17 marca na forum Unii Europejskiej przedstawiono propozycje rozwiązań legislacyjnych dotyczących tzw. zielonej przepustki. Dokument miałby zawierać informacje o zaszczepieniu przeciw COVID-19, ale także o przebyciu choroby lub uzyskaniu negatywnego wyniku testu. Jaki jest cel wprowadzenia takiego rozwiązania?
Koronawirus na świecie. Liczba zakażeń przekroczyła 120 milionów
To próba wyjścia naprzeciw pewnym krajom, żyjącym z turystyki, takim jak Grecja, które chcą odzyskać część turystów, umożliwiając im wjazd na swoje terytorium ze znacznie zmniejszonym ryzykiem zachorowania na COVID-19.
Czy to faktycznie pomoc? Jedni poczują się bezpieczniej, inni postanowią zamiast w Grecji, spędzić wakacje np. na Zanzibarze, który nie wymaga ani testów, ani szczepień…
Ten kij rzeczywiście ma dwa końce. Odnoszę wrażenie, że sprawa nie została do końca przemyślana, że UE działa tutaj pod presją czasu, chce pokazać, że nie jest bezradna, że reaguje, ma jakiś pomysł. Problem polega na tym, że coś, co ma stanowić pomoc dla branży turystycznej, może okazać się wylaniem dziecka z kąpielą. Tym dzieckiem mogą być np. kobiety w ciąży lub osoby, które – niezależnie od wieku – nie mogą takiej szczepionki przyjąć, czy to przez określony czas, czy też w ogóle. A także te osoby, które chcą się szczepić, ale jeszcze długo przyjdzie im czekać na swoją kolej, z racji młodego wieku. Unia Europejska walczy z wykluczeniem, ostatnio nawet przyjęliśmy w Parlamencie Europejskim różne dokumenty będące elementami takiej walki w kontekście COVID-19. Dobrze byłoby więc, by sama UE nie generowała kolejnych grup wykluczonych. Wakacje to zresztą tylko jeden aspekt, większe wątpliwości wiążą się z podróżami służbowymi, czyli takimi, z których nie sposób zrezygnować.
Co ma Pan na myśli?
Problemy z dostawami szczepionek. "W Brukseli coraz więcej mówi się o Sputniku V"
Ta wstępna koncepcja dokumentu zakłada, że wiele spraw pozostaje tutaj w kompetencji poszczególnych krajów. One będą np. decydować, jakie szczepionki umożliwią wjazd na ich terytorium. Jeśli pojawią się osoby zaszczepione preparatami, które nie zostały dopuszczone na terenie całej Unii Europejskiej, to zachodzi ryzyko, że ci ludzie nie będą wpuszczani do chociażby Belgii czy Francji, które już nieoficjalnie zapowiadają podobne kroki. Teoretycznie oznaczałoby to, że jeśli pan Kovacs z Budapesztu zaszczepi się szczepionką chińską, to będzie mógł wyjechać, ale władze Belgii lub Francji mogą go nie wpuścić. Jeśli pan Kovacs byłby europosłem, to pojawiają się problemy natury dyplomatycznej. Europejska Agencja Leków może określać, które szczepionki aprobuje, które nie. Tyle że obywatele nie mają specjalnego wyboru – szczepią się tym, co jest dostępne w ich kraju.
Unijni dygnitarze podkreślają, że nie chcą dyskryminować osób z jakichkolwiek powodów niezaszczepionych. Dlatego "przepustka" może zawierać po prostu informacje o negatywnym wyniku testu. A przy okazji – czy takie testy np. przed wakacjami będą refundowane przez państwo?
Na razie nikt nie rozstrzygał kwestii finansowych. Zwracam jednak uwagę, że chociażby niektórzy europosłowie latają do Brukseli dwa razy w tygodniu. To oznaczałoby, że musieliby się testować cztery razy w tygodniu – dwa razy w Polsce i dwa razy na miejscu. No, niekiedy może mniej, bo wynik testu jest ważny kilka dni. W moim przekonaniu jest to niesłychanie uciążliwe. Jeśli chodzi o kwestie refundacji, to pracownikom np. Parlamentu Europejskiego w części zwracane są koszty testów. Jak jednak miałoby być w przypadku przysłowiowego Kowalskiego jadącego na wakacje, tego na razie nie wiadomo. Obawiam się, że na taką refundację raczej nie ma co liczyć.
Maria Libura: Wielka Brytania wyszła z założenia, że każdy chce się szczepić i postawiła na masowość
Nie obawia się Pan, że sama idea "zielonej przepustki" może paradoksalnie zniechęcać obywateli do szczepień?
Tak i nie. Nie, ponieważ niektórzy poddadzą się szczepieniu, nawet zaciskając zęby, żeby pojechać na wakacje albo służbowo za granicę. Z drugiej strony mamy w każdym właściwie kraju, a w Polsce szczególnie, dużo osób, które są przekorne. „Musi to na Rusi, a w Polsce jak kto chce” – to przecież znane powiedzenie. Polski indywidualizm może się więc okazać pewnym źródłem sceptycyzmu wobec szczepionek, jeśli Polaków nie będzie się zachęcać, ale próbować ich w jakikolwiek sposób przymuszać. Sam przyznaję, że gdyby dziś miało miejsce głosowanie nad paszportem szczepionkowym, to nie poparłbym tego rozwiązania. Może nie zagłosowałbym przeciw, tylko najprawdopodobniej wstrzymał się od głosu.
Wspominał Pan o osobach, które chcą się zaszczepić, ale będą musiały długo jeszcze czekać na swoją kolej. Po co dyskutować o przepustce szczepionkowej, skoro na razie nie za bardzo jest czym szczepić?
Niemcy: przeciwnicy obostrzeń wyszli na ulice. Doszło do niewielkich starć z policją
Tu nie chodzi o to, by złapać króliczka, ale by go gonić. Zapewniam, że cała dyskusja o paszporcie szczepionkowym ma w dużej mierze na celu odwrócenie uwagi od podstawowego problemu, jakim jest wielka afera dotycząca fatalnie wynegocjowanych przez Unię Europejską umów z koncernami farmaceutycznymi. Owe umowy nie zapewniły UE prawa pierwokupu i były pod tym względem gorsze niż kontrakty zawierane przez Wielką Brytanię i USA. Zrobiono więc wrzutkę o paszporcie szczepionkowym. To wywołało emocje. W efekcie pół miliarda Europejczyków już nie pamięta, że Unia zupełnie pokpiła negocjacje i potraktowała szczepionki, jakby to było aluminium albo orzeszki ziemne, skupiając się na kwestii ceny, zamiast na kwestii realnego i szybkiego dostępu do preparatów.
Odpowiednik zielonych przepustek funkcjonuje w Izraelu. Osobom zaszczepionym dano prawo do chodzenia do restauracji i innych miejsc, do których nieszczepieni wstępu nie mają. Wyobraża sobie Pan wprowadzenie podobnych rozwiązań w Europie?
Wyobrazić to sobie można wszystko, chociaż nie ma przesłanek wskazujących na to, by takie rozwiązania miałyby pojawić się np. w naszym kraju. Żadne państwo Unii Europejskiej nie wprowadziło przymusu szczepień. Pomysły, by dostęp do niektórych dóbr warunkować zaszczepieniem, z całą pewnością będą generować dyskusję o swobodach obywatelskich, a także o tym, jak pogodzić wolność osobistą z troską o zdrowie innych. To nieuniknione. Pytanie, czy obecnie warto iść tropem narzuconym przez autorów pomysłu paszportu szczepionkowego. Moim zdaniem trzeba sięgnąć głębiej. Wówczas zobaczymy przede wszystkim, że Unia Europejska po prostu zupełnie nie radzi sobie z pandemią i usiłuje odwracać uwagę od własnej klęski.
Rozmawiała Magdalena Złotnicka