Gdy w czerwcu 1993 roku w Cleveland, w amerykańskim stanie Ohio, inaugurowano budowę muzeum pod nazwą Rock and Roll Hall of Fame, na miejscu stawiły się takie osobistości muzycznego świata, jak: Chuck Berry, Billy Joel, Sam Phillips czy Pete Townshend z grupy The Who. Dwa lata później wstęgę przecinał nie kto inny jak Little Richard, a gwiazdami koncertu zorganizowanego na inaugurację obiektu byli m.in.: Bob Dylan, Jerry Lee Lewis, Bruce Springsteen, Iggy Pop i John Fogerty. Przez kolejne lata budynek ulokowany nad brzegiem malowniczego jeziora Erie zyskał światowy rozgłos, a znalezienie się w elitarnym gronie członków Rockandrollowej Galerii Sław oznaczało dla większości artystów ogromny prestiż.
Rock and Roll Hall of Fame u swego zarania dość ściśle przestrzegała gatunkowej "czystości" wykonawców przyjmowanych w jej szeregi. Podczas pierwszej ceremonii w 1986 roku na liście uhonorowanych widniały m.in. takie nazwiska, jak: Chuck Berry, Buddy Holly, Jerry Lee Lewis, Little Richard czy Elvis Presley – sama rockandrollowa arystokracja. Z czasem te reguły zaczęły się coraz bardziej rozmywać, aż w końcu doszło do tego, że klasyczny rock and roll w twórczości wielu nominowanych artystów występuje w ilościach homeopatycznych.
Bohaterka mimo woli
Niezręczność całej sytuacji dostrzegła nie tak dawno Dolly Parton. Niekwestionowana gwiazda muzyki country na wieść o tym, że jest oficjalną kandydatką do Rock and Roll Hall of Fame, grzecznie poprosiła o usunięcie jej nazwiska z listy nominowanych, ponieważ nie czuła, aby jej twórczość predestynowała ją do przebywania w tym gronie. W odpowiedzi organizatorzy wystosowali równie kurtuazyjne oświadczenie, w którym odmówili spełnienia jej prośby, tłumacząc przy okazji 76-letniej piosenkarce powiązania między reprezentowanym przez nią gatunkiem muzycznym a tym, który widnieje w ich szyldzie. Ostatecznie Dolly siłą została włączona do Rockandrollowej Galerii Sław, co przyjęła z klasą. "Jestem zaszczycona i onieśmielona tym faktem" – napisała w mediach społecznościowych.
Podobnych rozterek nie mieli inni artyści, których 4 maja 2022 roku poinformowano o wcieleniu do Rock and Roll Hall of Fame. Niemal identycznymi słowami jak Parton rozpoczęli swój komunikat na Twitterze Pat Benatar i jej mąż Neil Giraldo, Lionel Richie stwierdził, że jest to dla niego "niewiarygodny zaszczyt", a duet Eurythmics napisał: "jesteśmy więcej niż uradowani". Bardzo podobnych słów używał zespół Duran Duran w specjalnie nagranym na tę okoliczność filmiku.
Wielki zaszczyt czy plama na honorze?
Nie wszyscy muzycy byliby równie zaszczyceni i uradowani wiadomością o umieszczeniu ich nazwisk bądź nazw ich grup w Rockandrollowej Galerii Sław. Od lat kontrowersje wzbudza nie tylko niejasny i arbitralny dobór nominowanych wykonawców, ale i sama idea takiej instytucji. Organizatorom zarzuca się, że nie są reprezentantami branży muzycznej, a za ich wyborami stoją przede wszystkim względy marketingowe. – To kompletna bzdura zarządzana przez bandę świętoszkowatych Amerykanów, którzy nie rozpoznaliby rock and rolla nawet, gdyby rzucić im go prosto w twarz – powiedział w 2018 roku o Rock and Roll Hall of Fame Bruce Dickinson.
Wokalista formacji Iron Maiden nie jest jedynym rockmanem, który pogardliwie odnosi się do tej osławionej instytucji. W 2006 roku zaproszenie na ceremonię odrzucili muzycy grupy Sex Pistols, określając amerykańskie muzeum mianem "plamy z moczu". Są też bardziej rzeczowi krytycy, tacy jak wokalistka Charlotte Church, która w 2013 roku zwróciła uwagę na rażącą dysproporcję między męską a kobiecą reprezentacją w Rock and Roll Hall of Fame. Wyliczono, że spośród 719 uhonorowanych wykonawców, tylko 61 było płci żeńskiej.
Mimo głosów krytyki nic nie wskazuje na to, aby Rockandrollowa Galeria Sław zamierzała zamknąć swoje podwoje. 5 listopada w Los Angeles odbędzie się oficjalna ceremonia włączenia do niej nowych artystów, których nazwiska poznaliśmy w tym tygodniu.
kc