Rząd chce sprzedać cały swój pakiet, czyli 80 procent akcji spółki. Nie wiadomo jeszcze, za ile, ale wiemy, że oferta jest przeznaczona dla zamkniętej grupy rolników. - To pierwsza tego typu taka prywatyzacja rolna w Polsce - mówi Magdalena Kozmana z "Rzeczpospolitej". Akcje będzie mogło kupić wyłącznie 18 tys. rolników i 1,8 tys. pracowników firmy.
Proces prywatyzacyjny został tak przygotowany, żeby rolnicy mogli jak najbardziej z niego skorzystać. Z uwagi na kupujących, czyli dostawców buraków do spółki, zmieniono rozporządzenie w sprawie trybu prywatyzacji KSC, pozwalając, by spółka skredytowała swoją prywatyzację. Rolnicy mogą początkowo zapłacić tylko 20 proc. wartości akcji i w dodatku pożyczyć tę kwotę od spółki.
- To pierwsza taka prywatyzacja rolna w Polsce, ale w Europie mieliśmy już podobne. W Niemczech największy producnet cukru jest własnością rolników; we Francji jest podobnie i ten model się sprawdzał - mówi Krzysztof Kozieł z Domu Maklerskiego BGŻ.
Akcje spółki powinny być wyceniane na 1,5 złotych, ale moga mieć też cenę 2,5 zł. Przychód Skarbu Państwa z prywatyzacji może wynieść 1 miliard 200 milionów złotych.
- Cena akcji nie może być za niska z punktu widzenia Skarbu Państwa, ale nie może być też za wysoka, ponieważ to zniechęci rolników. W obawie przed tym, że rolnicy mogą nie wyłożyć z własnej kieszeni 50-60 tysięcy złotych (tyle musieliby zapłacić, gdyby akcje kosztowały po półtora złotego), postanowiono, że spółka może skredytować swoją prywatyzację - tłumaczy Magdalena Kozmana. - Od dwóch lat trwa spór miedzy dostawcami a spółką. Jeśli rolnicy staną się udziałowcami, to być może ten problem zniknie - dodaje.
Krajowa Spółka Cukrowa rocznie produkuje 550 tysięcy ton cukru, dwa razy więcej niż importujemy. Polska mogłaby produkować więcej cukru, ale obowiązują tu unijne limity. Unia Europejska z eksportera stała się importerem cukru.