Polskie Radio

Rozmowa z Markiem Borowskim

Ostatnia aktualizacja: 17.10.2011 07:15

Krzysztof Grzesiowski: Jednym, proszę państwa, z trzech niezależnych kandydatów, którym udało się wygrać wybory do senatu, jest nasz gość, senator-elekt, tak się mawia, Marek Borowski. Dzień dobry. Były marszałek sejmu.

Marek Borowski: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.

K.G.: Pan, Kazimierz Kutz i Włodzimierz Cimoszewicz. To ta trójka.

M.B.: No, jeszcze czwarty jest z Unii Prezydentów.

K.G.: Ale to Unia Prezydentów, nie jako kandydat w pełni niezależny, tylko popierany przez, że tak powiem, największą strukturę, jeśli tak można nazwać. Czym pan będzie się zajmował w senacie?

M.B.: No, tym, czym się zajmują senatorowie. Tam są dwie płaszczyzny tak naprawdę, właściwie trzy płaszczyzny działalności. Jedna to jest praca w samym senacie, czyli przede wszystkim zajmowanie się ustawami, które wpływają z sejmu, i tam na ogół jest co robić. Druga płaszczyzna to jest praca z wyborcami, co akurat w przypadku jednomandatowych okręgów jest niezwykle ważne, i to jest zmiana w porównaniu z tym, co było do tej pory, dlatego że wybór w jednomandatowym okręgu stosunkowo niewielkim oznacza, że wyborcy po raz pierwszy od 20 lat mają jednego przedstawiciela w parlamencie, do którego mogą się zgłaszać ze wszystkimi swoimi problemami, oczekując pomocy, załatwienia, wsparcia i tak dalej, i tak dalej. Więc to jest zupełnie coś innego niż do tej pory, gdzie poseł czy senator był wybierany w całej Warszawie i w związku z tym trudno było określić, właściwie za których wyborców jest odpowiedzialny. No i trzecia płaszczyzna tradycyjnie, ale to już zależy od możliwości każdego senatora, to jest zabieranie głosu w publicznej debacie.

K.G.: No tak, to dość oczywiste, z tym, że jednak z gazet zauważyła, że pan, w końcu było nie było były minister finansów, ostatnio w senacie zajmował się Polonią...

M.B.: W sejmie.

K.G.: W sejmie, przepraszam. Co prawda senat to Polonia, no bo ta izba akurat ma w swoim obszarze zainteresowań właśnie Polaków za granicą, no ale gdzie te pana pasje finansowe, gospodarcze? I wiedza, którą można wykorzystać?

M.B.: Te pasje można realizować, ja zdarzało się, że bywałem na komisjach finansów wtedy, kiedy były niezwykle istotne projekty ustaw i chciałem coś koleżankom i kolegom posłom zakomunikować, natomiast na samym początku, ja przypomnę, istniało jeszcze porozumienie Lewica i Demokraci, to ono weszło do sejmu, no i w ramach tego porozumienia przewodnictwo komisji, bo to nie była tylko praca, ale przewodnictwo komisji łączności z Polakami za granicą zostało, że tak powiem, przydzielone Lewicy i Demokratom i ja zdecydowałem się na to, uznając, że jest to bardzo interesujący odcinek, co się zresztą potwierdziło.

K.G.: Nie wiem, czy pan, panie marszałku,  jest po lekturze wywiadu z senatorem Zbigniewem Romaszewskim w ostatniej Rzeczpospolitej, w dodatku Plus Minus. Robert Mazurek rozmawia z senatorem od zawsze, od 89 roku. „Dla senatora Romaszewskiego to koniec pewnej historii, etosu, pewnego systemu aksjologicznego ta jego porażka”, a rywalizował z panem, żeby było wszystko jasne. A o panu mówi, że „to osobiście miły człowiek, ale jednak oportunista”.

M.B.: No, nie będę tego komentował. Wydaje mi się, że trzeba także umieć przegrać. Ja przed tymi wyborami nigdy nie wypowiadałem się o Zbigniewie Romaszewskim ani źle, ani jako o wrogu, a jedynie jako o przeciwniku politycznym, bo rzeczywiście politycznie nas wiele różni. I szanuję, i zawsze podkreślałem, że szanuję jego przeszłość opozycyjną w Peerelu, no ale dzisiaj rywalizujemy, nie dyskutując o przeszłości sprzed 30 lat, tylko o tym, co należy dzisiaj robić w Polsce. I tu się różnimy. Tak że ja podtrzymuję swoje zdanie o Zbigniewie Romaszewskim, nawet te słowa, których tutaj użył, jak rozumiem w pewnej emocji po przegranej, nawet te nie zmienią mojego poglądu na ten temat.

K.G.: Swoją drogą, panie marszałku,  o tych jednomandatowych okręgach wyborczych, pan w końcu wygrał w takim, a nie w innym kształcie ordynacji wyborczej, kodeksu wyborczego, ale okazuje się, że chyba te jednomandatowe okręgi nie przyniosły takich skutków, na jakie liczono – 66 senatorów z Platformy, 31 z Prawa i Sprawiedliwości, 2 z PSL-u, no i 4 niezależnych zupełnie.

M.B.: To prawda.

K.G.: Myślano, że to skończy się inaczej.

M.B.: To prawda. Jeśli chodzi o pewnego rodzaju nadzieje, które były wypowiadane, że to bardziej zróżnicuje skład senatu, to to się nie spełniło. Pytanie, jak będzie w następnych wyborach, dlatego że ci senatorowie, którzy zostali wybrani teraz w jednomandatowych okręgach, jeśli solidnie przepracują te 4 lata wśród wyborców, mają też wielkie szanse, przynajmniej większe niż inni, na utrzymanie tej pozycji, a to będzie oznaczało, że ich niezależność w stosunku do władz partyjnych się zwiększy. Jak to będzie więc wyglądało wobec tego za 4 lata, zobaczymy. Ja bym się nie śpieszył jeszcze z jakąś końcową oceną tej zmiany w kodeksie wyborczym.

K.G.: Ale wciąż jednak stempel partyjny ma swoje znaczenie, poparcie partii...

M.B.: Ma, to prawda.

K.G.: ...no, czytajmy: pieniądze na kampanię wyborczą, jakimi dysponują i Platforma, i Prawo i Sprawiedliwość.

M.B.: To prawda.

K.G.: Ile pana kosztowała kampania wyborcza?

M.B.: Znaczy mnie to akurat stosunkowo mało, dlatego że ja startowałem z własnego komitetu, nie mogłem korzystać z żadnych pieniędzy partyjnych i obowiązywał mnie limit pięćdziesięciu chyba czterech tysięcy złotych, ale faktycznie wydałem trochę mniej na tę kampanię.

K.G.: Kilkadziesiąt tysięcy złotych i wszedł pan do senatu?

M.B.: 54 tysiące to był limit, który prawo nakłada i nie można go przekroczyć w wydatkach. Faktycznie wydałem chyba... jeszcze nie dokończyłem rachunków, ale chyba coś koło 40 tysięcy, chociaż jeszcze spływają jakieś rachunki, więc może być więcej.

K.G.: Skoro o pieniądzach mowa, rzecz absolutnie aktualna – Konferencja Episkopatu Polski proponuje przeznaczenie 1% podatku na Kościół lub inny związek wyznaniowy w zamian za likwidację Funduszu Kościelnego. Co pan sądzi o tym pomyśle?

M.B.: No, to jest albo jakieś gigantyczne nieporozumienie, chociaż Kościoła nigdy bym nie podejrzewał o to, że nie wie, co robi. Otóż w tej chwili Fundusz Kościelny jest zasilany kwotą w tym roku 89 milionów złotych, na okrągło powiedzmy sobie 90 milionów. 1% podatku PIT to jest około 600 milionów złotych. Oczywiście nie wszyscy podatnicy przekażą ten podatek, podkreślam: to nie jest z ich kieszeni, to jest po prostu kwota, którą zamiast kierować do budżetu, podatnik mówi: a to proszę ją skierować gdzie indziej, czyli nic go to nie kosztuje. Oczywiście nie wszyscy przekażą na Kościół, są niewierzący, są inne wyznania, są tacy zresztą, którzy mówią, że są wierzący, ale nie bardzo kochają księży czy biskupów i też nie przekażą. Ale powiedzmy sobie te 70% przekaże, co ich to kosztuje w końcu, prawda? Czyli mamy kwotę około 400 milionów złotych przekazaną. A Fundusz Kościelny, przypomnę, 90 milionów. Czyli taka zamiana oznacza po prostu znaczne zwiększenie zasilania Kościoła z budżetu państwa. Więc ja nie bardzo rozumiem, dlaczego politycy, może w pierwszym odruchu jakimś, tak się ucieszyli, że Kościół zaproponował zniesienie Funduszu, powiedzieli: no, to jest propozycja do dyskusji, a pani Wanda Nowicka z Ruchu Palikota, a ten Ruch, jak wiadomo, wielkim przyjacielem Kościoła nie jest, wręcz powiedziała, że bardzo podoba jej się ta propozycja. Chyba miała za słabą orientację w finansach.

K.G.: Żeby doprecyzować jeszcze tę propozycję, ten 1% byłby dodatkowym jednym procentem...

M.B.: Nie dodatkowym, bo już jest.

K.G.: ...poza tym, który obowiązuje...

M.B.: Tak jest, tak jest.

K.G.: ...w tej postaci, w jakiej znamy.

M.B.: Już w tej chwili można przekazywać 1%, zamiast do budżetu, na organizacje pożytku publicznego. I chcę powiedzieć, że zajrzałem w dane Ministerstwa Finansów, tam jest co najmniej myślę, że w tysiącu firm... w tysiącu organizacji pożytku publicznego, które otrzymują te pieniądze od podatników, to jest co najmniej może koło setki kościelnych. Tak że od tej strony organizacje kościelne charytatywne, Caritas jest najbardziej znana, ale są i inne, już otrzymują tego rodzaju środki w ramach tego systemu, który istnieje, a tutaj doszłoby jeszcze dodatkowo kilkaset milionów złotych. Tak że moim zdaniem to się... z najwyższym szacunkiem dla Kościoła, to się do dyskusji nie nadaje.

K.G.: Jeszcze jedna kwestia na koniec, panie marszałku. Dzisiaj mamy 14 lat od dnia, w którym w życie weszła Konstytucja Rzeczpospolitej, 17 października 1997 roku, będziemy o tym jeszcze rozmawiać jeszcze kwadrans po ósmej z dr. Ryszardem Piotrowskim, ale pytanie brzmi: czy pan wie, ile ustaw uchwalono w sejmie w ostatniej kadencji?

M.B.: Tej, co teraz mija?

K.G.: Tak.

M.B.: Nie wiem, 400, 500?

K.G.: Śmiało.

M.B.: No 500.

K.G.: Śmiało. I to w górę.

M.B.: 600.

K.G.: Dobrze. 953, co pan o tym sądzi?

M.B.: No więc to jest stanowczo za dużo. Stanowczo za dużo, dlatego że w tej chwili wiele ustaw przeszło do Parlamentu Europejskiego, znaczy znaczna część regulacji jest dokonywana przez Parlament Europejski. Znaczy ja wiedziałem, że było dużo tych ustaw, chociaż akurat nie czytałem statystyk, dlatego że było bardzo dużo ustaw takich przyczynkarskich, to znaczy typu poprawiamy trzysta, a nie...

K.G.: No ale statystycznie się liczy.

M.B.: ...dwa paragrafy i tak dalej, i tak dalej. Nie było widać tego w natężeniu pracy w mijającym sejmie, bo te statystyki czytałem, pod tym względem najwięcej pracował sejm 2001–2005, gdzie miałem honor być marszałkiem i gdzie przyjmowaliśmy ustawy, które nas wprowadzały do Unii Europejskiej. To były całe ustawy, poważne ustawy, tak że wtedy praca trwała nawet co tydzień i od dziewiątej do drugiej w nocy.

K.G.: Ale tyle przyjęto w tej kadencji...

M.B.: Ale jeśli...

K.G.: ...taka jest prawda, taka jest statystyka. Panie marszałku,  dziękujemy za spotkanie. Były marszałek sejmu, dziś senator-elekt Marek Borowski, gość Sygnałów Dnia.

M.B.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)