musi być jednak wysoki wzrost gospodarczy i większy dobrobyt.

A obecnie polski rynek pracy dobrze się rozwija, doszliśmy już do tej psychologicznej granicy 10-proc. stopy bezrobocia, i ofert pracy przybywa, w sierpniu to było 117 tys. – a mamy przyjąć 12 tys. imigrantów. – To jest raptem 1/10 tych potrzebnych pracowników. A dodatkowo 28 proc. polskich firm chce zatrudniać nowych pracowników do końca tego roku – zauważa Andrzej Kubisiak.

Natomiast niedobory na polskim rynku pracy to sektor IT, brakuje nawet 100 tys. pracowników. I jeśli w tych zawodach mogliby pracować cudzoziemcy, to byłby to dobry zastrzyk dla naszego rynku pracy. Brakuje też pracowników w sektorze produkcji detalicznej, ale także w sektorze motoryzacyjnym czy automotive.

– Warto też pamiętać, że teraz na rynek wchodzą pokolenia niżu demograficznego, czyli rąk do pracy z roku na rok będzie mniej – przypomina gość PR 24.

Dlatego trzeba przyciągać i te największe talenty, ale trzeba też wypełniać te luki, które powstają na rynku.

Robert Lidke, Justyna Golonko, Małgorzata Byrska