Do dziś nie wiadomo kim była młoda kobieta w czerwonej bluzie i turkusowych dżinsach.
Gdyby chociaż miała podobny strój jak indyjska reprezentacja - przyodziana na żółto-granatowo - i gdyby chociaż wmieszała się w szeregi. Ale nie szła na samym początku, obok chorążego, machając dłonią tłumom, a swoim strojem wyraźnie odróźniała od całej reszty.
- Chcemy wiedzieć, co zaszło. Nie protestujemy, ani się nie pieklimy, bo to nie koniec świata, ale chcemy wiedzieć co się stało - mówił rzecznik indyjskiej reprezentacji. Nikt nie zdołał do tej pory zidentyfikować kobiety, choć jej zdjęcia obiegły świat. W niedzielę przewodniczący komitetu organizacyjnego, lord Sebastian Coe wyjaśniał dziennikarzom. - To była członkini obsady widowiska, którą wyraźnie poniósł entuzjazm. Nie powinna była się tam znaleźć, ale jak widać weszła na bieżnię - mówił.
O ile wiadomo, nie została jednak zatrzymana, ani w trakcie parady, ani potem. A swoim występem w defiladzie wystawiła na śmieszność wręcz obsesyjne środki bezpieczeństwa i strzegące londyńskich igrzysk wielotysięczne straże.
Londyn 2012 - serwis specjalny >>>
IAR, to