Polskie Radio

The Rolling Stones – dziś mija 60 lat od scenicznego debiutu

Ostatnia aktualizacja: 11.07.2022 16:00
Kilkanaście bluesowych standardów, wymyślona na poczekaniu nazwa zespołu i sprzęt wynajęty za pożyczoną kasę – tak w skrócie wyglądał pierwszy koncert The Rolling Stones, który odbył się 12 lipca 1962 roku. 60. rocznicę tego wydarzenia Trójka uczci specjalnymi audycjami.
The Rolling Stones na początku lat 60.
The Rolling Stones na początku lat 60.Foto: imago stock&people/Imago Stock and People/East News

Przez cały wtorek na antenie Trójki będą się pojawiać nawiązania do bogatej twórczości i burzliwej historii The Rolling Stones. Będzie je można usłyszeć w audycjach "Pora na Trójkę" (6.00 – 9.00), "Trójka do trzeciej" (12.00 – 15.00) oraz "W tonacji Trójki" (19.00 – 21.00) – ta ostatnia, prowadzona wspólnie przez Michała Kirmucia i Tomasza Miarę, będzie w całości poświęcona rockandrollowej grupie wszech czasów. Wszystko z okazji 60-lecia pierwszego koncertu Stonesów.

Nazwa z okładki płyty

Wiekopomne wydarzenie miało miejsce w londyńskim klubie Marquee Jazz, a jego siłą sprawczą był 20-letni gitarzysta Brian Jones. Przekonał on właściciela lokalu Harolda Pendletona, aby dał szansę zagrania jego nowej grupie w okienku zwolnionym przez zespół Blues Incorporated Alexisa Kornera, który został tego wieczoru zaproszony do programu telewizji BBC.

Gdy deal był już dogadany, Jones zadzwonił do lokalnej gazety, by poprosić o umieszczenie na jej łamach zapowiedzi koncertu. A ponieważ grupa nie miała jeszcze nazwy, wymyślił ją na poczekaniu, inspirując się tytułem jednej z piosenek z leżącej przed nim płyty Muddy'ego Watersa. Brzmiał on "Rollin' Stone"…

Blues biedaków

W składzie zespołu The Rollin' Stones, który 12 lipca 1962 roku zagrał w Marquee Jazz, oprócz Briana Jonesa byli jeszcze: wokalista Mick Jagger, drugi gitarzysta Keith Richards, pianista Ian Stewart oraz basista Dick Taylor. Dyskusyjna pozostaje kwestia perkusisty – Richards napisał w swej autobiografii, że zagrał wówczas Mick Avory, ale inne źródła mówią, że był to Tony Chapman lub że tego wieczoru grupa zagrała w ogóle bez bębniarza.

Pewne jest natomiast to, że publiczność nie usłyszała ani "Satisfaction", ani "Jumpin' Jack Flash", ani żadnego innego przeboju autorstwa spółki Jagger-Richards. Na tamtym etapie działalności zespół skupiał się wyłącznie na wykonywaniu kompozycji swoich idoli, takich jak Jimmy Reed, Elmore James, Chuck Berry czy Fats Domino.

Koncert sprzed 60 lat nie zmienił znacząco sytuacji życiowej Jonesa i spółki. Nadal byli oni bez grosza przy duszy (w Marquee Jazz zagrali na sprzęcie wynajętym za pieniądze pożyczone od ojca Jaggera), gnieździli się we wspólnym mieszkaniu, w którym jedynymi meblami były dwa łóżka, i podkradali jedzenie, by nie umrzeć z głodu.

Na płycie "Blue & Lonesome" (2016) Stonesi powrócili do bluesowych korzeni, źródło: YouTube / The Rolling Stones

Okres prenatalny

Dziesięć lat temu, przy okazji celebrowania okrągłej rocznicy występu z 12 lipca, Mick Jagger wyraził powątpiewanie, czy w ogóle można go uznać za pierwszy koncert The Rolling Stones. – Myślę, że trochę oszukujemy, bo to nie był ten sam zespół, choć miał tę samą nazwę – mówił wokalista w wywiadzie dla magazynu "Rolling Stone". Wtórował mu Keith Richards, który uważa, że Stonesi tak naprawdę zaczęli działać dopiero w styczniu 1963 roku, gdy dołączył do nich perkusista Charlie Watts, a wszystko to, co działo się wcześniej, należy zaliczyć do okresu prenatalnego.

Tak czy inaczej, minęło sześć dekad, a The Rolling Stones wciąż nie schodzą ze sceny, choć z pierwotnego składu pozostała już tylko wspomniana wyżej dwójka. Grupa jest właśnie w trakcie europejskiego tournée, podczas którego w najbliższych tygodniach wystąpi jeszcze w Austrii, Francji, Niemczech i Szwecji.

Czytaj też:

kc