Frontman to za mało
Pierwszy, w 1943 roku, urodził się Mick Jagger, człowiek, który miał przejść do historii jako wokalista The Rolling Stones, największej rockandrollowej grupy wszech czasów. Wraz z zespołem dotarł na szczyt popularności już w latach 60., a kolejna dekada tylko umocniła pozycję Stonesów na muzycznym Olimpie. To wszystko jednak nie wystarczyło, by zaspokoić ambicje Jaggera, który w połowie lat 80. postanowił rozpocząć solową karierę.
Zaczęło się obiecująco, od nagranego w 1985 roku w ducie z Davidem Bowiem przeboju "Dancing in the Streets", będącego przeróbką starego utworu autorstwa m.in. Marvina Gaye'a. Wydany w tym samym roku album "She's the Boss", nagrany z udziałem znakomitych gości (Jeffa Becka, Pete'a Townsenda, Herbiego Hancocka i innych) też odniósł spory sukces, co zmotywowało Jaggera do pójścia za ciosem. Dwa lata później ukazała się jego kolejna płyta, "Primitive Cool", jednak nie zawojowała ona serc fanów i w zasadzie rozwiała marzenia Micka o byciu wielką gwiazdą bez wsparcia kolegów z zespołu.
Mick Jagger & David Bowie - "Dancing in the Streets", źródło: YouTube / LiveAid
Zadowolenia z porażki Jaggera solisty nie krył Keith Richards, drugi z filarów The Rolling Stones, a jednocześnie najbliższy przyjaciel wokalisty. Jak jednak wynika z opublikowanej w 2010 roku autobiografii gitarzysty, ta przyjaźń bywała nieraz bardzo szorstka, a w latach 80. przerodziła się w otwartą wrogość. Trzeba przyznać, że sam Richards mocno przyczynił się do "zdrady" Jaggera, bo w tamtych czasach często bywał tak otumaniony używkami, że nie był w stanie wywiązywać się ze swoich obowiązków w zespole.
Gdy już stało się jasne, że nic nie jest w stanie przebić marki The Rolling Stones, Mick potulnie wrócił na łono zespołu, gdzie przebywa do dziś, choć od czasu do czasu wydaje coś pod własnym nazwiskiem. Jego ostatni, jak dotąd, solowy album "Goddess in the Doorway", ukazał się w 2001 roku, natomiast całkiem niedawno, bo w kwietniu tego roku, nagrał w duecie z Davem Grohlem z Foo Fighters "pandemiczny" utwór "Eazy Sleazy".
Multitalent ukryty za bębnami
Urodzony w 1949 roku Roger Taylor nie jest typowym perkusistą legendarnej grupy – choć za taką z pewnością można uznać formację Queen, w której gra już od pół wieku. Gdy jednak przyjrzeć się bliżej jego artystycznym dokonaniom, okaże się, że jest bardziej kimś w rodzaju Phila Collinsa, czyli obdarzonym wieloma talentami muzykiem, który przyjął skromną rolę bębniarza.
Już jako członek Queen wykazał się kompozytorskimi zdolnościami. Jest współautorem takich przebojów, jak "Innuendo", "Under Pressure" czy "Radio Ga Ga", a utwór "One Vision" to praktycznie w całości jego dzieło, choć podpisał się pod nim cały zespół. Wysoki głos Rogera słychać też w wielu piosenkach grupy, czasem zdarzało mu się nawet odsuwać od mikrofonu samego Freddiego Mercury'ego, by przejąć obowiązki głównego wokalisty.
The Cross - "Heaven for Everyone", źródło: YouTube / Queen Official
Twórcze ADHD Taylora dało o sobie znać zwłaszcza w latach 80. Grupa Queen była wówczas u szczytu popularności, a jej perkusista mimo to znajdował czas, by nagrywać solowe albumy, produkować płyty innym artystom, a na dodatek założyć własny zespół The Cross, w którym był wokalistą i gitarzystą. Na debiutanckim albumie grupy, "Shove It", z 1988 roku, znalazła się m.in. pierwotna wersja utworu "Heaven for Everyone", który potem wszedł do kanonu przebojów Queen.
Mimo mocno rockandrollowego stylu życia, z jakiego słynął przez znaczną część swojej kariery, 72-latek wciąż jest w dobrej formie, również artystycznej. Zreformowana grupa Queen, z Adamem Lambertem na wokalu, od ładnych kilku lat jeździ po świecie i gra koncerty w wypełnionych po brzegi halach. A gdy koronawirus pozamykał artystów w domach, Roger przysiadł w studiu nagrań, czego efektem jest kawałek "Isolation", opublikowany w czerwcu 2020 roku. W październiku ma się ukazać pełnowymiarowy, szósty w solowej dyskografii Taylora, album "Outsider". Czy wśród gości zaproszonych do jego nagrania znajdzie się drugi dzisiejszy jubilat, Mick Jagger? Na razie nic o tym nie wiadomo, ale kto wie, czym zaskoczy nas ten bardzo kreatywny muzyk…
kc