Polskie Radio

Rozmowa z Leszkiem Millerem

Ostatnia aktualizacja: 19.10.2011 07:15

Krzysztof Grzesiowski: Gościem Sygnałów Dnia jest były premier, dziś poseł-elekt Sojuszu Lewicy Demokratycznej Leszek Miller. Dzień dobry, panie premierze.

Leszek Miller: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.

K.G.: Ma pan dobrą pamięć do dat?

L.M.: To zależy, do których, nie do wszystkich.

K.G.: Na przykład do takiej daty 19 października.

L.M.: 2001.

K.G.: Tak wyszło.

L.M.: No tak, to był moment utworzenia mojego rządu.

K.G.: Dziesięć lat temu został pan powołany na stanowisko prezesa Rady Ministrów, a także, co pewnie nie wszyscy wiedzą, przewodniczącego Komitetu Integracji Europejskiej.

L.M.: Tak jest. Wprowadzenie Polski do Unii Europejskiej było moim najważniejszym zadaniem i zadaniem zrealizowanym z powodzeniem i w całości.

K.G.: I tę funkcję pełnił pan do 2 maja 2004 roku. Potem pana życie polityczne toczyło się różnie...

L.M.: Bardzo różnie.

K.G.: ...z sukcesem, teraz z jeszcze mniejszym sukcesem. No ale dzisiaj, w roku 2011 jest pan posłem do sejmu, posłem Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Dziś istotne wydarzenie, o piętnastej ma zebrać się klub poselski Sojuszu, ma wybrać nowego szefa ewentualnie zaproponować kandydata na wicemarszałka sejmu, o ile w ogóle będzie wicemarszałek dla Sojuszu.

L.M.: Tak, to prawda, to nie jest do końca jasne. Dziś odbędzie się posiedzenie klubu poselskiego pierwsze. Ja się przez długi czas wahałem, ale podjąłem decyzję o kandydowaniu na szefa klubu nie tylko dlatego, że jest stosowna grupa moich koleżanek i kolegów, która chce mnie zgłosić, ale także dlatego, że nie akceptuje tego, co dzieje się w ostatnich dniach wokół Sojuszu Lewicy Demokratycznej, mianowicie widać takie wyraźne dążenie do złamania samodzielności i suwerenności klubu, podyktowania mu składu władz i programu działania. I dzisiaj...

K.G.: Czy zatem, jeśli pan pozwoli, ma pan na myśli list grupy eurodeputowanych do kolegów z Wiejskiej?

L.M.: Nie tylko.

K.G.: Ja może zacytuję takie jedno zdanie z tego listu, które być może potwierdza pana opinię albo jej zaprzecza, piszą europosłowie: „Apelujemy do was, do posłów Sojuszu, aby wybory, których dokonacie, tworzyły podwaliny jedności SLD. Partia, jak każda struktura, po tak traumatycznym przejściu musi się skonsolidować, musi dokonać oceny popełnionych błędów, ale nie może, kierując się dyktatem i arytmetyką większości, dokonywać wyborów, które mogłyby mieć negatywny wpływ na przyszłość”. Dla jednej z gazety jest to ewidentna sugestia, że jest to, ten list, ten fragment, to zdanie to głos poparcia dla Ryszarda Kalisza i wotum nieufności wobec pana, panie premierze.

L.M.: No właśnie, ta gazeta od kilku dni prowadzi intensywny lobbing, uznając, że nie wystarczy akceptacja wyborców, aby być wybieranym w SLD, trzeba mieć jeszcze akceptację tej gazety. Chodzi konkretnie o Gazetę Wyborczą. Wczoraj jeden z inicjatorów tego listu, pan Marek Siwiec skierował do redakcji Gazety Wyborczej sprostowanie, które, jak rozumiem, nie zostało opublikowane...

K.G.: „Nie opowiadamy się za Ryszardem Kaliszem lub Leszkiem Millerem”, tak w dużym skrócie.

L.M.: Tak jest. I tam się pisze, że ten komentarz gazety rażąco odbiega od przesłania: „Nie opowiadamy się za Ryszardem Kaliszem lub Leszkiem Millerem ani też przeciw któremuś z nich”. No więc dzisiaj po prostu trzeba rozstrzygnąć, czy klub poselski będzie suwerenny, czy koncesjonowany, taki, który sam wybiera swoje władze, czy taki, gdzie te władze są mu wyznaczone.

K.G.: Czyli dobrze rozumiem, że pod panem będzie suwerenny, a pod Ryszardem Kaliszem koncesjonowany?

L.M.: No, między innymi tak to można traktować, dlatego że ja jestem osobą szczególnie atakowaną i chodzi mi o to, ja dzisiaj zresztą postawię to pytanie koleżankom i kolegom, czy ten klub ma być takim dziadem proszalnym chodzącym po prośbie, czy poważną siłą sejmową pozostającą aktywną częścią życia parlamentarnego, czy to będzie taka lewicowa paplanina, czy poważna alternatywa. Staję do tych wyborów, bo po pierwsze moje koleżanki i koledzy muszą mieć wybór, a po drugie trzeba przerwać dokładanie chrustu do stosu, na którym płonie SLD i wyrwać Sojusz z tego miejsca.

K.G.: A jeśli pan przegra?

L.M.: No to trudno, to wygra ktoś inny. Będę pierwszym, który złoży mu gratulacje i będę starał się z całych sił pracować na rzecz sukcesu, na rzecz jedności klubu i tego, żeby on zajął właściwe miejsce w krajobrazie parlamentarnym. Zresztą pamiętam, że w 1997 roku sytuacja była też podobna, choć oczywiście nie mieliśmy wtedy najmniejszego w historii klubu SLD.

K.G.: No dobrze, panie premierze,  ale to jest poziom rozstrzygnięć w klubie poselskim, rzecz dotyczy raptem 27 osób, natomiast jak pan widzi przyszłość Sojuszu, jak pan widzi wybór nowego szefa partii? Czy będą prawybory? Bo pojawiła się taka koncepcja.

L.M.: Ja jestem zwolennikiem prawyborów, a więc umożliwienia wszystkim członkom partii udziału w wyborach bezpośrednich. Mam nadzieję, że zgłosi się kilku, a może nawet kilkunastu kandydatów i każdy członek SLD będzie mógł zdecydować, kto zostanie szefem. Czasy są tak ciężkie dla Sojuszu, że ten, kto zostanie wybrany, musi mieć solidną legitymację wynikającą z poparcia całej partii, a nie tylko władz statutowych.

K.G.: Eryk Mistewicz, konsultant polityczny, mówi, że ta forma (odnosi się do prawyborów) mogłaby wyłonić rzeczywistego, charyzmatycznego lidera, a tego brakuje Sojuszowi. Jeśli ktoś jest charyzmatyczny, to powinno się o nim coś wiedzieć, słyszeć, znać go.

L.M.: No, ja sądzę, że...

K.G.: Poszukujemy kogoś z charyzmą, kto się ukrył?

L.M.: Sądzę, że kilka nazwisk można by wymienić, natomiast te prawybory mogą mieć również i tę zaletę, że przeprowadzi się poważną dyskusję programową, dyskusję o celach, o zadaniach, o tym, co robiliśmy dobrze, a co trzeba zmienić, pamiętając, że w sejmie i pewnie w życiu politycznym będzie dużo igrzysk, ale igrzyska z czasem się znudzą, a wtedy ludzie zauważą, że z igrzysk nie ma chleba.

K.G.: Czy zatem jeśli zostałby pan wybrany szefem klubu poselskiego dziś, to będzie pan także starał się, ubiegał się o funkcję przewodniczącego partii?

L.M.: Nie, uważam, że te funkcje powinny być od siebie oddzielone i liczę na to, że wśród potencjalnych kandydatów, niekoniecznie zresztą z legitymacją poselską, znajdą się ludzie, którzy zaskarbią sobie zaufanie i będą przewodniczyć partii w tym trudnym dla SLD okresie.

K.G.: Czyli możliwy jest np. taki duet np. Ryszard Kalisz – Wojciech Olejniczak, skoro pan nie startuje, to duet Leszek Miller – Włodzimierz Czarzasty nie wchodzi w grę.

L.M.: Wszystko jest możliwe, każde rozwiązanie, które znajdzie aprobatę w rzeszach członkowskich. Jeszcze raz powtarzam: to jest ciężka próba nie tylko programowa dla Sojuszu, ale także ciężka w tym znaczeniu, że Sojusz musi chronić swoją odrębność organizacyjną i polityczną. Ja, jeśli zostanę szefem klubu, będę bardzo o to dbał i nie pozwolę na to, żeby Sojusz został przejęty przez, nie wiem, pana Palikota, Platformę Obywatelską czy kogoś innego. To samo musi dotyczyć...

K.G.: A to jest poważne zagrożenie według pana?

L.M.: Nie, ale ponieważ są takie nadzieje i są takie spekulacje, to o tym mówię. Sojusz musi udokumentować, że jest zwarty, zjednoczony i że potrafi zachować własną odrębność i tożsamość.

K.G.: Kiedy pana zdaniem powinna się rozstrzygnąć kwestia przywództwa Sojuszu?

L.M.: Jak najszybciej, ale...

K.G.: Styczeń, grudzień? Styczeń przyszłego roku?

L.M.: Jak najszybciej. Zdaję sobie sprawę, że ta procedura prawyborów jest dosyć skomplikowana i tego się nie da zrobić jutro. Mam nadzieję, że na najbliższym posiedzeniu rady krajowej będziemy mogli o tym pomówić i ustalić terminarz.

K.G.: Czyli 29 października, bo to jest termin rady krajowej.

L.M.: Tak jest, termin rady krajowej. Oprócz tego na tej radzie krajowej musimy udowodnić, że nie zajmujemy się tylko sobą, bo partia, która zajmuje się tylko sobą, dla nikogo nie jest potrzebna. My tworzymy partię, ale to nie jest partia dla nas, tylko partia dla obywateli. Propozycja dla obywateli o wartościach lewicowych, o nadziejach, które my mamy szansę spełnić.

K.G.: No, tyle że rozliczenia jakby rzeczywiście ograniczają się do tego, że partia się zamyka w sobie.

L.M.: No właśnie, trzeba ją otworzyć na rozmaite środowiska, ale my musimy najpierw uporządkować własne szeregi, aby rozmawiać z naszymi partnerami nie z pozycji tego dziada proszalnego, tylko z pozycji partnera, cenionego partnera. Jednym słowem, jeżeli chcemy uzdrawiać sytuację wokół, to musimy najpierw uzdrowić sytuację w nas.

K.G.: Dziękujemy za rozmowę, dziękujemy za wizytę. Były premier Leszek Miller był gościem Sygnałów Dnia.

L.M.: Dziękuję panu, dziękuję państwu.

(J.M.)