Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Kamila Kolanowska 08.12.2010

Skrzynia wspomnień

W Polsce ciemna noc. Nad Paryżem powoli zapada zmrok. Za oknem krople deszczu powoli zaczynają nabierać przyjaznego kształtu ogromnych płatków śniegu. Nostalgia, puchowym trenem owija mi duszę. Polska. Łódź. Alpy, a ja tutaj, na tym paryskim bruku, jak latarnik.
Londyn nocąLondyn nocąfot. ixc

Sypie coraz gęściej, coraz piękniej, jakby wszystkie tkaczki w chmurach zbiegły się ze śniegiem na wargach by sypnąć mi tę woalkę. Siedzę. Patrzę. Wdycham ten widok.

Sączę Comte Tolosan. Rzadkie wino. Nawet we Francji niemal zapomniany szczep, tak jak i część moich wspomnień. To niesłychany w swym zestawieniu Cabernet – Negrette. Niesłychany jak ta noc. Wytrawne, czerwone wino pachnące czekoladą.

Czarna czekolada i biel śnieżnego welonu. Zamknij oczy i zobacz to. Cisza. Spokój. I nagle jakby ruszyła sfora psów myśliwskich. Natrętne. Szczekliwe. Nie chcą, abym zapadł się w tej biało-czarnej mgle. Telefon. I ten głos w słuchawce.

Ten sam, który śmiga jak wiatr pod nartami skoczkom w Planicy. Ten sam, który tureckiemu sędziemu odkorkował gwizdek w czasie pamiętnego meczu Widzewa. Ten głos słyszałem na trybunach stadionu Velodrome, gdy pod rozpostartymi rękoma Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Marsylii, patrząc na kąpiący się w granacie wieczoru lazur morza, oglądałem mecz Holandia - Brazylia w ćwierćfinale mistrzostw świata 1998.

Wtedy ten głos był tuż koło mojego ucha. Jakbym radio nosił przy głowie. I teraz ten sam głos rzuca pytania – "Znasz Londyn?" "Jasne". "Lubisz Londyn?".

Nie wytrzymałem i rzuciłem niczym Inwokację – "Łódź i Londyn ojczyzny moje wy jesteście...". "To ja mam dla ciebie propozycję"- powiadał głos, a mnie się zdawało, że nie Wojski, tylko, że narty i piłka grają.

Propozycja ze strony "Głosu" jest taka. Za 600 dni Olimpiada w Londynie. Teraz wszyscy znają Londyn. Przewodników napisano milion. "Ty tam byłeś, żyłeś, pracowałeś, kochasz to miasto, to pisz o swoich w nim ścieżkach.".

I tak to Tomek Zimoch zmiótł moją zamieć za oknem. Alpy wsadził do kuferka i zamknął zamek z brzękiem. Łódź odstawił na półkę. I obudził londyńskie sny, marzenia, wspomnienia.

Brixton i po raz pierwszy w życiu widziany w pełnej wersji "Rejs", East End, kiedy to w dzielnicy zamieszkałej przez przybyszów z Bangladeszu byłem jedynym białym.

Spitafileds Market i człowiek, który zdecydował się na to, by być kloszardem. Z bólem na twarzy przyznał mi się, że jest znów w niewoli rzeczy, bo znalazł fotel i teraz nie może opuścić placu, bo boi się, że mu go ukradną.

Puby, Kuba Rozpruwacz, kurczak palący podniebienie w Putney, jelenie w Kew Gardens, kluby i stadiony. Mieszkałem o 100 metrów od Stamford Bridge, przy cmentarzu, na którym pochowana jest Pocahontas, a kochałem się w Zjednoczonej Zachodniej Szynce czyli West Ham United – oczywiście "Młotkach", a nie "Szynce". Ale to drugie było bardziej smakowite. I Polskie. Hammers i Ham.

Lillywhites, sklep, w którym "sprzedajemy sprzęt do wszystkich dyscyplin sportowych". Ja tam sprzedawałem narty, ale jak mi zaczęto rozbierać dom, w którym mieszkałem, to szefowa dała mi "tyle dni ile potrzebujesz, żebyś mieszkał jak człowiek".

A ja znałem życie lokatora na dziko, który włamywał się do opuszczonych salonów fryzjerskich w Hackeney. No i narty. Codziennie przed pracą w nocnym klubie przy Sloane Square jeździłem w Beckton na nartach.

Ale o tym za tydzień.

O rany! Tomek! Coś ty najlepszego zrobił. Zdarłeś taśmę zaklejającą skrzynię ze wspomnieniami i to wszystko wyfrunęło pod obłoki przeganiając śnieżycę nad Paryżem i wylądowało na Tamizie.

Marek Brzeziński