Mariusz Syta: W naszym studiu Bogdan Zdrojewski, minister kultury i dziedzictwa narodowego. Witamy w Sygnałach, dzień dobry.
Bogdan Zdrojewski: Dzień dobry państwu, dzień dobry panom.
M.S.: To może zanim o wydarzeniach kulturalnych, to chwila wyborcza, bo przed tym nie uciekniemy. Czy Platforma Obywatelska się boi?
B.Z.: Nie, nie boi, ale nie lekceważy rzeczywistości i też nie lekceważy tych wyzwań, które pojawiają się nie tyle w samych wyborach, ale w tym szerokim kontekście europejskim, a wydaje mi się, że ważne jest, aby nie stracić tej wrażliwości na wszystkie rzeczy, które nas otaczają i które determinują politykę, bieżącą także.
M.S.: Powiedziałem o strachu, bo taki wniosek wysnuli politycy Prawa i Sprawiedliwości, ale nie tylko, po prostu tak naprawdę konkurenci polityczni Platformy Obywatelskiej w reakcji i z jednej strony na sondaże, w których różnice między PO i PiS-em nie są takie duże, a z drugiej strony także w reakcji na tak zwany, już teraz tak się mówi, „tuskobus” na przykład.
B.Z.: Nie, wydaje mi się, że nie tylko nie boimy się, ale wiemy, znamy, czujemy ciężar odpowiedzialności za rządzenie państwem w okresie bardzo silnego światowego, nie tylko europejskiego kryzysu, i w związku z tym nie ma w nas takiej radości, nie ma w nas takiej lekkości, nie ma w nas takiej też... no, po prostu nie lekceważymy tego wszystkiego, co jest, natomiast chcemy, aby ta kampania była niezwykle poważna, niezwykle odpowiedzialna, także za słowa. Średnio to idzie, w ogóle ta kampania jest taka z punktu widzenia wyborców prawdopodobnie mało ciekawa, unika PiS debat, co powoduje, że pojawia się też taka luka w dyskursie tym politycznym, natomiast wydaje mi się, że sami wyborcy w tej chwili są w takim obszarze poważnego zmęczenia, zmęczenia kampaniami, natomiast na pocieszenie mogę powiedzieć, że 2012 i 2013 będzie bez wyborów, będą dwa lata, o czym zapominamy, bez konieczności zmierzania do urn, więc warto się zmobilizować, pójść na te wybory w 2011 roku za 3 tygodnie, bo potem jest duża, duża, duża przerwa.
Wiesław Molak: A propozycje Sojuszu Lewicy Demokratycznej pod adresem Platformy Obywatelskiej?
B.Z.: Muszę powiedzieć, że te propozycje, które pojawiają się w kampanii wyborczej, nigdy nie są do końca poważne, nigdy nie są do końca takie realne, bardzo często pojawiają się jako gesty raczej wobec wyborców niż wobec partnerów i tak je należy traktować.
Jeszcze o jednej rzeczy powiem. Ja nie lubię kampanii wyborczych. Za miękko powiedziałem, nienawidzę kampanii wyborczych, bo są to takie okresy, w których ta prawdziwa praca, która powinna być oceniana, także moja praca, po 4 latach gdzieś tam znika i pojawiają się takie zapotrzebowania na projekty bardziej pi-arowskie, takie reklamiarskie. I jest to zapotrzebowanie i ono jest wymuszane siłami takimi zewnętrznymi, często konkurencją.
Natomiast mam wrażenie, że jednak tego 9 października dokonana zostanie ocena tego, co zrobiliśmy, tego, co zapowiadamy, że jeszcze możemy zrobić, i mam nadzieję, że w takim bilansie Platforma jednak wygra. Ale nie jest to łatwy pojedynek i przyznaję to, bo to nie jest moja pierwsza kampania, chyba ósma albo dziewiąta, i muszę powiedzieć, że zawsze jest jednak w tych kampaniach pewna niewiadoma, pewien dreszcz emocji...
W.M.: Jeszcze się pan nie uodpornił, prawda?
B.Z.: Nie uodporniłem się, bo nie mam skóry ze słonia, nie mam skóry nosorożca.
M.S.: A pan mówi, że nienawidzi kampanii wyborczej, ale jako jedynka we Wrocławiu i jako jedna z najbardziej wyrazistych postaci Platformy ma swoje obowiązki w tym czasie, chociażby w ostatni weekend prezentował pan we Wrocławiu kandydatów do senatu właśnie Platformy. I ciekawy jestem, jak z tej perspektywy jako człowiek związany ze stolicą Dolnego
Śląska, jednocześnie wyborcza jedynka tam, człowiek Platformy, patrzy pan na inicjatywę obecnego prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza. Może po cichu pan trochę kibicuje?
B.Z.: Nie tyle kibicuję...
M.S.: Mówię oczywiście o inicjatywie „Obywatele do Senatu”.
B.Z.: Nie tyle kibicuję, ile uważam, że w tym wypadku wrocławianie zasługują na dobrą, prawdziwą rywalizację, na dobry wybór. I wydaje mi się, że efektem aktywności jest rzeczywiście alternatywa, jest możliwość wyboru. Dokonuje się tego wyboru pomiędzy osobami, które są bardzo silne. Osoby zgłoszone przez Platformę, czyli prof. Kieres, prof. Chybicka czy Jarosław Duda, wiceminister, to są bardzo poważne postaci, znane we Wrocławiu i przeciwko nim stają osoby z bloku Rafała Dutkiewicza, które też są szanowane.
I muszę powiedzieć, że tak powinno być w całej Polsce, że jednak mieszkańcy, którzy idą do wyborów, mówią: rzeczywiście mam dylemat, dwóch fajnych albo: dwie grupy kandydatów. To jest ważne. Jak od czasu do czasu słyszę także w mediach, że nie, nie pójdę na wybory, bo mnie to nudzi albo: polityka mnie nie interesuje, albo: nie mam spośród kogo wybierać, to muszę powiedzieć, że to od czasu do czasu po prostu nieprawda, ale w niektórych wypadkach zdarza się, że rzeczywiście te pojedynki nie są atrakcyjne z punktu widzenia wyborczego. We Wrocławiu te pojedynki będą atrakcyjne. Wydaje mi się, że frekwencja ma szansę być wysoka i nikt nie może narzekać, że wybór jest jakościowo słaby.
Natomiast wracając do mojej osoby, ja zrezygnowałem ze swojego limitu, nie prowadzę kampanii indywidualnej w ogóle, nie będę indywidualnie występować na billboardach ani na plakatach, ani w spotach reklamowych, natomiast rzeczywiście będę starać się budować takie przekonanie we Wrocławiu, że jednak siłą jest pewnego rodzaju zespół, że jest jednak tak, iż to nie w pojedynkę wygrywa się wybory, ale pewnym zestawem ludzi o bardzo różnych doświadczeniach, bardzo często różnych wrażliwości, i mam nadzieję, że to zostanie docenione, bo o to najtrudniej zresztą, zwłaszcza w takich czasach jak teraz.
M.S.: Pojutrze, za dwa dni w Stanach Zjednoczonych razem z prezydentem Bronisławem Komorowskim odbierze pan oficjalnie dwa obrazy Juliana Fałata zrabowane w czasie II wojny światowej. No i przy tej okazji od razu się pojawia pytanie o inne polskie dzieła sztuki zrabowane w czasie II wojny światowej. Nie wiem, czy wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to mniej więcej pół miliona cennych dóbr polskiej kultury czy z polskich zbiorów, 10 lat temu oceniane na kilkanaście miliardów dolarów. I tylko co jakiś czas one wypływają. Co z nimi?
B.Z.: Pół miliona to oczywiście są wszystkie dzieła zinwentaryzowane, które być może nie istnieją, bo jest to inwentaryzacja prowadzona tak, żeby uwzględnić także dzieła zniszczone w czasie pożogi wojennej. Natomiast w tym jest około 60 tysięcy obrazów, grafik, tego typu obiektów, i rzeczywiście to dużo. I bardzo, ale – to podkreślam – bardzo te wysiłki nasze ostatnio zostały wzmożone, jeśli chodzi o odzyskiwanie tych dzieł. Przypomnę: udało się dzięki darowiźnie odzyskać rzeczy, które zostały wywiezione, a następnie sprzedane, tak zwane skarby Potockich. To są zasoby pana Niewodniczańskiego, jest to kilkadziesiąt tysięcy różnego rodzaju obiektów o niezwykłej wartości, które przyjechały do Polski rok temu i które są w tej chwili w Zamku Królewskim opracowywane. Są to też pojedyncze rzeczy, które były bardzo spektakularne, jak Żydówka z pomarańczami czy ponad 100 listów powstańców warszawskich, czy też obecne Fałaty. Dla mnie jednak istotniejsze jest też ratowanie tego dziedzictwa, które jest dziedzictwem materialnym, nieruchomym, a które było do tej pory jednak zaniedbywane. Skończyliśmy prace na cmentarzu w Bolonii, uporządkowaliśmy sprawę naszego Instytutu w Rapperswilu, przepiękna, niezwykle ważna część polskiego dziedzictwa znajduje się w Indiach, myślę tu o Stefanie Norblinie...
M.S.: Ale przede wszystkim w Rosji.
B.Z.: I także w Rosji. W Rosji też wykonujemy w tej chwili prace. Muszę powiedzieć, że pod tym względem poprawiła się dostępność nasza do dzieł i w Rosji, i na Ukrainie, i bardzo często udaje nam się sprowadzać dzieła do Polski po to, aby je konserwować, pokazywać, także zabiegać w niektórych wypadkach o zwroty. Sukcesów było sporo. Ja nie wszystkimi się chwalę, dlatego że niektóre poprzez ich pokazanie będzie utrudniało następne postępowania. To, co odzyskujemy w Stanach Zjednoczonych, było absolutnym majstersztykiem, to było aresztowanie, a nie negocjowanie, to była procedura sądowa trwająca ponad 2 lata z długim procesem uprawamacniania się tych decyzji, ale rzeczywiście w piątek w tym tygodniu odbieramy Fałaty w Nowym Jorku, dwa przepiękne obrazy, z myślą oczywiście o przekazaniu ich do Muzeum Narodowego. I są to kolejne rzeczy, które wzbogacą zbiory Muzeum Narodowego. Naprawdę bardzo to jest różnorodny obszar naszej aktywności. No, cieszę się, że tyle się udało.
M.S.: To może jeszcze na zakończenie tylko przypomnijmy i zaprośmy raz jeszcze wszystkie osoby powyżej 60. roku życia w ten weekend. Ponad 100 czy około 100 instytucji kulturalnych w całej Polsce czeka właśnie na nich.
B.Z.: Tak, to prawda, i nie są to instytucje, które mają inne formy otwarcia, jak np. muzea, które zawsze w poniedziałki są bezpłatnie dostępne dla wszystkich. Są to instytucje, które do tej pory nie miały specjalnych ofert dla 60-latków. Zapraszamy wszystkich na weekend. Będziemy ten weekend traktować też jako taki test możliwości poszerzenia oferty dla osób najstarszych, i do tej oferty, podkreślam, która do tej pory miała charakter wyłącznie komercyjny.
M.S.: Jak często będą takie weekendy „60+ kultura” odbywały się?
B.Z.: Bardzo mi zależy na tym, żeby to było regularnie, natomiast różne instytucje różnie deklarują, np. są instytucje kinowe, które mówią, że w godzinach rannych można taki weekend powtarzać właściwie co miesiąc. Są instytucje filharmoniczne, bo mamy takie, które chcą, aby raz w tygodniu był taki specjalny koncert dedykowany osobom starszym, ale dedykowany nie oznacza to, że nie będzie osób z innych grup wiekowych. Są też pierwszy raz – i z tego bardzo się cieszę – wystawy sztuki współczesnej, które będą także posiadały przewodników i osoby, które będą informowały o tym, na czym polega sztuka współczesna, bo z tym od czasu do czasu zwłaszcza starsze osoby mają problem.
M.S.: Bardzo dziękujemy. Bogdan Zdrojewski, minister kultury i dziedzictwa narodowego.
B.Z.: Dziękuję bardzo.
(J.M.)