Zuzanna Dąbrowska: Moim gościem jest Jan Ołdakowski, Polska Jest Najważniejsza.
Jan Ołdakowski: Dzień dobry.
Z.D.: Zdradzę państwu, że poseł jest nieco zdyszany, ponieważ prosto z samochodu, którym to samochodem jechał godzinę do radia w warszawskich korkach. Jak się jechało?
J.O.: O, z sercem w gardle, żeby zdążyć do pani redaktor.
Daniel Wydrych: Ale te korki to chyba przez zakończony szczyt Partnerstwa Wschodniego i chyba goście na Okęcie się udawali, w związku z tym są te korki, tak mi się wydaje. No, chyba że jestem w błędzie.
J.O.: Nie no, uważam, że najważniejsze, że my, Polacy, zawsze potrafimy sobie wytłumaczyć... No, też się czuję lepiej jako człowiek, który stał godzinę w korku, dlatego że jest szczyt.
Z.D.: A ja jeździłam dzisiaj po mieście i kierowcy nie wyglądali na takich, którzy by sobie coś chcieli tłumaczyć. Ale przejdźmy wreszcie do polityki, czyli do kampanii. Dzisiaj sąd orzekł co do procesu wyborczego, który wytoczył PJN premierowi Tuskowi, że orzeczenie będzie dopiero w poniedziałek. Racje są podzielone. Czy opłaca się, jak to mówi Prawo i Sprawiedliwość, toczyć kampanię wyborczą w sądzie?
J.O.: Nie zawsze się opłaca, a z drugiej strony warto czasami zareagować. Poczuliśmy się urażeni tym, że premier nazwał nas kłamcami. My nie kłamiemy, natomiast postulujemy to, żeby politycy się umówili, że przeprowadzą reformę finansów publicznych, jakakolwiek by nie była koalicja po wyborach, i że nie będą podnosić podatków, że nie będzie takiej sytuacji, że będziemy rozdymać budżet z jednej strony, podnosić podatki, tylko że będziemy też m.in. redukować. Wszyscy są zgodni, że są takie obszary, które można redukować, tylko wymaga to pewnej konsekwencji i silnego przywództwa. Najbliższe cztery lata będą na pewno bardzo trudne, szykuje się kryzys strefy euro, o tym mówią już nie tylko eksperci na zamkniętych spotkaniach, to już jest wiedza publicystyczna, nie wiadomo, jak się przez najbliższe cztery lata... czy nie pęknie strefa euro. Polska potrzebuje w tym czasie silnego lidera, ale takiego, który będzie dbał najpierw o nasz geopolityczny interes, a dopiero później o sondaże.
Z.D.: Ale premier przecież już przeprosił, powiedział: „Przestrzegam wszystkich polityków, jeśli ktoś czuje się urażony, to mogę powiedzieć przepraszam, jeszcze raz przepraszam i niech każdy się czuje usatysfakcjonowany moją gotowością do wymiany uprzejmości”. To nie wystarczyło?
J.O.: Nie, bo nam nie chodziło o to, żeby premier nas przepraszał, bo nam chodziło o to, żeby premier obiecał, że nie będzie podnosił podatków. To nie jest sprawa... My też możemy przeprosić i na zapas nawet dziesięć razy, natomiast to nie jest dyskusja o przepraszaniu, to jest dyskusja o odpowiedzialności, czy jesteśmy gotowi, nawet ryzykując ewentualne jakieś kłopoty wynikające z protestu pewnych, nie wiem, grup zawodowych czy urzędników pracujących, nie wiem, w funduszach celowych, czy rząd jest gotowy przyjąć politykę oszczędności, czy jest gotowy obiecać, że nie będzie podnosił podatków.
Z.D.: Pytanie: czy sąd jest gotowy w takich kwestiach rozstrzygać? Ale tego dowiemy się pewnie dopiero w poniedziałek.
J.O.: Znaczy mieliśmy nadzieję, że wszyscy powiedzą: tak, nie będziemy podnosić podatków, tak, będziemy pracować nad tym, jak zrobić, żeby przy dzisiejszych podatkach utrzymać równowagę budżetu, nie powiększając równocześnie długu. To jest możliwe, wymaga oczywiście pewnych skomplikowanych zabiegów. Rozumiem, że w roku wyborczym pewne obietnice składa się łatwiej niektórym politykom, ale wydaje mi się, że warto, dlatego chcieliśmy, żeby oni obiecali, że tak zrobią, żeby to była obietnica na 4 lata. PJN nie jest partią, która idzie do wyborów i nie obiecuje wszystkiego. My idziemy dopilnować kilku... nie chcemy brać udziału w wojnie polsko–polskiej, a idziemy dopilnować kilku spraw, m.in. np. tego, żeby nie były podnoszone podatki.
Z.D.: No tak, ale od razu odzywają się specjaliści od liczenia pieniędzy, ekonomiści, eksperci, doradcy, którzy mówią, że takie obietnice, które są składane w kampanii, także dotyczy to PJN-u, bardzo drogo kosztują, tych pieniędzy nie ma po prostu w budżecie. Dzisiaj np. PJN proponowało, żeby autostrady były wszystkie bezpłatne dla samochodów osobowych. No, kto z nas by nie chciał, żeby tak było? Widmo płacenia za te i tak krótkie kawałki autostrad skutecznie zniechęca przed podróżami. Ale to znowu jest karkołomna rzecz do wykonania, prywatne firmy budują autostrady, tak to zostało zaplanowane, ustawione. Jak to zrobić?
J.O.: Ale to musimy sobie... Przepraszam, że tak troszeczkę cofnę się w tym myśleniu o autostradach. W wielu państwach Europy autostrady są bezpłatne, w wielu państwach Europy można poruszać się nawet po płatnych autostradach normalnie. Dziś mieszkańcy Wielkopolski, którzy wybierają się do Warszawy, albo warszawiacy, którzy chcę pojechać do Poznania, np. jadą kilkusetkilometrowy odcinek, cztery razy napotykając różne bramki pobierające opłaty. Ma się wrażenie, że ktoś coś przegapił, tak, że nawet ten system jest absolutnie dziwaczny. I stąd nasz postulat. To nie jest tak, że w Polsce nie można budować dróg, że w Polsce nie można budować autostrad. Nie ma takiego czynnika ani w powietrzu, ani w ziemi, który to uniemożliwia. Jeżeli jest taki czynnik, to on jest w głowach urzędników, w głowach polityków.
Z.D.: A czy tym czynnikiem nie jest brak funduszy?
J.O.: Oczywiście, że jest brak funduszy w takim globalnym znaczeniu, znaczy że w tym roku nie można tego zmienić. Natomiast jeżeli się pojedzie do... znaczy jeżeli wyjedzie się do innych państw Europy Środkowo–Wschodniej, to np. widać, że wiele państw ma lepsze drogi, za to ludzie są biedniejsi. Polacy są rzeczywiście bogatsi, jednostkowo od wielu swoich sąsiadów, natomiast...
Z.D.: No, nie wszyscy, nie wszyscy.
J.O.: No tak, ale mówię tak... Natomiast teraz warto postawić wszystko na infrastrukturę, na drogi, na szerokopasmowy Internet. Moim zdaniem gdyby uznać, że to jest priorytet, a budowa nie może się odbywać też kosztem mieszkańców, znaczy nie można wszystkiego naraz rozkopać, to moim zdaniem można to zrobić, tylko jak zawsze, wtedy, kiedy polityk czegoś chce, to potrafi, tak? Myślę, że dziennikarze nie raz to widzieli, że jak politykowi bardzo na czymś zależało, to się okazuje, że znalazły się i sposoby, i możliwości, i nawet się udało zmienić myślenie. Dziś tymi budowami rządzą urzędnicy, którzy przygotowują dokumenty, i one po prostu biegną swoim trybem i najłatwiej jest uznać, że będą jeszcze opodatkowywani dodatkowo kierowcy, tak jakby nie płacili, nie odprowadzali, nie wiem, podatku drogowego w paliwie.
Z.D.: A czy jeśli politycy PJN-u będą bardzo chcieli, to znajdą sposób na to, żeby przekroczyć próg wyborczy? Te sondaże nie są łaskawe specjalnie.
J.O.: No tak, ale my jesteśmy na dobrym trendzie, znów nam rośnie, nam potrzeba już naprawdę niewiele, żeby wejść do sejmu, już brakuje poniżej 1% w tych sondażach, więc... My nie walczymy o większość, my walczymy o to, żeby być małą partią, która idzie po to, żeby dopilnować kilku ważnych rzeczy. Walczymy.
Z.D.: Dzisiaj w Gazecie Wyborczej politolog dr Jarosław Flis dokonał takiej analizy ciekawej, otóż mówiąc, że gdyby frekwencja wyniosła około 45%, co jest chyba całkiem prawdopodobne, znając rozbieżność między deklarowaną chęcią pójścia na wybory a tym, ile osób idzie rzeczywiście do urn, a PiS dostałby tyle głosów, co w wyborach prezydenckich Jarosław Kaczyński, czyli 6 milionów głosów, to by po prostu wygrał wybory. To jest prawdopodobny scenariusz pana zdaniem?
J.O.: Trudno mi powiedzieć, czy wszyscy, którzy głosowali na Jarosława Kaczyńskiego w II turze, zagłosują na niego, natomiast...
Z.D.: No, wszyscy minus PJN.
J.O.: Wszyscy minus PJN, ale z drugiej strony możliwe jest to, i to jest niepokojące, że będzie niska frekwencje, że będziemy mieli jedną z najniższych frekwencji w wyborach europejskich. I myślę, że to pokazuje takie dziwne sprzężenie między tym, że ludzie nie chcą wojny na górze, nie lubią tego, co się dzieje, że koalicja... znaczy największa partia rządząca prowadzi retoryczny spór i jej sensem istnienia jest, że w ogóle istnieje partia opozycyjna, liderzy straszą się sobą nawzajem, a ludzie są tym z jednej strony zmęczeni, a z drugiej strony nie wyobrażają sobie, że może być coś nowego. Więc my im obiecujemy: nie musicie być skazani na ten spór retoryczny, wybierzcie małych, którzy zmienią scenę polityczną, choćby swoim pojawieniem się.
Z.D.: Gra pan w pokera?
J.O.: Nie, staram się grać np. w Monopol z dziećmi.
Z.D.: Pytam dlatego, że lider Ich Troje Michał Wiśniewski, przewodniczący Polskiego Związku Pokera, pojawił się w towarzystwie liderów PJN-u. To taka zagrywka kampanijna tylko, czy będziecie się uczyć grać od niego?
J.O.: Nie, znaczy my chcemy powiedzieć, że jeżeli jest związek sportowy, który gra w grę karcianą sportową, to ma prawo tę grę uprawiać, szczególnie że z tą grą się pojawi... ona już jest traktowana jako gra, która jest okołoolimpijska, więc my mówimy: nie można... znaczy ustawa ma dziurę, ustawa antyhazardowa, np. właśnie zlikwidowała grę sportową.
Z.D.: Dziękuję bardzo w takim razie, o losy pokera jesteśmy spokojni. Moim gościem był Jan Ołdakowski, Polska Jest Najważniejsza.
(J.M.)