W Sejmie trwają prace nad zmianą odpowiednich ustaw. Roczny okres rozliczania czasu pracy – taki zapis pojawił się w rządowym projekcie zmian w przepisach o Prawie pracy. Rząd i pracodawcy twierdzą, że jest to sposób na poprawę sytuacji firm i na uratowanie wielu miejsc pracy. Tymczasem Związkom Zawodowym te zmiany się nie podobają.
Anna Grabowska z Forum Związków Zawodowych twierdzi, że aby zwalczyć kryzys na rynku pracy, potrzebne są przede wszystkim inwestycje, mniej barier administracyjnych, korzystne rozwiązania podatkowe. Związki Zawodowe nie są co do zasady przeciwne elastycznemu czasowi pracy. Chodzi tylko o to, aby nie było patologii.
- O co konkretnie chodzi w tej ustawie? Jeśli ktoś pracuje np. 8 godzin dziennie, to jego czas pracy ma być rozliczany w okresie 4 miesięcy – tak jest obecnie, a proponowana zmiana mówi o okresie rozliczenia w ciągu 12 miesięcy. Co to oznacza dla pracowników, dla pracodawców?
Dla pracownika oznacza to, że gdyby przyszło mu pracować w nadgodzinach w I, II, III miesiącu to w obecnych rozwiązaniach tylko w okresie 4 miesięcy byłoby to rozliczane. Gdyby np. w V miesiącu okazało się, że musi pracować w nadgodzinach, pracodawca musiałby mu zapłacić dodatkowo za te nadgodziny. Jeśli okres rozliczeniowy byłby 12-miesięczny, to może dojść do sytuacji, że za nadgodziny pracownik otrzyma wynagrodzenie nawet po 2 latach. To jest niewątpliwie oszczędność na nadgodzinach pracownika.
- Jakich argumentów używa strona rządowa?
Władysław Kosiniak-Kamysz, Minister Pracy i Polityki Społecznej, tłumaczy, że propozycja możliwego wydłużenia okresu rozliczeniowego z 4 do 12 miesięcy nie jest nowością. Ona funkcjonowała w Polsce od połowy 2009 r. do końca 2011 r. w pierwszej ustawie antykryzysowej. Na tą ustawę zgodzili się też związkowcy. Tam jest jeden ważny zapis: żeby doszło do wydłużenia okresu rozliczeniowego, musi być porozumienie między pracownikami, związkiem zawodowym, radą pracowniczą, reprezentantem pracowników a pracodawcą. W trakcie funkcjonowania ustawy antykryzysowej było 1075 zakładów pracy, w których ją zastosowano. Ponad 100 tysięcy pracowników dzięki temu zachowało pracę. Były też firmy, które z tego nie korzystały, bo związki zawodowe się nie zgodziły.
Według Anny Grabowskiej, Minister w wielu punktach ma rację ale nie mówi wszystkiego. Uratowano 100-120 tys. miejsc pracy, to dużo. Problem polega na tym, że obecnie te rozwiązania mają być wprowadzone do Kodeksu Pracy, czyli na stałe. Ustawa antykryzysowa z 2009 r. była ustawą incydentalną, wypracowaną przez pracodawców i przez stronę związkową. Związki godziły się na wydłużony okres, ale miało być dochodzenie do płacy minimalnej na poziomie 50% w ciągu najbliższych 3 lat. Ten warunek nie został spełniony, ponieważ nie zostało to wpisane do ustawy o ochronie miejsc pracy.
- Obecnie istnieje zabezpieczenie polegające na tym, że zmian w sposobie rozliczania czasu pracy nie można wprowadzić w danej firmie bez zgody załogi czy związków zawodowych.
Tak, jeśli istnieją związki zawodowe lub rada pracownicza w firmie. W Polsce jest jednak 97% firm małych i średnich, w których nie ma związków zawodowych, nie ma nawet przedstawicieli pracowników.
Marek Kłoczko z Krajowej Izby Gospodarczej argumentuje, że całe miliony ludzi, którzy prowadzą małe czy średnie firmy, pracują elastycznie. W wielu firmach pracownicy sami są zainteresowani elastycznym czasem pracy, np. matki mające małe dzieci, babcie pomagające w opiece nad wnukami itp. Lepiej im kumulować pracę w niektóre dni, aby mieć wolne w inne dni. Krytykowanie takiego rozwiązania jest jakby z innej epoki.
Anna Grabowska czuje jednak, że jest raczej blisko życia. Jeśli to jest rzeczywisty wybór pracownika, to dobrze, ale jeżeli w zakładzie pracy zostanie ustalony elastyczny czas pracy dla całej załogi, to np. matka małego dziecka będzie miała problem z przedszkolem, bo sama będzie pracowała np. przez kilka miesięcy od 12 do 16 albo później. Nie jest to raczej rozwiązanie pro-demograficzne, może tylko dla niektórych.
- A nie wprowadzenie tych przepisów nie wpłynie na likwidację pewnej liczby miejsc pracy?
To jest przewrotny argument, stosowany przez przedstawicieli pracodawców. Związki zawodowe walczą o prawa pracowników, a nie chcą likwidacji miejsc pracy.
Rozmawiał Robert Lidke
Projekt powstaje we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim w ramach programu edukacji ekonomicznej: