O „totalnym bojkocie” rosyjskich wyborów na Krymie poinformował przewodniczący działającego obecnie na Ukrainie Medżlisu (organu samorządu tatarskiego), Refat Czubarow. „Dziękujemy narodowi! Dziękujemy wszystkim, którzy zachowują godność!” – napisał na Facebooku.
- To, że krymscy Tatarzy zbojkotowali te wybory, wywołało rozdrażnienie i na Kremlu i w Federalnej Służbie Bezpieczeństwa na samym Krymie. Sądzę, że okupanci będą prześladować moich rodaków na Krymie z jeszcze większym zacięciem – ocenił Mużdabajew.
Zdaniem mieszkającego na Ukrainie dziennikarza efektem bojkotu będzie ostateczne odrzucenie przez Sąd Najwyższy Rosji apelacji wobec wydanego wcześniej przez krymskie władze zakazu działalności Medżlisu, co – jak powiedział – "i tak było oczekiwane”. - Mimo tych wszystkich obaw Tatarzy zachowali się godnie i uważam, że w warunkach, które panują na Krymie, jest to nie lada wyczyn – podkreślił.
Mużdabajew oczekuje, że parlament Ukrainy zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami nie uzna wyników wyborów parlamentarnych w Rosji. - Ukraina nie może uznać tych wyborów, gdyż byłaby to zdrada interesów narodowych. Również i Zachód nie powinien ich uznawać. Większość wybranych w nich deputowanych otrzymała głosy na Krymie i nie można oddzielić ich od pozostałych – oświadczył wicedyrektor ATR.
Rosja zaanektowała należący do Ukrainy Krym w marcu 2014 roku po referendum, które Tatarzy zbojkotowali, przez co narazili się na prześladowania.
Przed aneksją Tatarzy stanowili 12-15 proc. ludności Krymu. Po zajęciu półwyspu przez Rosjan część z nich schroniła się na Ukrainie. Tatarzy, których władze ZSRR deportowały w 1944 roku z Krymu do Azji Środkowej w związku z oskarżeniami o kolaborację z III Rzeszą, powrócili na półwysep dopiero w połowie lat 80.
Z Kijowa Jarosław Junko (PAP) /agkm