W 1989 roku mój syn miał 4 lata. Ja miałam 24.  i wierzyłam, że wszystko  zmieni się na lepsze, że znormalnieje...byłam przekonana, że moje  dziecko będzie dorastać w lepszym świecie, że będzie miało perspektywy.  Że pracując uczciwie zarobi na godne życie...Minęło 25 lat - ćwierć  wieku...Syn chcąc uczciwie i godnie żyć musiał wyemigrować (chociaż  serce mu pękało, gdy zmuszony był opuszczać ojczyznę i rodzinę) bo tutaj  nie był w stanie się usamodzielnić. 1300 zł netto to zbyt mało  żeby wyprowadzić się od rodziców...Pokolenie 40-50 latków jeszcze jakoś  daje sobie radę, jeśli "ustawili się" przed transformacją ale to nie  jest kraj dla młodych ani też dla starych ludzi (moja mama ma 870 zł  emerytury). Nie wiem czy dla kogokolwiek ten kraj jest przyjazny poza  politykami...Pracuję na uniwersytecie, mam tytuł doktora nauk  humanistycznych w dziedzinie pedagogiki, jestem też historykiem i  bibliotekoznawcą. Mam 2100 brutto (1680 zł "na rękę"), czyli jakieś 500  zł mniej niż początkujący kasjer w hipermarkecie...Czy to jest normalny  kraj pytam???
Autor: Agata Samsel
Odwiedź nasz profil na Facebooku poświęcony wyborom 4 czerwca 1989 roku >>>>