- Znam relację obydwu zawodników, ale nie byłem przy tym zdarzeniu i nie do mnie należy wydawanie wyroku; zajmie się tym odpowiednia komisja Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Mieszkałem w pokoju z Tomkiem Majewskim, mistrzem olimpijskim w pchnięciu kulą, gdy Patryk przyszedł do mnie, najstarszego czterystumetrowca w kadrze, i poinformował mnie o incydencie - powiedział Marciniszyn.
Jak zaznaczył, nie potrafi doszukać się przyczyny agresji ze strony Budziejewskiego. - Może to sprawiła presja igrzysk? Ale oni nie walczyli o miejsce w składzie. Na ostatnim sprawdzianie Kamil przegrał tylko z Michałem Pietrzakiem i było raczej pewne, że wystąpi. Za nimi na treningu uplasowali się Piotr Wiaderek, Kacper Kozłowski i Dobek. Jeśli Pietrzak w oficjalnym biegu uzyskał 45,19, to Budziejewski mógł mieć podobny czas. To oznacza, że zeszlibyśmy poniżej 3.02 i awansowalibyśmy do finału. Teraz, to tylko gdybanie, jednak tak mogło być - uważa lekkoatleta.
Prezes PZLA Jerzy Skucha poinformował, że sprawą incydentu zajmie się Komisja Wyróżnień i Dyscypliny PZLA. Podkreślił również to, co stwierdził trener Józef Lisowski, że naganne zachowanie zawodnika AZS Łódź nie miało negatywnego wpływu na postawę zespołu podczas rywalizacji.
Londyn 2012 - serwis specjalny >>>
PAP/aj