Pierwszą Syrenkę kupił w 1967 roku… i wciąż nią jeździ. Swoją pasją zaraził też syna i wnuków. Razem kolekcjonują zabytkowe samochody: Warszawę, Syrenę Bostro, Kabrio czy ostatnio Fiata 125p. Oczywiście nie na co dzień, gdyż do miasta nadają się tylko „cywilne samochody”.
- Jeżdżenie w warszawskich korkach Syrenką graniczy z cudem. Układ chłodzenia jest tak słaby, tak mało wydajany, że pierwszy korek i dowidzenia – mówi Andrzej Kulesza.
Są również inne uroki jeżdżenia co najmniej trzydziestoletnimi samochodami zabytkowymi. Każdy dłuższy wypad musi skończyć się przeglądem.
- To nie jest samochód, którym można przejechać trzydzieści tysięcy kilometrów, wymienić olej i dalej jeździć. Tutaj po przejechaniu trzech – czterech kilometrów trzeba pod nią się położyć, zobaczyć co się odkręciło, czy wszystko jest, czy czegoś nie brakuje – dodaje Andrzej Kulesza.
Syrenką gościa Czwórki jeździ syn, a niedługo zaczyną również wnuki. Można zatem powiedzieć, że ta rodzinna pasja do starych samochodów jest zaraźliwa. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodzą wspólne wypady na rajdy i zloty. Tu nie tylko można wymienić się ciekawymi doświadczeniami, ale też dostać narody.
- Dostajemy puchary za najstarszy samochód, za najdłuższą trasę, za najbardziej pechowe auto – wymienia gość „Na cztery ręce”.
A to przecież tylko jedna z zalet udziału w rajdzie lub zlocie.
Jeśli chcesz się dowiedzieć, które samochody można nazwać zabytkowymi, a także jak liczne wśród pasjonatów starych aut są kobiety, posłuchaj fragmentu audycji „Na cztery ręce”. Dźwięk znajdziesz w ramce po prawe stronie.
KaW