Polskie Radio

Rozmowa z Wojciechem Romanem

Ostatnia aktualizacja: 19.08.2011 12:15

Krzysztof Grzesiowski: Nasz gość: ekspert ekonomiczny pan Wojciech Roman. Dzień dobry, witamy.

Wojciech Roman: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.

K.G.: Przysłuchiwał się pan wypowiedziom polityków w związku z tym, co dzieje się przy ulicy Wiejskiej w gmachu sejmu. To raczej czysta polityka tak na dobrą sprawę. Tu chyba trudno oczekiwać jakichś recept, rozwiązań, propozycji.

W.R.: Tak, z całą pewnością, nie sposób się z tym nie zgodzić. Zresztą uderza to, że w sprawach gospodarczych tutaj tak bardzo wsłuchujemy się w głosy polityków. Ja bym przywiązywał większą wagę do tego, co robią ludzie, którzy w gospodarce coś znaczą, instytucje, które w gospodarce coś znaczą, zwłaszcza instytucje światowe, to ma na nas duży wpływ.

K.G.: Tu tych reprezentantów nie ma akurat w sali sejmowej.

W.R.: Nie ma, tak, ale np. można by się na nich powoływać, można by się odnosić do tego, co robią. Oczywiście politycy też mają wpływ. Jeżeli wolno tak szerzej skomentować, no bo mówi się o drugiej fali kryzysu, niepokój, wyprzedaże i tak dalej. To oczywiście zgodziłbym się tutaj. Ktoś powiedział, bodaj minister Rostowski, że stan gospodarki i gospodarek nie uzasadnia tych wyprzedaży. Te wyprzedaże one nie są miernikiem. One są jakimś tam barometrem, ale nie są takim najważniejszych miernikiem tego, w jakim stanie jest gospodarka, one odzwierciedlają pewne emocje. A politycy mają tutaj rolę do odegrania oczywiście, ale odegrali taką rolę, że pozwoliliśmy sobie na całym świecie, głównie stara Europa, w tym również Polska, na nadmierny optymizm, na zadłużanie się ponad rozsądek. Tutaj przykład Grecji, Irlandii. Polska niestety jest moim zdaniem też w tej grupie krajów, które zbyt lekkomyślnie wydawały pieniądze na cele, które nie tworzą miejsc pracy.

K.G.: A gdybym pana spytał, co jest miernikiem stanu gospodarki?

W.R.: Nie ma takiego jednego miernika stanu gospodarki. Trzeba patrzeć na... to jest takie trochę nadużywane, na fundamenty. Bogactwo bierze się tylko z jednego źródła: tylko z pracy. To trochę brzmi filozoficzne, ale tak też jest. W latach, nie wiem, 2002 do 2006 wszyscy uwierzyliśmy, że możemy być bardzo szybko bogaci, majstrując tylko finansami. Natomiast trzeba pracować. I tutaj Chiny pokazują, jak się buduje trwałą wartość. Tam praca... Myślę też, że dyscyplina wydatkowa. Tutaj Grecja zademonstrowała, jak to się łatwo przechodzi... kraj bardzo dostatni, bogaty można by powiedzieć. Zwróćmy uwagę na to, że dzisiejsza Grecja w kryzysie jest i tak krajem bogatszym niż Polska w dobrobycie. To też trzeba mieć świadomość tego.

K.G.: Ale to świadczy, z jakiego punktu startowaliśmy w 89 roku. Kiedy pojawiają się takie zarzuty pod adresem rządu, że nie ma wizji, że nie jest aktywny, zastanawiam się, co może zrobić rząd, no, suwerennego de facto kraju,w sytuacji tego, co dzieje się na rynkach ogólnoświatowych. Czy możemy sobie z tym poradzić samodzielnie? Udając, że tak w ogóle wokół nas to jest źle, ale my sobie radzimy znakomicie.

W.R.: Oczywiście tutaj nic takiego na krótką metę wiele tutaj taki kraj jak Polska, tej wielkości, jego rząd zrobić nie może. Jesteśmy bardzo, bardzo zależni... i to ma swoje dobre i złe strony, bardzo zależni od tego, co się dzieje na świecie. Polska gospodarka moim zdaniem na szczęście jest mocno powiązana z gospodarkami, głównie gospodarką Niemiec, dużo eksportujemy w tamtym kierunku i tak dalej, i tak dalej. Ale zwróciłbym uwagę na to, że rząd takiego kraju, jak pan powiedział, jak Polska mając świadomość tego, że nie jesteśmy potęgą gospodarczą, mając świadomość tego, że nie można zrobić na krótką metę zbyt dużo, powinien dążyć do jak najściślejszego związania polskiej gospodarki z gospodarkami potężniejszymi od Polski. Przykładem tego jest odwlekanie wejścia Polski do strefy euro. Ja uważam to za ogromny błąd. Głosy, które mówią: dzięki temu możemy tam złotym coś robić... Złotówka jest walutą, która nie odgrywa żadnej roli  na rynkach światowych. Zwróćmy uwagę na to, w jakiej sytuacji... o ile lepiej czuliby się kredytobiorcy w euro i we frankach szwajcarskich, gdyby nie mieli tego poczucia, że z dnia na dzień nagle ten kredyt im drożeje, ponieważ byłby ten problem za nami.

K.G.: No tak, ale dzisiaj wobec tego, co dzieje się w krajach strefy euro, trudno będzie znaleźć kogoś odważnego wśród polityków, który będzie głośno i wyraźnie mówił: jak najszybciej do euro.

W.R: Tego zupełnie nie rozumiem. Ja nie widzę żadnych przesłanek, żadnych powodów do tego, żeby odwlekać tę decyzję. Im szybciej Polska wejdzie do strefy euro...

K.G.: Im szybciej spełni wymogi z Maastricht.

W.R.: To też jest rzecz do negocjacji, ponieważ negocjacyjnie łatwo wskazać, że kraje potężniejsze od nas też tutaj nagrzeszyły. Ja myślę, że tutaj można by z całą pewnością przyspieszyć. Bardzo przeszkadza to, bardzo niedobrym sygnałem jest to, że nie ma konkretnej daty, że nie ma konkretnego planu. Myślę, że też odpowiadając na pana pytanie, co może zrobić taki rząd, myślę, że Polska zbyt dużo pieniędzy wydaje na sprawy, na rzeczy, na zagadnienia, które nie przynoszą zwrotu w postaci tworzenia miejsc pracy i w postaci budowania wartości. Nadmierne programy socjalne, w Polsce więcej ludzi nie pracuje niż pracuje, my wszyscy ich utrzymujemy, braki w infrastrukturze. Polska nie jest krajem, którzy przyciągałby inwestorów ze wszech miar. Myślę, że przeciętny Polak jest przekonany, że Polska jest atrakcyjnym miejsce do inwestowania. Prawda jest inna – jest dużo więcej miejsc na świecie, które są atrakcyjniejsze, a jest tylko jeden sposób tworzenia miejsce pracy: inwestycje. Nie ma żadnego innego sposobu.

K.G.: Co najciekawsze jest, o tej trudne sytuacji rozmawiamy na mniej więcej półtora miesiąca przed wyborami. Ciekawe, kto z polityków będzie mówił całą prawdę i tylko prawdę o tym, w jakiej naprawdę Polska jest sytuacji gospodarczej.

W.R.: Ale prawdy ukryć się nie da.

K.G.: Tak, tylko to czasami wychodzi trochę później, kiedy jest już za późno.

W.R.: Taki rachunek zapłacimy oczywiście my wszyscy.

K.G.: Dziękuję bardzo za rozmowę.

(J.M.)