- Jestem głupią suką, powinnam przestać płakać, kiedy zostaje sama na noc. Do niczego się nie nadaję. Jestem nikim - te słowa padają z ust małej dziewczynki w niedawno opublikowanym filmie, który nakręcono w ramach kampanii zwracającej uwagę na przemoc psychiczną w stosunku do dzieci.
To tylko jeden z wielu przykładów drastycznych reklam, uczulających widzów na problemy społeczne. Zdaniem zaproszonych do Czwórki ekspertów dziś to jedyny sposób, by dotrzeć z przekazem do znudzonych i zobojętniałych widzów. - Czasami najbardziej palące problemy zamiata się pod dywan. Żeby je stamtąd wyciągnąć, trzeba uderzyć obuchem w głowę - uważa Tomasz Stawiszyński, filozof i publicysta "Newsweeka".
Krytycy takich drastycznych kampanii zarzucają organizatorom, że skupiając się na wydźwięku swoich akcji, często nie docierają do ludzi, których dany problem faktycznie dotyczy. Zdaniem Stawiszyńskiego duże korzyści daje jednak już samo nagłośnienie danej patologii. - Ludzie na ogół wiedzą, że nie wolno mówić do dziecka obraźliwymi słowami, jednak czasami bagatelizują sytuacje, w których to się dzieje. Dzięki takiej kampanii zaczynają być uczuleni na problem i mogą postarać się jakoś go zminimalizować - podkreśla.
Nie zawsze organizatorom udaje się połączyć efektowną formę ze skutecznością przekazu. Przykładem nieudanej kampanii, zdaniem Moniki Jeziorowskiej z portalu kampanie.pl, była słynna akcja piętnująca przemoc w stosunku do kobiet, a zatytułowana "Bo zupa była za słona". - Zwracała uwagę na problem, że mężczyźni szukają pretekstów by bić kobiet, ale nie mówiła co z tym zrobić - uważa.
Więcej na temat szokujących kampanii społecznych dowiesz się, słuchając nagrania audycji.
Tomasz Stawiszyński, Monika Jeziorowska i Krzysztof Grzybowski
bch