Polskie Radio

Rozmowa z Jerzym Wenderlichem

Ostatnia aktualizacja: 10.06.2011 07:15

Krzysztof Grzesiowski: W studiu Sygnałów Dnia witamy wicemarszałka Sejmu Rzeczpospolitej, pana Jerzego Wenderlicha. Witamy, panie marszałku.

Jerzy Wenderlich: Witam serdecznie.

K.G.: Przełom czerwca i lipca to termin gotowych list Sojuszu przed wyborami parlamentarnymi?

J.W.: No, w każdym bądź razie już mocno podgotowanych, że tak powiem, już mniej więcej wiemy, kto na nich będzie, kogo na nich nie będzie, będą to mocne listy.

K.G.: Więcej chyba wiemy w pana sprawie. Jedynka z Torunia?

J.W.: O tym decydować będzie jeszcze zarząd krajowy partii i rada krajowa.

K.G.: Ale tak kiedy dzisiaj rozmawiamy, to jaką pan ma wiedzę na swój temat? Na temat swojej przyszłości w parlamencie?

J.W.: Ja nie nasłuchuję wiedzy na swój temat i uważam, że tak jak było kiedyś, tak i teraz dobrze będzie, jeśli zarząd krajowy z radą krajową i Grzegorzem Napieralskim w tej sprawie ostatecznie w sprawie wszystkich list się wypowiedzą.

K.G.: Na listach mają się znaleźć również byli premierzy, czyli Leszek Miller i Józef Oleksy. Może pan to potwierdzić?

J.W.: Skoro w swojej sprawie niczego nie potwierdziłem, to byłoby nieeleganckie, gdybym potwierdzał to w sprawie obu premierów.

K.G.: Raczej tak chyba.

J.W.: Raczej tak, raczej nie, tertium non datur, trzeciej możliwości nie ma.

K.G.: Trzeciego wyjścia nie ma. No zgoda. Panie marszałku,  co pan sądzi o takich przesunięciach personalnych między klubami, między partiami na kilka miesięcy przed wyborami?

J.W.: Uważam, że...

K.G.: Klub Sojusz się wzmocnił o profesora Widackiego ostatnio.

J.W.: Profesor Widacki był w tej szerokiej formule lewicowej i nigdzie w zasadzie nie odchodził, tylko jakby w takiej troszeczkę... w większym dystansie byliśmy do siebie, ale zawsze współpracowaliśmy. Czyli tu się nic nie dzieje. Ale Platforma Obywatelska albo kogoś musi kupić, żeby przykryć te swoje dziury, które w niej są jak w szwajcarskim serze, albo jeszcze jakieś inne sztuczki na miarę Davida Copperfielda czyni, a ludzie i tak tę Platformę podczas tych wyborów wyłuskają, nie dadzą się już straszyć PiS-em, no i powiedzą: tyle mieliście zrobić, a kot napłakał więcej niż wy spełnialiście wasze obietnice.

K.G.: Czyli uważa pan, że to Platforma traci, stosując taką politykę przygarniania?

J.W.: No wie pan, przecież to są takie elementy, żeby odsunąć uwagę opinii publicznej od tego, że mosty, autostrady, stadiony, które miały być tańsze, nie dość, że nie są to... nie wiedzieć czemu, to też prokuratura powinna sprawdzić, budowane są dużo droższe, to jeszcze przeciekają, rozsypują się, łamią, ktoś za to musi odpowiedzieć. I żeby nie mówiło się bezustannie o tym, Platforma wymyśla jakieś znaczki, fotografie, tu kogoś wyciąga, przyciąga, przytula, całuje. No, niech to robi, ale jako dodatek do polityki, a nie jako jej sens.

K.G.: A na ile wiarygodny jest dla pana polityk, który zmienia nagle barwy klubowe na parę minut przed wyborami?

J.W.: Powiem szczerze, że wiarygodny może nie jest już do końca. Motywy grają dużą rolę. Ale jeśli Platforma Obywatelska przeciąga kogoś do swojego ugrupowania i mówi: oto będziesz ministrem i nie bardzo wiadomo, jakim on ministrem będzie, bo niewykluczone, że może być takim jak pani Pitera ergo dorsz za 8,40, i ministerstwo kosztuje dużo, a rezultaty jego działania są żadne, to są to upokarzające transfery, jest to policzkowanie opinii publicznej, że tak nisko się ją ceni i takim niskimi trickiem chce się ją wykuglować.

K.G.: A jaka jest pozycja polityczna posła, który w wywiadzie dziś dla dziennika Polska używa takich zdań: „Trwanie w polityce tylko po to, by być posłem, nie ma sensu, świat poza sejmem jest równie ciekawy, a rodzina lub firma może dać o wiele więcej satysfakcji”. Czy to znaczy, że ma świadomość przegranej w jesiennej (...)

J.W.: Kto tak powiedział?

K.G.: Paweł Poncyljusz.

J.W.: Więc ja myślę, że jest w tym trochę refleksji, i może refleksji gorzkiej, bo przecież w tej partii, do której odszedł czy którą współtworzył pan Poncyljusz zawarta była wielka nadzieja na jakąś dużą karierę, na jakieś duże brzmienie w tej polskiej polityce, a tu tak jak kiedyś w starej, romantycznej i pięknej skądinąd piosence, ale smutnej: jeszcze się nie zaczęło, a już się skończyło. Tak że teraz będzie poszukiwanie kolejnych miejsc. Platforma, zamiast znowu, jak mówię, łatać, sztukować te autostrady, stadiony, zamiast wreszcie zająć się rozstrzyganiem spraw wsi, rolnictwa, bo to, co się dzieje na wsi, i to, co mówią ludzie na wsi o PSL-u, bo o Platformie to już dawno nie mówili, po prostu uważają, że PSL obiecał, że wieś będzie szczęśliwa, bogatsza, bardziej dostatnia, spokojna, a tymczasem na wsi – aż nie do wiary – wróciły zapisy na zeszyt. Czyli ludzie tak zbiednieli, że w sklepach pojawiła się instytucja nieobecna tam od dawna – kupowanie na zeszyt, czyli na zapiski, bo ludzie na wsi nie mają... wielu ludzi na wsi nie ma gotówki, którą mogliby od razu płacić.

No więc PSL będzie miał surowy rachunek wystawiony za to swoje bimbalstwo i nierozstrzyganie spraw wsi i nierozstrzyganie spraw rolnictwa i mnożenie tylko nieustannie jakichś swoich chętek a to na kolejną funkcję, a to na inną. Przecież ten rozrost administracji on się nie dokonał tylko za sprawą Platformy Obywatelskiej, to mnożenie tych różnych urzędników, a wieś  tego nie czuje, albo odwrotnie: jest wciąż biedniejsza, to sprawa właśnie PSL-u i PSL cenę za to zapłaci. Na wsi nie chcą PSL-u już.

K.G.: To jest kwestia ostatniego czasu taka postawa PSL?

J.W.: Nie no, nie ostatniego czasu, tylko że PSL-owi wydawało się, że on tak cichutko, cichutko, schowa się za te plecy Platformy Obywatelskiej i ludzie na wsi i rolnicy pomyślą, że PSL-u tu nie było. Ale widzą ten PSL i to, co stało się ostatnio w sejmie, to rzecz zadziwiająca – kiedy my uważaliśmy, że ta prezydencja, która się rozpoczyna, że wieś jest taka biedna, że wieś tyle potrzebuje i ona powinna być priorytetem ta problematyka rolna podczas polskiej prezydencji, i PSL głosuje przeciwko czemuś takiemu? Można powiedzieć: to świat na głowie staje. Na wsi widzą, na wsi słyszą. Tak że PSL się z tym, co złego robi dla wsi i dla rolnictwa nie ukryje.

K.G.: Jakiś nowy ton, panie marszałku,  w wypowiedziach polityków Sojuszu Lewicy Demokratycznej, to, co pan przed chwilą powiedział o PSL-u, bo jakoś tak omijali państwo atakowanie ludowców, a teraz tak bezpośrednio i prosto w oczy?  Dawny koalicjant?

J.W.: Ja jestem człowiekiem życzliwym ludziom i we mnie ataku nie ma. Ja oczywiście lubię sobie zaszarżować, być może jakimś bon motem, jakimś zgrabnym zdaniem, zgrabną frazą, ale wrogości u mnie nie ma. Tylko kiedy jeżdżę od wsi do wsi, a robię to dość często, i jeśli tam widzę, że początek rozmowy ludzie chcą rozpoczynać od tego, dlaczego PSL zawiódł, dlaczego tyle obiecał i dlaczego na wsi to się nie spełnia, to ja rozmawiam i jest mi smutno, że PSL tak mocno zawodzi właśnie tych ludzi wsi  czy małych miasteczek. Sojusz Lewicy Demokratycznej... przez dwa lata ministrem był Wojciech Olejniczak i dziś ludzie mówią, że minister Sojuszu Lewicy Demokratycznej był najlepszym ministrem w ostatnim 20-leciu, a później już tylko PSL. Może to błąd, że my wierzyliśmy też kiedyś wcześniej, że PSL potrafi pracować dla wsi i dla rolnictwa, a to się nie potwierdziło. I dziś nie potwierdza się jeszcze bardziej.

K.G.: Czyli (...) czy zmieni pan zdanie wtedy, kiedy PSL znów wygra na wsi i znów wejdzie do sejmu.

J.W.: Nie sądzę, żeby PSL uzyskał jakiś sensowny wynik na wsi po tym, jak rozmawiam z ludźmi właśnie tych małych miasteczek, ośrodków wiejskich, oni są przerażeni działalnością Polskiego Stronnictwa Ludowego.

K.G.: I jeszcze jedna kwestia, panie marszałku,  na koniec. Jesteśmy w 70 minucie meczu i przegrywamy – tak mówił  o naszych przygotowaniach do Euro 2012 roku jeden z pana kolegów posłów Sojuszu. Podpisze się pan pod tym, że przegrywamy? Przecież meczu nie przegramy, mistrzostwa w Polsce będą.

J.W.: Mówi pan o... dosłownie już o meczach Euro, czy mówi pan o prezydencji metaforycznie?

K.G.: Tak, o Mistrzostwach Europy.

J.W.: No wie pan, uważam, że w Polsce duże namiętności rodzą się za sprawą dwóch elementów, choć nie ja to wymyśliłem, tylko Jurek Gruza, bo dał mi ostatnio swoją książkę, że w Polsce atmosferę podgrzewa Mundial i wybory. W tym przypadku Mistrzostwa Europy. Jeśli ktoś wierzy, że Polska będzie mistrzem Europy, no to tak jakbyśmy tutaj powiedzieli, że dwa plus siedem równa się cztery i on powiedział: pięknie, tylko musimy wygrać takie rozstrzygnięcie. Oby Polska wypadła jak najlepiej, cudów nie oczekujmy, jeśli się zdarzą, to uwierzymy w nie, ale musi być wynik tego korzystnego meczu na tablicy. Zawsze, dopóki piłka w grze, trzeba kibicować, trzymać kciuki. Ja wczoraj byłem na meczu wieczorem Polska–Francja. Momentami, zwłaszcza w tych minutach siedemdziesiątych, mecz mi się bardziej podobał, rewelacyjny był polski bramkarz, i niech z tego coś dobrego rośnie.

K.G.: Oby. Wicemarszałek sejmu Jerzy Wenderlich, gość Sygnałów Dnia. Panie marszałku,  dziękujemy za rozmowę.

(J.M)