Z powodu kontuzji lewej nogi Rafał Fedaczyński wycofał się z rywalizacji. - Na 30 km „siadła” mi lewa noga, najpierw odbiłem sobie piętę, a potem ból poszedł na mięsień dwugłowy. Mogłem jeszcze przemęczyć się dwa-trzy kilometry, ale to nie miało sensu, tylko pogłębiłbym uraz i efekt końcowy byłby mizerny. Długo walczyłem z bólem, ale nie miałem szans dotrzeć do mety"- powiedział 25-letni Fedaczyński.
Pochodzący z Hrubieszowa lekkoatleta rozpoczął zawody spokojnie, przez większość dystansu plasował się w czwartej dziesiątce.
- Zadaniem była obrona ósmego miejsca z igrzysk w Pekinie. Wraz z trenerem Stanisławem Marmurem zaplanowaliśmy, że zacznę wolno, a później przyspieszę tempo. I tak faktycznie było. Do 22 km każdą „piątkę” pokonywałem w 23 minuty, a później poprawiałem się o 10-15 sekund. Na 40 km mógłbym stwierdzić, czy lokata z Chin jest do uzyskania, ale jednak tak daleko nie dotarłem - przyznał.
Sobotnia rywalizacja chodziarzy odbywała się w upale. Tylko niewielkim pocieszeniem były drzewa dające chłód kilkudziesięciu zawodnikom.
Reprezentant Polski ma przydomek "Killer", a jego hobby są projektowanie i wykonywanie tatuaży. - Mam 166 cm wzrostu, więc to bardziej zabawowa i agresywna wersja „Killera”. Chociaż na co dzień mówię to co myślę, nie pozwalam sobie napluć w twarz - mówił Fedaczyński. - A jeśli chodzi o tatuaże, od dziecka lubiłem rysować ołówkiem czy malować. Na ciele mam cztery rysunki, a może pojawi się kolejny, taki od serca – powiedział.
Podczas olimpijskich zmagań Fedaczyńskiego dopingowała żona. - Przyjechała do Londynu specjalnie, aby mnie obejrzeć, a tymczasem zbyt długo nie widziała mnie na trasie - zakończył.
Londyn 2012 - serwis specjalny >>>