>>> Zobacz serwis Polskiego Radia o Euro 2012
>>> W serwisie blog Andrzeja Janisza
Mistrzostw Europy dzień dziesiąty:
Pociąg relacji Użgorod-Kijów, do którego wsiadam we Lwowie. Na dworcu leżą pokotem kibice przede wszystkim niemieccy, ale i mocno pijanych Dunów też się trochę znajdzie. Odróżnić ich można po flagach, w które są owinięci. Ta duńska to najstarszy europejski sztandar, który ponoć spadł z nieba krzyżowcom Waldemara Wspaniałego podczas krucjaty w Estonii. Tak naprawdę to znak joanitów, którzy uczestniczyli w tamtej wyprawie.
Coupe - magiczne słowo charakteryzujące pociągi na wschodzie
Na peronie wszyscy grzecznie ustawiają się w kolejce, by prowadnica sprawdziła bilety i przydzieliła miejsca. Za mną czterech Niemców, którzy ni w ząb nie rozumieją, co rzeczona mówi, więc pomagam. W przedziale, koedukacyjnym, dwie panie z Połtawy, Martin z Duisburga i ja. Zaczyna się wkładanie toreb i walizek do metalowych koryt pod leżankami. Jakoś się udało. Potem także rytualne oblekanie wojłokowego materaca i poduszki. Panie pomogły, a potem powiedziały, że jadą na Krym pohulać. Miałem nadzieję, że zaczną wcześniej, lecz bardziej łakomym wzrokiem patrzyły na Martina. Nic dziwnego, 190 centymetrów wzrostu, rozmiar buta 50, a pewnie i inne rozmiary równie imponujące. Fascynacja skończyła się jednak, gdy zaczął chrapać. Baby są jednak jakieś inne.
Lesia i Natasza zaczęły opowiadać o swoim urlopie, pobytach w Zakopanem, z którego wspomnienia mają nienajlepsze i fascynacji Odessą. Podróż, zwłaszcza dziesięciogodzinna zbliża, więc po chwili wiem, że pogoniły mężów bo pili i bili, że obie są po studiach w Kijowie i same wychowują dzieci. Dziewczyny zabrały się za czytanie magazynów, Martin chrapać nie przestawał, więc udałem się na poszukiwanie miejsca do palenia. Wszystkie przedziały zamknięte, ale z jednego wychyliła się prowadnica. Inna , ta główna tylko sprawdzała bilety. Pomocnica urody jest nienachalnej, wieku nieokreślonego, za to władzy w wagonie absolutnej. Proponuje piwo, ja odmawiam, bo trzeba by częściej odwiedzać toaletę, a ta posługując się eufemizmem, lekko odpychająca. Palić nie można, ale zaraz jest postój w Szepietowce. Pół pociągu wylega na peron, gdzie palenie oczywiście zabronione, o czym uprzejmie informują odpowiednie oznaczenia, pod którymi stoi milicjant z papierosem w dłoni i zachęca do oddania się nałogowi.
Stacja w Szepietowie to cud architektury, zadbany i na bieżąco odnawiany. Babuliny z kielniami w rękach cierpliwie nakładają nową warstwę tynku, a zamiast mozolnie wspinać się po rusztowaniach, jeżdżą nowoczesnymi windami. Co krok to szok, ale taka właśnie jest Ukraina.
Za oknem krajobraz zupełnie inny niż w Donbasie
Miejsca bezkresnych pól zajęły zagony z zielonymi wiechciami selera i pietruszki, kartofle przekwitają na fioletowo. Już niedługo będzie je można podbierać, a mocno posypane koprem i solą są wspaniałe, zwłaszcza z zsiadłym mlekiem. Tego brakować nie powinno, bo w każdej zagrodzie krowa. Pamiętacie smak kwaśnego mleka, tak gęstego, że można je kroić nożem?
Wspaniałe lasy przetykane jarami, w których płyną wijące się rzeczki, a ja wyobrażam sobie, że jestem nad Władynką, gdzie Bohun więził Helenę, a pilnowali jej Horpyna i Czeremis. Lisa z coupe Horpynę nieco przypomina. Krasna wiedźma jak powiedziałby Rzędzian. Ale Lisia jest bardzo ważną etranżerką w Połtawskiej Naftogazowej Kompanii i porównanie nie bardzo by się jej podobało.
Wreszcie po dziesięciu godzinach Kijów
Pożegnanie na dworcu bardzo wylewne, a Martin prosi o pomoc. Ma jeszcze trzech kolegów: Wolfe jest też z Duisburga i uwielbia twarde walki K-1, Achim z Gelsenkirchen i pamięta Tomków Hajtę i Wałdocha określając ich jako "gute alte Schalke blau beton". I wreszcie Anders, Szwed z północy. Mają gdzieś hotel, a nie chcą by oszwabił ich taksówkarz.
Kijów
Kolacja, świetne pierogi, gadanie. Okazuje się, że są kibicami piłki ręcznej i gdy usłyszeli, że znam Bieleckiego oszaleli. Przynosili mi piwo, strzepywali pył z moich stóp i kazali Kolę pozdrowić. Martin jest inżynierem metalurgiem, Anders inżynierem ciepłownikiem i bratem znanego szwedzkiego komentatora sportowego, Achimowi i Wolfgangowi wykształcenia, pracy i pieniędzy też nie brakuje. A jednak spali na dworcu we Lwowie, nie myli się dwa dni i jechali w warunkach urągających przyzwoitości, by zobaczyć swój zespół. Oni nauczyli mnie "Schwarz und Weiss", ja ich "Polska biało-czerwoni".
Dostali jeszcze znaczki Polskiego Radia, które przypięli do niemieckich reprezentacyjnych koszulek. Fantastyczny dzień.
Andrzej Janisz
Czytaj więcej wpisów Andrzeja Janisza »