>>> Zobacz serwis Polskiego Radia o Euro 2012
>>> W serwisie blog Andrzeja Janisza
Fan-zonę zamknięto jak zwykle o 2.00, podobnie zresztą jak metro, wolny dzień się skończył.
- Razganili – mówił Jura nad ostatnim stakańczykiem ciepłej wódki.
Wrócili skacowani do domów, umyli twarze, zwinęli flagi, dzisiaj są już w pracy.
Szwedzi śpiewali głośniej, pili dłużej, cieszyli się bardziej, ale to była taka radość na zasadzie łapania chwili. Wczoraj było pięknie, lecz efekt w gruncie rzeczy taki sam jak w przypadku Ukraińców i Polaków. Już po wszystkim. W moim hotelu już nie jest tak słonecznie od żółtych koszulek jak do tej pory. Jeszcze wczoraj odrobinę szaleni ludzie Północy, w czapkach ozdobionych rogami wikingów, dzisiaj przeobrazili się w zwykłych turystów. Stonowani, eleganccy, czyści. Jak Szwedzi.
Nie wszyscy wyjeżdżają. Wielu wzięło urlopy dłuższe niż faza grupowa, bo wierzyli. Zostaną. Ruszą znad Dniepru do miasta, zboczą z głównych szlaków, popatrzą na smutne pnie drzew wyciętych przy Chreszczatyku i zdziwią się, a może nawet zdenerwują. Po to, by przez miesiąc na Majdanie widoczne były reklamy sponsorów?
Połażą trochę tym głównym traktem miasta, ale być może potem zadadzą sobie nieco trudu i będą chcieli zobaczyć położone na wzgórzach cerkwie, których złote kopuły sprawiły, że zyskało to miasto miano Drugiego Jeruzalem. Zapalą świeczkę w Soborze Uspienskim albo Sofijskim.
Chłopak z dziewczyną wezmą się za ręce i pójdą na Most Zakochanych, najlepiej ze wstążeczką bądź kłódką z wyrytymi inicjałami . Przywiążą wstążkę, zatrzasną kłódkę na barierach, a klucz wyrzucą do rzeki.
Zmęczeni napiją się kwasu chlebowego, zjedzą warienki lub perepeczki, na deser zachwycą się lodami. I może wrócą. Do Teatru Lalek albo Muzeum Wody. Ja wrócę na pewno.
Andrzej Janisz
Czytaj więcej wpisów Andrzeja Janisza »