Marek Wałkuski: Panie prezesie, dlaczego Narodowy Bank Polski interweniował na rynku walutowym?
Marek Belka: To nie powinno być żadną niespodzianką, w założeniach polityki pieniężnej wyraźnie powiedzieliśmy, że cel inflacyjny realizujemy w warunkach kursu płynnego, ale interwencje walutowe są w sytuacji, która by tego wymagała, możliwe. Taka sytuacja właśnie nastąpiła. Sądziliśmy, że pewna gorączka na rynku spowodowała takie odczucie, że gra przeciwko złotemu jest wolna od jakiegokolwiek ryzyka.
M.W.: Dlaczego nazywa pan to grą, a nie po prostu wycofaniem się inwestorów z polskiego rynku i naturalnym procesem wymiany złotówek ze sprzedanych akcji na obce waluty, czyli dolary i euro? Dlaczego gra?
M.B.: No bo jednocześnie widzimy rosnące zaangażowanie nierezydentów w polskie papiery wartościowe, w skarbowe papiery wartościowe, tak że nie do końca jest to, jak to pan powiedział, naturalne wycofanie i tak dalej, i tak dalej. Widzimy także pewną grę na zniżkę złotego, która idzie ponad to, co pan nazwał wycofywaniem się z rynku.
M.W.: Czy granica 4,40 za euro, taka jak po interwencji banku się ukształtowała, to jest ta granica, powyżej której bank centralny nie pozwoli, aby złotówka spadła?
M.B.: Dobrze, że pan pyta, bo chciałem zaprzeczyć jakiemukolwiek spekulowaniu, iż bank ma jakiś kurs docelowy, którego chce bronić. Tak zresztą wynikało to błędnie z niektórych wypowiedzi analityków, że jakiś kurs jest uznany za kurs właściwy, będziemy go bronić i że nam się może nie udać, bo przecież takiego rodzaju interwencje mogą się nie udać. Nie, my nie bronimy żadnego kursu, my chcemy, aby ci, którzy grają na zniżkę złotego, musieli uwzględnić w tej grze czynnik ryzyka. Innymi słowy żeby to działanie nie było po prostu komfortową jazdą autostradą w jednym tylko kierunku, tymczasem z przeciwka może coś nadjechać.
M.W.: Panie prezesie, dlaczego zbyt wysoki kurs złotego jest niekorzystny? Wtedy eksport staje się bardzo opłacalny. W sytuacji załamania na rynkach światowych, nadciągającego kryzysu, obniżania prognoz gospodarczych dla Europy być może warto utrzymać wysoki kurs złotego po to, żeby pojawił się ten element napędzający polską gospodarkę.
M.B.: Narodowy Bank Polski nie jest w biznesie, że tak powiem, wspierania eksporterów ani, że tak powiem, utrudniania im życia. Głównym celem NBP jest dbanie o stabilność pieniądza i niską inflację i uważamy, że takie nieuczesane, gwałtowne ruchy na rynku walutowym utrudniają prowadzenie polityki pieniężnej, polityki antyinflacyjnej. Powtarzam jeszcze raz – nie kierujemy się chęcią utrzymania kursu złotego na jakimkolwiek poziomie. To, co nas niepokoi, to jakieś gwałtowne ruchy w jedną i w drugą stronę.
M.W.: W tej chwili mamy do czynienia ze sporymi zawirowaniami na giełdach, na rynkach walutowych. Wczorajszy komunikat grupy G-20 odrobinę uspokoił sytuację, ale jest bardzo nerwowo. Dlaczego tak się dzieje?
M.B.: Postaram się taką trochę filozoficzną odpowiedź dać, mianowicie dzisiaj rynki nie mają do niczego już zaufania, to jest dom wariatów, przepraszam, a nie wolny rynek czy niewidzialna ręka rynku. To jest dom wariatów. I w takiej sytuacji trudno jest wyobrażać sobie, że politycy, jak by to powiedzieć, zaspokoją oczekiwania rynków, bo po pierwsze te oczekiwania rynków zmieniają się z godziny na godzinę, po drugie taka jest natura decyzji politycznych. Trzeba długiego czasu konsultacji i – co tu dużo mówić – legitymizacji demokratycznej. Cóż z tego, że my wiemy, jakie rozwiązania mogłyby pomóc Grecji czy mogłyby pomóc zwiększaniu spójności euro, strefy euro? Ale jeszcze na to muszą się godzić wyborcy w wielu krajach, którzy ponoszą koszty ewentualnej pomocy. Zresztą nie ewentualnej, ale realnej pomocy, która już dzisiaj płynie do tych krajów będących w trudnościach.
M.W.: A jaki z tego wniosek dla Polski? Co polski rząd, co bank centralny może zrobić, żeby w tej sytuacji, gdzie emocje odgrywają tak dużą rolę, żeby przetrwać, żeby przejść ten kryzys na rynkach światowych w miarę suchą nogą?
M.B.: Przede wszystkim zarówno rząd, jak i bank centralny powinny stabilizować sytuację, a unikać działań, które by jeszcze destabilizowały, a więc np. Narodowy Bank Polski nie powinien w sposób, bym powiedział, gwałtowny zmieniać polityki pieniężnej a to w kierunku zacieśniania, a to w kierunku rozluźniania, tak jak to niekiedy słyszymy od tak zwanych rynków. Jeżeli chodzi o rząd, no to cóż, na pewno w tej chwili potrzebna jest konsekwentna konsolidacja finansów państwa, czyli ograniczanie deficytu budżetowego i potrzeb pożyczkowych państwa. W tym roku to się dzieje, i to w sposób, bym powiedział, bardzo zdecydowany.
M.W.: A jak pan to pogodzi z zaleceniami Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który mówi o tym, że zaciskanie pasa w tym momencie może jeszcze pogłębić problemy gospodarcze świata, dlatego że oznacza dodatkowe bezrobocie, mniejszy popyt na różnego rodzaju produkty i w konsekwencji jeszcze większe spowolnienie gospodarcze?
M.B.: Tak, ale na pewno nie dotyczy to Polski z dwóch powodów. Polska jest krajem, który rośnie dosyć szybko w porównaniu do innych krajów. W tym roku osiągniemy wzrost typu 4%. Jeżeli deficyt budżetowy obniży się, powiedzmy sobie, o 2,5 punkta procentowego, z tych blisko 8 na około 5,5, to oznacza, że bez tej konsolidacji finansów publicznych my byśmy mieli dzisiaj wzrost nie 4%, a 6,5, ale – co za tym idzie – mielibyśmy wzrost deficytu na rachunku obrotów bieżących znacznie wyższy od obecnego. Kraje, które nie powinny zaciskać pasa według IMF to są kraje nadwyżkowe, to są kraje, które mają nadwyżkę w bilansie handlowym, nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących. Polska nie. My powinniśmy nasze finanse konsolidować, a jednocześnie stabilizować oczekiwania. Polska ma szansę wyjść z tego kryzysu, mówię, względnie suchą nogą. Zresztą ostatnie dane gospodarcze z sierpnia pokazują, że nie jesteśmy bez szans, sierpień pokazał, że ludzie są w dalszym ciągu dosyć optymistyczni, że produkcja przemysłowa nie podlega stagnacji, a więc może nie będzie tak źle, nawet na pewno nie będzie tak źle.
M.W.: Zaczęliśmy od rozmowy o kursach walutowych, chciałbym tym wątkiem skończyć. Czy Narodowy Bank Polski ma wystarczająco dużo pieniędzy, żeby pojedynek z tymi, którzy grają na zniżkę złotego, wygrać?
M.B.: Po pierwsze ma bardzo dużo pieniędzy, po drugie – my nie bronimy, ja powtarzam, my nie musimy wygrywać żadnego pojedynku ze spekulantami, dlatego że my nie bronimy żadnego kursu.
M.W.: Ale przecież sam pan powiedział, że ten kurs już za bardzo odbiega od fundamentów polskiej gospodarki, i minister Rostowski to mówi, czyli był za wysoki.
M.B.: No tak, no ale powiedziałem trzykrotnie i niech pan mi pozwoli jeszcze raz powtórzyć, że naszym celem nie jest obrona konkretnego poziomu kursu, tylko sprawienie, że spekulowanie przeciwko złotówce będzie bardziej ryzykowne, czyli mówiąc krótko, my możemy przestać na rynku być obecni, czyli przestać interweniować w każdym momencie i w każdym momencie możemy znów na ten rynek wejść. Nic nas jakby nie zmusza. Z wyjątkiem jednego: żeby życie tym, którzy spekulują przeciwko złotemu, utrudnić.
(J.M.)