Pozamykali uprzejmi gospodarze wszystkie ulice w promieniu trzech kilometrów od obiektu. Taksówką nie dojedziesz, autobusów nie ma. Piękny stadion znajduje się, jak to powiedział mój kolega z Rzeczpospolitej, Paweł Wilkowicz, w środku niczego. Trzeba więc iść przed siebie, aż się stadion zobaczy. Zobaczyłem po 20 minutach spaceru z 12-kilogramowym sprzętem. Na zewnątrz 25 stopni i parówa jak w Singapurze, w biurze prasowym około 15 i wiatr jak na Alasce w środku zimy. Kawa w cenie pół litra dobrej wódki w sklepie, a kanapka jeszcze droższa. Zresztą wszystkiego zabrakło.
Mecz nierówny. Pierwsza połowa niestrawna jak golonka z kapustą, z wyjątkiem rewelacyjnego strzału Pepe, ale w poprzeczkę. Druga szybka jak ruch na niemieckich autostradach, zwieńczona cudownym golem Super Mario Gomeza. Niemcy w drodze po mistrzostwo, Gomez w poszukiwaniu korony króla strzelców. W mixed zonie przyjemne rozmowy z Mirkiem Klose i Łukaszem Podolskim.
Pierwszy miał urodziny wczoraj, drugi kilka dni temu. Były gratulacje i podziękowania. Były pytania o następne spotkania z Holendrami i wyważone odpowiedzi, że wszystko jest możliwe. Była wreszcie ocena gry reprezentacji Polski w spotkaniu z Grekami i prognozy przed meczem z Rosją. Optymistyczne, co można sprawdzić słuchając wywiadów. Jest druga w nocy. Z biura prasowego nas wyrzucają. Trzeba jechać do Kijowa. Podobno tam dopiero jest Ukraina...
Andrzej Janisz (Dziennikarz Polskiego Radia, komentuje mecze Euro 2012 w radiowej Jedynce)