„Zachód traci Mołdawię” – to tytuł artykułu w "Foreign Policy", prestiżowym magazynie o stosunkach międzynarodowych. Co tydzień w Kiszyniowie dochodzi do protestów pod hasłem: „Koniec z mafią”, jak nazywani są rządzący. Aż 65% Mołdawian chce rezygnacji obecnego rządu, traktowanego jako preoeuropejski i prounijny. Od roku 2009 ekipa rządząca co prawda podnosi hasła unijne i w pewnym sensie je realizuje, jednak nie znajduje to przełożenia na jakość życia obywateli. Ta sama ekipa jest odpowiedzialna za kradzież 12 procent PKB kraju, czyli miliarda dolarów w roku 2013. Głównym oligarchą państwa, nieformalnym liderem Partii Demokratycznej i przywódcą jest Vladimir Plahotniuc. Poza nim nie ma innej alternatywy proeuropejskiej i prounijnej. Jedyną alternatywą są siły prorosyjskie. Problemem Mołdawian jest brak jednolitej tożsamości. Część z nich mówi językiem mołdawskim, część rumuńskim, a jeszcze inni mówią po rosyjsku. Nie wiadomo, czy ten kraj powinien być niepodległy, a jeśli zintegrowany to czy z Unią Europejską czy z Rosją. W 2014 roku parlament ratyfikował umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską, zostały zniesione wizy do Strefy Schengen, co jest uznawane z ogromny sukces. Sąsiednia Rumunia jest członkiem Unii Europejskiej, ale nie należy do Strefy Schengen.
Rozmowa z dr Bartłomiejem Zdaniukiem z Uniwersytetu Warszawskiego.