Pochodzący z Kanady Neil Young w 1970 roku – mimo ukończonych zaledwie 25 lat – cieszył się bardzo mocną pozycją na amerykańskiej scenie rockowej. W artystycznym CV miał już występy w zespole Buffalo Springfield i supergrupie Crosby, Stills, Nash & Young, a do tego trzy solowe albumy o wysokiej jakości artystycznej, z których najnowszy, "After the Gold Rush", zanotował dodatkowo świetne wyniki na listach przebojów. Jednak dopiero wydany w 1972 roku longplay "Harvest" okazał się komercyjnym strzałem w dziesiątkę.
Wielu żniwiarzy, treściwy plon
Sesje nagraniowe do płyty "Harvest" ("Żniwa") rozpoczęły się w styczniu 1971 roku. Specjalnie na tę okazję Young skrzyknął składający się z muzyków country czteroosobowy zespół, któremu nadał nazwę The Stray Gators. Do studia zaprosił też grono dodatkowych gości, na czele z Lindą Ronstadt, Jamesem Taylorem i byłymi kolegami z zespołu: Davidem Crosbym, Stephenem Stillsem i Grahamem Nashem.
Wszyscy oni przygotowali wspólnie trwającą zaledwie 37 minut z małym haczykiem mieszankę rocka, folku i country w mocno zróżnicowanej oprawie aranżacyjnej. O ile na przykład antynarkotykowy utwór "The Needle and the Damage Done" został nagrany podczas solowego występu Neila, w trakcie którego przygrywał sobie jedynie na gitarze akustycznej, to już do nagrania kawałków "A Man Needs a Maid" i "There's a World" zaprzęgnięto muzyków London Symphony Orchestra, uzyskując pompatyczny efekt, który nie wszystkim fanom przypadł do gustu.
Gdzieś pośrodku lokują się piosenki wydane na singlach promujących album: "Heart of Gold" i "Old Man" – nieprzypadkowo należą one do ścisłej czołówki największych przebojów w trwającej ponad pół wieku karierze artysty.
źródło: YouTube / MusicMenGermany
Więcej stodoły!
Różni artyści mają różne sposoby na odsłuchiwanie nagranego materiału przed wypuszczeniem go w świat. Większość robi to w studiu nagrań, ale są i tacy, którzy uważają, że piosenki powinny dobrze brzmieć w każdych warunkach, więc testują je na przykład na średniej jakości sprzęcie samochodowym. Nikt jednak chyba nie zdecydował się na tak ekscentryczną formę odsłuchu, jak Neil Young w przypadku albumu "Harvest".
Graham Nash opowiedział w jednym z wywiadów historię o tym, jak Young zaprosił go na swoje ranczo, a następnie zapakował do łódki, którą razem wypłynęli na środek niewielkiego jeziorka. W tym momencie rozległa się muzyka płynąca z ogromnych głośników zainstalowanych w domu i stodole, stojących na przeciwległych brzegach. – Było głośno jak diabli, to było coś niewiarygodnego. Producent Elliot Mazer stanął na brzegu jeziora i krzyknął: "Jak to brzmi, Neil?!", na co ten odkrzyknął: "Więcej stodoły!".
Wtórny klasyk?
"Test stodoły" najwyraźniej przyniósł zamierzony efekt, bo płyta bardzo przypadła do gustu fanom – nie tylko pofrunęła na szczyt listy "Billboardu", pokrywając się przy tym poczwórną platyną, ale okazała się najpopularniejszym albumem 1972 roku w Stanach Zjednoczonych i największym komercyjnym sukcesem w karierze Neila Younga.
Nie przeszkodziły w tym nawet marudzenia krytyków muzycznych, takich jak John Mendelsohn z magazynu "Rolling Stone", który napisał, że prawie wszystkie utwory brzmią tak, jakby Neil skopiował je z poprzedniej płyty, dodając nowe teksty i brzmienie gitary hawajskiej. Po latach, gdy okazało się, że album trafił do rockowego kanonu, krytycy są już dla niego o wiele łaskawsi – ten sam magazyn regularnie umieszcza "Harvest" w zestawieniach stu najlepszych płyt wszech czasów publikowanych między 2003 a 2020 rokiem.
kc