>>> Zobacz serwis Polskiego Radia o Euro 2012
Śmiało można stwierdzić, że na Wschodzie Europy są najładniejsze dziewczyny na świecie, a w trakcie Euro 2012 pokazują to najdobitniej jak można.
Zacznijmy od sprawy oczywistej, o której słyszałem na długo przed przyjazdem na Ukrainę. Tak - nie ma wątpliwości, że diewuszki są tu priekrasnyje. Mnogość typów urody bije w oczy - są piękne blondynki, niezwykle pociągające brunetki i tajemnicze, śliczne - rude. Do wyboru - do koloru. Od razu jednak zaznaczam - nie sądzę by Ukrainki były ładniejsze od Polek. Ale z pewnością te dwie nacje są w czołówce jeśli chodzi o uroki płci pięknej.
Poza tym warto dodać jeszcze jedno - w kijowskiej strefie kibica raczej zbiera się "creme de la creme" fanek piłki nożnej. Podobnie było w Warszawie. Jednak już poza samym centrum, czyli Placem Niepodległości (Majdan) i ulicą Khreshchatyk niekoniecznie jest tak kolorowo i pięknie. Są dzielnice, bardziej przypominające gorsze rejony Pragi Północ, czy Ursynowa, niźli Saską Kępę. Ale o tym kiedy indziej - wracajmy do tematu.
Trzeba przyznać, że kobiety w Kijowie ubierają się niezwykle wyzywająco i to praktycznie w każdej części miasta. Ciężko ocenić, czy robią tak na co dzień, czy to po prostu kwestia pogody (gdy piszę ten tekst za oknem jest jakieś 35 stopni Celsjusza), albo polowania na zagranicznych fanów (słyszałem, że dużym powodzeniem cieszyli się blondwłosi Szwedzi, pewnie teraz trend zmieni się na podrywanie Włochów).
Ciekawie wyglądają też poprzebierane w narodowe barwy z wymalowanymi twarzami na żółto-niebiesko. I trzeba im oddać, że niezwykle zagorzale dopingują swojej drużynie i emocjonują się każdym spotkaniem. Moja koleżanka przez blisko kwadrans wygłaszała tyradę, jaki to wredny ten arbiter Viktor Kassai (sędziował mecz Ukrainy z Anglia), bo nie uznał prawidłowo zdobytego gola Marko Devicia.
Fot. PAP/EPA/ROBERT GHEMENT
Dla kontrastu - przedziwnie wyglądają Ukraińcy. Praktycznie od razu widać, kto jest mieszkańcem tego kraju, a kto przyjechał tu tylko na sam turniej. Krótkie szorty, względnie dżinsy, do tego pasek, tudzież podpięta saszetka (taka na dokumenty, czy portfel) i obowiązkowo t-shirt sprzed epoki Lenina wpuszczony w spodnie - to na razie przeciętny obraz fana ukraińskiej drużyny. Trochę to dziwnie postsowiecko wygląda - kompletne przeciwieństwo odważnych sukienek tutejszych dziewczyn. Ale taki jest ogólnie urok Kijowa - miasta kontrastów.
Po spojrzeniu na przeciętnego Ukraińca - przestało mnie dziwić, że takim powodzeniem cieszą się "innastrancy". Wiem, że podobnie jest w Warszawie, ale tutaj ma to swoje logiczne podstawy. Nic więc dziwnego, że tutejsze diewoczki często uśmiechają się do obcokrajowców bez większego powodu, co zresztą jest niezwykle urokliwe. Czasem też zagadują, trochę nieśmiale, ale jednak. Zapewne ze względu na mieszankę rosyjsko-polsko-angielską w mojej mowie podchodzą z pytaniem: Pan iz Polszy? - Da iz Warszawy. Witamy na Ukrainie! :) Od razu jakoś się przyjemniej robi, słysząc te polskie słowa z odrobiną wschodniego akcentu.
Po tym cholernie szczerym i ciepłym przyjęciu mogę tylko się pośmiać z Anglików, którzy wyrządzili sobie straszną krzywdę, wierząc w bzdury, jakie wypisywano w ich brukowcach, czy nadawano w BBC. Odkąd tu przybyłem nie widziałem ani jednej bójki (a w końcu odpadli z turnieju, więc pretekst by się znalazł), nie ukradziono mi telefonu, portfela, czy torby. Nie mam problemu z dogadaniem się z mieszkańcami, których cierpliwość i życzliwość jest godna podziwu. A niestety tego samego nie mogę powiedzieć o tym, co widziałem chociażby w Warszawie...
Marcin Nowak