Ponad 40 czołowych gwiazd amerykańskiej sceny muzycznej, 3 nagrody Grammy, numer 1 na większości światowych list przebojów, 20 milionów sprzedanych singli, przeszło 60 milionów dolarów dochodu, przeznaczonych na walkę z głodem w Afryce. Tak w liczbach przedstawia się "We Are the World" – utwór, który przeszedł do historii muzyki z dobroczynnością w tle. Liczby robią wrażenie, ciekawsze są jednak okoliczności nagrania tej piosenki w studiu A&M w Los Angeles, w nocy z 28 na 29 stycznia 1985 roku.
Muzyka i słowa
Zanim jednak do tego doszło, należało stworzyć utwór będący odpowiedzią na wydany kilka tygodni wcześniej hit "Do They Know It’s Christmas?" brytyjskiej supergrupy Band Aid. Zadania tego podjęli się wspólnie Michael Jackson i Lionel Richie. Panowie podeszli do sprawy poważnie. Przesłuchali zestaw hymnów państwowych z różnych zakątków świata, aby skomponować melodię, która trafi do serc jak największych rzesz ludzkości.
Tekst piosenki jest szlachetny i podniosły, nawiązuje nawet do Biblii, którą autorzy "We Are the World" chyba jednak przeczytali po łebkach. Świadczy o tym wers: "Bóg pokazał nam to, zamieniając kamienie w chleb". Brzmi ładnie, sęk w tym, że akurat propozycję dokonania takiego cudu, wysuniętą przez szatana na pustyni, Jezus kategorycznie odrzucił.
Bohater Quincy
To jednak drobiazg w porównaniu do wyzwania, przed jakim stanął Quincy Jones, mający zapanować nad tłumem megagwiazd, upchniętych w niewielkim pomieszczeniu hollywoodzkiego studia. Na szczęście producent cieszył się już wówczas wielką estymą w środowisku, a dodatkowo przy wejściu wywiesił kartkę: "Prosimy o pozostawienie ego za drzwiami studia". Artystom zabroniono również przyprowadzania osób towarzyszących.
Jako pierwszy z wokalistów zameldował się Michael Jackson. Autor utworu pojechał prosto do studia, opuszczając odbywającą się nieopodal ceremonię rozdania nagród American Music Awards. Pozostali artyści zaczęli się zjeżdżać tuż po wręczeniu ostatniej statuetki – taki zresztą był zamysł producentów "We Are the World", którzy chcieli wykorzystać fakt, że tak wiele gwiazd przebywało w Los Angeles w tym samym czasie.
Nagrywanie wokali rozpoczęło się około 22.30 i przebiegło nadzwyczaj sprawnie. Nie brakowało oczywiście wichrzycieli, takich jak Cindy Lauper, której od początku nie podobał się utwór autorstwa tandemu Jackson / Richie i otwarcie to demonstrowała. "W pewnym momencie nachyliła się w moją stronę i powiedziała: to brzmi jak reklamówka Pepsi" – wspominał Billy Joel. Za pośrednictwem menedżera próbowała też przekonać Quincy’ego Jonesa, że jej zdanie podziela wielu artystów. W tym momencie słynny producent użył siły własnego autorytetu. "OK, w takim razie możesz zabierać tyłek w troki i wyjść" – oznajmił gwieździe, która jednak nie skorzystała z jego rady.
Quincy Jones, foto: The Mega Agency / Forum
Zmęczeni, nieobecni, wykluczeni
Nad ranem, gdy zmęczenie dawało się już wszystkim we znaki, atmosferę w studiu próbował poprawić swoimi żarcikami Stevie Wonder. Powiedział on, że dzięki tej sesji miał szansę "zobaczyć się" z Rayem Charlesem. "Wreszcie na siebie wpadliśmy" – cieszył się wokalista. Dla niewtajemniczonych: obaj panowie byli niewidomi.
O 8 rano piosenka "We Are the World" była nagrana w całości. Gwiazdy rozjechały się do swoich domów (lub hoteli), zaś w studiu, razem z Quincym Jonesem, pozostał jedynie Lionel Richie. Ten ostatni zasłużył tym samym na odznakę przodownika pracy artystycznej, bowiem – jako gospodarz gali American Music Awards – od poprzedniego poranka był na nogach, uczestnicząc w próbach przed uroczystością.
Spośród wszystkich gwiazd zaproszonych do udziału w nagraniach w studiu nie pojawił się tylko Prince – z nie do końca wyjaśnionych przyczyn. Jego partię przejął Huey Lewis. Na zaproszenie nie doczekała się natomiast Madonna, która uczestniczyła w ceremonii American Music Awards, jako nominowana w jednej kategorii. Najsłynniejsze after party w historii tych nagród odbyło się jednak bez niej.
"We Are The World" - 35th ANNIVERSARY VIDEO. Źródło: YouTube / Lionel Richie Official
Singiel z utworem "We Are the World" ukazał się 7 marca 1985 roku. Cztery tygodnie zajęło mu dotarcie na szczyt listy "Billboardu", gdzie spędził kolejny miesiąc. W ciągu trzech dni od premiery rozeszło się 800 tysięcy krążków, co było wówczas najlepszym wynikiem w historii amerykańskiej fonografii.
kc