Polskie Radio

Ignacy Gogolewski, ostatni aktor romantycznej szkoły grania

Ostatnia aktualizacja: 31.10.2022 07:00
"Znakomity aktor, ostatni ze starej szkoły romantycznej, ciekawy i niezwykły człowiek, świadek mijającej epoki" – tak charakteryzują Ignacego Gogolewskiego ludzie, którzy go znali. Do historii polskiego teatru przeszedł jako pierwszy powojenny Gustaw-Konrad, widzowie kinowi i telewizyjni pamiętają go jako Antka Borynę z ekranizacji "Chłopów" Jana Rybkowskiego. A dla słuchaczy radia na zawsze pozostanie tym, który przez blisko 70 lat użyczał swojego talentu i głosu blisko tysiącu postaci w słuchowiskach Teatru Polskiego Radia. Za swoje zasługi i osiągnięcia na tym polu został w 2008 roku nagrodzony Splendorem Splendorów.
Ignacy Gogolewski zmarł w wieku 90 lat
Ignacy Gogolewski zmarł w wieku 90 latFoto: Krzysztof Jarosz / Forum

Zawsze podkreślał, że jego aktorska droga zaczęła się właśnie od Teatru Polskiego Radia. Był rok 1953, a Ignacy Gogolewski był jeszcze studentem warszawskiej PWST. – Michał Melina, ówczesny dyrektor Teatru Polskiego Radia, zaprosił mnie do studia. "Niech pan będzie łaskaw powiedzieć nam »Aleksander hrabia Fredro – rewolwer«". No więc powiedziałem. Poprosił mnie jeszcze raz: "Ale tak swobodnie, bez nasilenia głosu". Powtórzyłem. Myślałem, że dostanę jakieś zadanie, a okazało się, że to próba głosu. Jednak po tygodniu asystent zadzwonił, że dyrektor Melina ma dla mnie słuchowisko: 60 stron tekstu. "Będziemy nagrywać za tydzień, niech pan będzie łaskaw przygotować się". Nagrałem to słuchowisko, a potem już posypały się następne – wspominał Ignacy Gogolewski w radiowej Dwójce.

Tuż po ukończeniu studiów aktorskich trafił do zespołu warszawskiego Teatru Polskiego. – Zanim doszło do tych "Dziadów", to w 1954 roku przed wakacjami Bardini wyciągnął mnie spośród młodych ludzi i powiedział: "Słuchaj Ignacy, przypomnij sobie IV część »Dziadów«". Wiedziałem, że Jasiukiewicza zaproszono do roli Konrada, więc pomyślałem, że pewnie ja zagram Gustawa. I gdy zbliżała się 100. rocznica śmierci Mickiewicza, zdecydowano: gramy "Dziady" – opowiadał artysta.

Jednak tuż przed premierą Stanisław Jasiukiewicz poważnie zachorował. Wówczas zdecydowano, że Gogolewski zastąpi Jasiukiewicza i wcieli się zarówno w Gustawa, jak i Konrada.


Posłuchaj
29:33 Owzk 16.062021.mp3 Jubileuszowe spotkanie z Ignacym Gogolewskim (O wszystkim z kulturą/Dwójka)

 

– Najpierw zobaczyłam Ignacego Gogolewskiego na scenie w "Miesiącu na wsi", który był jego debiutem w Teatrze Polskim zaraz po studiach, w 1955 roku, a rok później zobaczyłam słynne "Dziady" Bardiniego. To była rewelacja: Ignacy był piękny, miał piękny głos – mówiła w radiowej Jedynce Joanna Rawik, piosenkarka, aktorka i dziennikarka, którą kilkanaście lat później połączył z aktorem namiętny romans. Niestety, po kilku latach zakończył się w dramatycznych okolicznościach. Jednak, jak zdradza artystka, pozostali w przyjaźni.

To był także szok dla większości ówczesnych widzów: Gogolewski miał 24 lata, tymczasem do tej pory tę rolę grali aktorzy 40-letni! – Był to Gustaw-Konrad daleki od patetyczno-deklamacyjnego stylu. Publiczność pokochała go w tej roli, dlatego że Gogolewski miał w sobie żywioł naturalności, rodzaj interpretacji osobistej tej poezji. Związał się z poezją romantyczną na wiele lat. Od czasu Gustawa-Konrada grał wiele ról z repertuaru romantycznego. To ważna, jeżeli nie najważniejsza część jego artystycznego życiorysu – mówił Michał Smolis, teatrolog z Instytutu Teatralnego.


Posłuchaj
43:19 _PR1_AAC 2022_05_15-23-11-22-gogolewski.mp3 Ignacego Gogolewskiego wspominają w Programie 1 Polskiego Radia Joanna Rawik, Michał Smolis i Ewa Konstancja Bułhak

 

– Istnieje przekonanie, że Ignacy Gogolewski to "ostatni polski romantyczny aktor". W tym nie ma żadnej przesady. Należał do panteonu także przez świadomość, którą w sobie nosił, tego, kto go wychowywał. Od Wyrzykowskiego na pewno nauczył się nie mówienia wiersza, tylko mówienia wierszem. Co znaczy słowo, jak jest ważne na scenie – powiedział z kolei krytyk Tomasz Mościcki. – Myślę, że w dużej mierze jego aktorstwo było światem, który był sklejony, zlepiony ze słów. On z tych słów tworzył wspaniale konstrukcje – dodał.

I właśnie to niezrównane operowanie słowem spowodowało, że tak doskonale odnajdywał się w Teatrze Polskiego Radia, gdzie przez 67 lat stworzył blisko tysiąc wspaniałych kreacji. W 2008 roku otrzymał Splendora Splendorów – nagrodę specjalną dla wybitnych postaci kultury, przyznawaną przez Zespół Artystyczny Teatru Polskiego Radia. Była ona hołdem dla jego osiągnięć, a zarazem dowodem na to, jak ważną jest postacią w tym zespole. Artysta zawsze podkreślał, że praca w Teatrze Polskiego Radia to w pewnym sensie spotkanie z przyjaciółmi. – Przychodzimy tu jak do towarzyskiego salonu, by się spotkać, porozmawiać, dowiedzieć, co się dzieje w świecie teatru – mówił.

Ignacy Gogolewski. Rozmowa z laureatem Splendora Splendorów/YouTube Polskie Radio


Na dużym ekranie zadebiutował już w 1953 roku w nowelowych "Trzech opowieściach". Dużym sukcesem była jedna z głównych ról w brawurowej ekranizacji "Żołnierza królowej Madagaskaru" (1959), u boku Tadeusza Fijewskiego, Ireny Kwiatkowskiej i innych wielkich nazwisk polskiej sceny i ekranu. Dużo i chętnie występował również w Teatrze Telewizji, który od lat 60. bardzo się rozwijał.

Największą popularność przyniosła mu jednak rola Antka Boryny w ekranizacji  nagrodzonej Nagrodą Nobla  powieści "Chłopi" Stanisława Reymonta (1972), w reżyserii Jana Rybkowskiego. Jak pisali krytycy, w Antku Gogolewskiego było "coś prostackiego i szlachetnego zarazem", a stworzona przez niego postać "urzekała prostotą" i "żarem miłosnego opętania".

Sam Gogolewski także stawał za kamerą, reżyserując 14 spektakli w Teatrze Telewizji (m.in. "Cyda" Corneille'a i "Maskaradę" Iwaszkiewicza), a także dwa filmy fabularne: "Romans Teresy Hennert" (1978) wg powieści Zofii Nałkowskiej oraz "Dom Świętego Kazimierza" (1983), poświęcony ostatnim latom życia Cypriana Kamila Norwida. W obu przypadkach był również autorem scenariusza.

W jego życiu zawodowym nie brakowało również kontrowersyjnych decyzji, które miały dramatyczne konsekwencje. W 1981 roku, w momencie wprowadzenia stanu wojennego Gogolewski był dyrektorem teatru w Lublinie i nie przyłączył się do bojkotu środków masowego przekazu, jaki rozpoczęła zdecydowana większość artystów. Podjął współpracę z telewizją publiczną, przenosząc do Teatru Telewizji lubelskie przedstawienia, m.in. wyreżyserowany przez siebie "Pierwszy dzień wolności" Leona Kruczkowskiego (1982). Później wielokrotnie bronił swojej decyzji, uzasadniając ją wykorzystaniem szansy, jaka pojawiła się przed prowincjonalnym teatrem. W konsekwencji spotkał się z ostracyzmem zarówno środowiska artystycznego, jak i widzów.

Do życia zawodowego Ignacy Gogolewski powrócił dopiero po dłuższej przerwie, wtedy zagrał kilka ważnych ról, m.in. w przedstawieniach Macieja Prusa czy gościnnie np. w teatrze Krystyny Jandy. Można powiedzieć, że winy zostały mu odpuszczone i zapomniane: w latach 2005-2006 był prezesem Związku Artystów Scen Polskich, a później również przewodniczącym Kapituły Członków Zasłużonych ZASP.

Prywatnie Ignacy Gogolewski nie ukrywał, że od najmłodszych lat nierozerwalnie związany był z pejzażem Mazowsza: – Jest on mi bliski, kochany, umożliwiający przetrwanie okresów największych niepowodzeń, wątpliwości i pomyłek. Zawsze porównywałem krajobraz najpiękniejszych zagranicznych okolic z pejzażem Mazowsza – opowiadał w radiowej Dwójce. – Ten pejzaż jest mój: Ciechanów, Opinogóra, kwietne sady z okolic Przasnysza, Pułtusk z wieżą na rynku i kolegiatą, i najdłuższym rynkiem, Jabłonna, Stary i Nowy Otwock, Świdry Małe i jego rozlewiska, Radziejowice i wiele, wiele innych miejsc – wymieniał.

– Zostały na zawsze utrwalone w mojej wyobraźni i tych fotografii nie zamieniłbym nawet na wodospady Niagary ani na widoki Alp u podnóża Mont Blanc, ani na Long Island czy nawet greckie wyspy Morza Jońskiego i Egejskiego – podkreślał.

90. urodziny Ignacego Gogolewskiego w Teatrze Polskim/YouTube rdcpolskieradio