Krzysztof Grzesiowski: Nasz gość: poseł-elekt Robert Biedroń, Ruch Palikota. Dzień dobry, panie pośle, kłaniam się pięknie.
Robert Biedroń: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.
K.G.: Jak się panu podoba w nowym miejscu pracy?
R.B.: Czuję się bardzo obciążony...
K.G.: W takiej dużej instytucji jeszcze pan nie pracował.
R.B.: Nie, w tak dużej... w zakładzie pracy jeszcze nie pracowałem. Na pewno jest to duża też odpowiedzialność i tę odpowiedzialność, wchodząc wczoraj do sejmu, czułem, tak jakbym ważył ze 40 kilogramów więcej.
K.G.: Wczoraj szkolenia dzień pierwszy, dziś dzień drugi, tak?
R.B.: Tak, dzisiaj kontynuacja szkoleń. Przydadzą się także w moim przypadku, więc są bardzo interesujące, bardzo ważne, dużo się uczymy, uczymy się też tych wielu praktycznych rzeczy, np. głosowań, które nie są takie proste, są dość skomplikowane, bywają różne rodzaje głosowań i te przyciski, które są przy każdym siedzeniu, nie dotyczą tylko głosowania na tak, nie i wstrzymuję się, ale można np. wybierać różne opcje i tak dalej. Więc tego też się uczymy.
K.G.: I uczą, że za kolegę nie wolno lub za koleżankę głosować.
R.B.: A właśnie tego nie mówili, to ciekawe. Dopytam dzisiaj, czy naprawdę nie wolno.
K.G.: Panie pośle, teraz sprawy dotyczące klubu poselskiego Ruch Palikota. Dziś posiedzenie, tak?
R.B.: Tak, dzisiaj mamy drugie już posiedzenie klubu, na pierwszym wybieraliśmy naszą kandydatkę, akurat mamy kandydatkę na wicemarszałka, dzisiaj będziemy wybierali wiceprzewodniczących, sekretarza i skarbnika.
K.G.: Pan się widzi na jakiejś funkcji w klubie?
R.B.: Tak, będę kandydował na wiceprzewodniczącego klubu, będziemy mieli kilku wiceprzewodniczących i ja będę jednym z kandydatów.
K.G.: No i kolejny krok w życiu każdego posła to deklaracja co do komisji sejmowych, w których chce się zasiadać. Ruch Palikota to 41 posłów, wygląda na to, że to co najmniej 2 komisje na 1 posła.
R.B.: Tak, ale nie można mieć większej ilości komisji, regulamin...
K.G.: Pan coś wybrał już?
R.B.: Dzisiaj znam bardzo dobrze regulamin, nauczyłem się od deski do deski. Nie można zasiadać w większej ilości niż w dwóch komisjach.
K.G.: W pana przypadku jakie to będą?
R.B.: To będzie komisja spraw zagranicznych, sprawiedliwości i praw człowieka, czyli coś, czym się zajmowałem na co dzień.
K.G.: Panie pośle, rzecz interesująca, deklaracja padła, ustawa o związkach partnerskich ma pojawić się w tej kadencji sejmu, i to podobno jak najszybciej, taką deklarację złożył Leszek Miller, żeby było z pana punktu widzenia interesująco...
R.B.: Dość dziwna deklaracja.
K.G.: No właśnie. Jak to jest z tym projektem, który pojawił się w poprzedniej kadencji sejmu? On jest podobno niezgodny z Konstytucją wg pana.
R.B.: Nie, to według Sądu Najwyższego, jest opinia Sądu Najwyższego, która sugeruje, że przyjęty projekt może zostać uznany za niekonstytucyjny ze względu na to, że mamy już w naszej Konstytucji zapis małżeństwie... o ochronie małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. I tutaj interpretacja jest taka, że jeżeli stworzymy instytucję dla par różnopłciowych, czyli kobiety i mężczyzny, to może się okazać, że ta instytucja jest niekonstytucyjna. To nie dotyczy par jednopłciowych, czyli np. dwóch mężczyzn czy dwóch kobiet, które zawierają związek. To tutaj tej obawy nie ma, bo nie ma takiej instytucji w Polsce po prostu. Ale jeśli stworzylibyśmy instytucję związku partnerskiego dla kobiety i mężczyzny, to jest obawa Sądu Najwyższego, że może dojść... może to być niekonstytucyjne. I trzeba po prostu zastanowić się, co dalej.
K.G.: No właśnie, bo Janusz Palikot zwraca się do Leszka Millera, że usiądźmy, porozmawiajmy, zróbmy dobrą ustawę, niech Sojusz Lewicy Demokratycznej to zgłosi, Ruch Palikota to poprze. Tylko czy to aby na pewno jest najważniejsza rzecz w życiu obywateli Rzeczpospolitej?
R.B.: Dla wielu tak...
K.G.: Tak na początek nowej kadencji?
R.B.: Dla wielu tak. W Polsce żyje zgodnie ze statystykami kilkaset tysięcy takich par, które oczekują uregulowania tych kwestii od państwa. Nie tylko jednopłciowych, ale także różnopłciowych. I tutaj powinniśmy się zastanowić, jak pomóc tym obywatelom. To nic nie kosztuje budżetu państwa, to jest kwestia, która dotyczy praw człowieka, która dotyczy swobód obywatelskich i powinniśmy się zastanowić, czy nie rozwiązać tego. Chciałbym przypomnieć, że zawsze jest ten moment, kiedy mamy wymówkę na to, żeby się tym nie zajmować. Pamiętacie panowie przed wyborami premier Tusk czy marszałek Schetyna pytani o tę kwestię mówili: teraz nie ma czasu, mamy wybory, są ważniejsze kwestie, ale po wyborach wrócimy do tej kwestii. Jesteśmy po wyborach i warto wrócić do tej kwestii zgodnie z obietnicą.
K.G.: Trzyma pan tych polityków za słowo, tak?
R.B.: Tak, pana premiera i pana marszałka na pewno.
K.G.: Mówimy o takich zapisach w projekcie oczywiście na razie, jak prawo do wspólnoty majątkowej, do wspólnego opodatkowania, do dziedziczenia i tak dalej, i tak dalej. To jest ta sfera.
R.B.: Tak, to jest ta sfera, bardzo potrzebna, bardzo niezbędna do codziennego życia. Ja sam jestem w takim związku wieloletnim z moim partnerem i od 9 lat tworząc ten związek, nie mogę się z nim rozliczać z podatków. Dlaczego, kiedy prowadzimy razem gospodarstwo domowe, kiedy razem zarobione pieniądze wydajemy, kiedy chcemy decydować o naszym życiu i zdrowiu, kiedy chcemy po sobie dziedziczyć, nie możemy tego w państwie demokratycznym zrobić? Jesteśmy dwoma dorosłymi mężczyznami, którzy razem prowadzą po prostu gospodarstwo domowe. W całej Europie, w całej Unii Europejskiej się o tym dyskutuje. W większości krajów Unii Europejskiej ten problem został rozwiązany. Ten problem nie dotyczy jakiegoś marginesu społecznego, ten problem dotyczy wielu par żyjących w naszym kraju. Dlaczego w Polsce nie mielibyśmy tego rozwiązać?
K.G.: Teraz jest pan politykiem, więc musi pan liczyć szable.
R.B.: Będziemy liczyć szable.
K.G.: Przyjmijmy, że Ruch Palikota poprze w całości, Sojusz Lewicy Demokratycznej poprze w całości, to wciąż mało głosów. Co prawda Rafał Grupiński zapowiada, że jeśli dojdzie do głosowania nad tym projektem ustawy, to w Platformie Obywatelskiej nie będzie dyscypliny, no ale mamy potężny klub Prawa i Sprawiedliwości, mamy ludowców, jeden z liderów ludowców Stanisław Żelichowski powiedział coś takiego, że w tej chwili wykluczeni nie są ci, bo związki partnerskie traktuje jako wykluczone, nie są ci, którzy kochają inaczej, tylko ci, którzy mieszkają na „ścianie wschodniej”. Więc rozumiem, że z tej wypowiedzi wynika...
R.B.: (...) którzy kochają inaczej?
K.G.: Z tej wypowiedzi wynika, że ludowcy nie poprą. A zatem?
R.B.: Ja kocham tak samo, czyli nie identyfikuję się z tym wykluczeniem, ale jeśli rozmawiamy o wykluczonych, to nie powinniśmy ich dzielić na tych, którzy są bardziej, a którzy mniej. Wykluczenie to wykluczenie i należy rozwiązywać problem wykluczenia. Jeżeli jest jakaś grupa osób wykluczonych, to należy się nią zajmować. Od tego jest parlament, żeby rozwiązywać problemy obywateli. I jednym z problemów obywatelskich, który jest podnoszony, jest tematem poważnym, bo traktowanym nie tylko przez media, ale także przez polityków od dłuższego czasu jako jeden z ważnych tematów, są związki partnerskie. I w końcu należy to po prostu po ludzku rozwiązać.
K.G.: Ktoś powie: dobrze, związki partnerskie, niech będzie, to jeszcze ujdzie. Ale marihuana?
R.B.: No to tutaj też powinniśmy się zastanowić...
K.G.: Na starcie?
R.B.: Tutaj też się powinniśmy zastanowić. To jest jeden z naszych postulatów wyborczych. My zostaliśmy wybrani przez 1,5 miliona osób, które poszły do wyborów, i oni oczekują, że my te postulaty będziemy realizować. Więc naturalnym jest, że wnosimy tego typu pomysły do sejmu. Ale tu nie chodzi o legalizację, tu też jest takie wypaczenie w tej dyskusji. Tu chodzi o dekryminalizację posiadania niewielkiej ilości marihuany. Co jest co innego. W Polsce każdego roku policja zatrzymuje około 30 tysięcy osób, które... z reguły są to młodzi ludzie, którzy posiadają niewielką ilość środka odurzającego, najczęściej marihuany. W to wszystko zaangażowana jest policja, prokuratura, wymiar sądowniczy, to wszystko nas kosztuje realne pieniądze. Ale 95% z tych osób to są osoby właśnie posiadające tę niewielką ilość, czyli tak naprawdę policja i cały wymiar sprawiedliwości zajmuje się jakimiś ludźmi, którzy nie stanowią żadnego zagrożenia, nie są dilerami, nie handlują tym, posiadają na własny użytek odrobinę marihuany. Czy należy w ten sposób prowadzić tę politykę antynarkotykową? Według nas nie. Należy to zdekryminalizować i zająć się edukacją w tym zakresie, edukować społeczeństwo, młodych ludzi, a nie przeznaczać olbrzymie pieniądze na ściganie tych młodych ludzi. I to jest problem.
K.G.: Często w tym kontekście przywołany jest przykład Holandii, gdzie dostęp do lekkich narkotyków jest w jakiejś postaci. Tyle tylko, że Holendrzy odchodzą od możliwości właśnie korzystania z marihuany. Jest coś takiego jak THC, czyli ta główna substancja psychoaktywna, jest procent, oni powyżej 15 będą ścigać za posiadanie takiej marihuany. Bo kto to będzie badał w naszym kraju, czy jest powyżej czy poniżej?
R.B.: To też jest kolejna dezinformacja, tak nie jest w Holandii, Holendrzy nie odchodzą od kwestii legalizacji marihuany, Holendrzy po prostu zauważyli, że jest olbrzymia turystyka narkotykowa, że wiele osób przyjeżdża do Holandii i korzysta z marihuany jako turyści. Ciekawą rzeczą jest, że mieszkańcy Holandii tak naprawdę korzystają z tego w sposób cywilizowany, tam ta polityka narkotykowa jest skuteczna, ale problemem są turyści, ci, którym w ich krajach się zakazuje, między innymi w Polsce. Oni tam przyjeżdżają do tej Holandii i zaczynają tam szaleć, rozrabiać i tak dalej. I w tej kwestii Holendrzy doprecyzowują swoje prawo, ale nie w kwestii penalizacji, depenalizacji, legalizacji marihuany. Tutaj ta kwestia jest całkowicie pozostawiona bez zmian.
K.G.: Panie pośle, na koniec, jak się panu podoba, takie zdanie znaleźliśmy na jednym z forów internetowych: „Pełna wolność musi zawsze wiązać się z odpowiedzialnością za to, jak się z niej korzysta”?
R.B.: Całkowicie się pod tym podpisuję.
K.G.: Poseł-elekt Robert Biedroń, Ruch Palikota, gość Sygnałów Dnia. Dziękujemy za rozmowę.
R.B.: Dziękuję bardzo.
(J.M.)