O rewolucji w Rumunii.
Minęły 24. lata od krwawego obalenia reżimu w Europie Wschodniej. Braki żywnościowe, ograniczenia w dostępie do energii elektrycznej i paliwa oraz podupadająca nadzieja na zmianę, to wszystko doprowadziło do rewolucji w Rumunii.
Próba ukrycia tego, co naprawdę stało się w Rumunii w grudniu 1989 roku jest powodem do wstydu. W tym czasie zginęły 1142. osoby a 3138. zostało rannych. Większość z tych osób zastrzelono w domach - często przez pomyłkę. W szpitalach, w celu zatarcia śladów zbrodni, dobijano rannych. I fakt, że ludzie odpowiedzialni za te działania wtopili się w nową rzeczywistość, świadczy o tym, że coś jest nie w porządku. Tak, jak nie w porządku było to, że ze względu na poglądy polityczne można było dostać wyrok.
Pamiętam wyczekiwanie w długich kolejkach, by kupić cokolwiek: chleb, olej, cukier, mięso - podstawowe rzeczy - ale również papier toaletowy, mydło, czekoladę, czy pomarańcze. Pamiętam frustrację, która niczym w jednym zbiorowym rumuńskim sercu i umyśle, kumulowała się przez lata, by w końcu wybuchnąć wspólnym krzykiem: chcemy wolności, chcemy jedzenia, chcemy przyzwoitości.
Przypomina mi się pewna historia. Miałem około dziesięciu lat, była zima, dni były krótkie. Mój ojciec po powrocie z pracy zapytał, czy nie jestem głodny. Prawdopodobnie coś wcześniej jadłem, ale jak to dziecko, zawsze byłem nienasycony. Poszliśmy więc na zakupy. A może powinienem powiedzieć na polowanie? Weszliśmy do największego sklepu spożywczego, jaki wtedy funkcjonował (Alimentara). Jedyne co można było kupić, to paluszki rybne z Wietnamu (czy z jakiegoś innego azjatyckiego kraju). Kupiliśmy jedno opakowanie. Jednak, gdy po powrocie do domu zamierzaliśmy przyrządzić danie, okazało się, że nie mamy wystarczająco dużo oleju do smażenia.
Po tych wszystkich upokorzeniach chwila prawdziwej zmiany w końcu nadeszła. Byłem wtedy żądnym przygód dwunastolatkiem, który na ulicach demonstrował przeciwko władzy. Szczęśliwie manifestacje, w których brałem udział, nie miały tak tragicznego przebiegu, jak te przeprowadzane w dużych miastach jak Timisoara czy Bukareszt, gdzie ginęli ludzie. W moim małym górskim miasteczku, kilkuset demonstrantów okupowało posterunek policji i ratusz.
Jak w filmie "1984", ulice były pełne dymu i popiołu po spalonych książkach, do których czytania wcześniej nas zmuszano. W tamtym czasie flagi rumuńskie były rozdzierane na pół, był to manifest wstydu. Wstydu, że dyktatura rumuńska, jako jedyna z bloku wschodniego, nie oddała władzy dobrowolnie. Władzy przepełnionej głupotą i absurdem. Władzy, której przywódca ostatecznie został rozstrzelany.
Autor: Razvan Baloi
Tłumaczenie Paweł Kurek
Odwiedź nasz profil na Facebooku poświęcony wyborom 4 czerwca 1989 roku >>>>