Kontrolę w sprawie nielegalnego lotu awionetki nad Białorusią rozpoczęto od razu po publikacji pierwszych wiadomości na ten temat– pisze nash-dom.info, powołując się na źródła w wojsku.
Według tego źródła około 50 osób prowadzi w lasach pod Smorgoniem wizję lokalną. Jak się okazało, posterunki nie miały odpowiedniego wyposażenia, żołnierze nie mieli nawet lornetek. Wojskowi, którzy w dzień lotu szwedzkiej awionetki pełnili dyżur, mogą stanąć przed trybunałem wojennym. Wszyscy piszą pisma z wyjaśnieniami. Kontrolę prowadzi KGB i wojskowa prokuratura.
Wojsko ustaliło podobno od razu, że za wykrywanie obiektów nisko latających iobornę granicy w rejonie lotu odpowiada jednostka 25887 .
4 lipca szwedzcy piloci przekroczyli granicę Białorusi i Litwy, po czym zrzucili około 800 pluszowych misiów, z transparentami wzywającymi do demokracji, na Iwieniec i w południowym rejonie Mińska.
Straż graniczna oficjalnie nadal zaprzecza, że doszło do nielegalnego przekroczenia granicy. Według nich samolot mógł wystartować z Białorusi. Dziennikarze zauważają jednak, że w białoruskich aeroklubach nie ma awionetki francuskiej marki Jodel.
Były współpracownik obrony przeciwlotniczej powiedział mediom, że lecącą na niskiej wysokości awionetkę mogli namierzyć dopiero w Wołożynie, jeżeli zachowała ciszę radiową. Jednak i tam do tej pory jest ten sam system, który udało się pokonać pilotowi Mathiasowi Rustowi w drodze na Czerwony Plac w Moskwie (niemiecki pilot lądował tam ku zdumieniu wszystkich w 1987 roku).
Fakt naruszenie przestrzeni powietrznej Białorusi 4 lipca potwierdza strona litewska, chociaż nie precyzuje, o jaki statek powietrzny chodzi.
agkm/charter97.telegraf.by/