Siemionowski mocno przygaszony opuszczał podlondyński tor regatowy w Eton. Niesmak, złość, szok, rozczarowanie - tak w krótkich słowach oceniał swój stan ducha jeden z głównych kandydatów do olimpijskiego medalu - nawet złotego. Kajakarz Zawiszy to aktualny mistrz świata z Szeged.
- Nic nie wskazywało na to, że coś złego może się wydarzyć. Przedbieg mnie jeszcze dodatkowo uspokoił, bo tak naprawdę mocno płynąłem tylko sto metrów, resztę dystansu "wypuściłem" i dopłynąłem pewnie na drugim miejscu. Gdybym jechał mocniej, to pewnie Kanadyjczyka bym "przeciął" - opowiadał o swoim wyścigu.
Jak dodał, w półfinale popłynął na maksimum swoich możliwości i nie ma mowy o odpuszczeniu choćby fragmentu dystansu. Kajakarz nie szukał także usprawiedliwienia w kontuzji dłoni, której doznał na początku sezonu. - Dłoń mi dzisiaj nie bolała, to raczej nie była przyczyna - podkreślił.
Siemionowskiemu pozostanie jeszcze start w sobotę w finale B, ale rywalizacja o dziewiąte miejsce na igrzyskach to dla niego niemal upokorzenie.
- Zawiodłem kibiców, samego siebie. Nie wiem co zrobić, chyba skoczę z Big Bena do Tamizy - zakończył Siemionowski.
Londyn 2012 - serwis specjalny >>>
PAP, mr