Marek Wałkuski: Panie ministrze, wyszedł pan ze spotkania z Hillary Clinton zadowolony, Hillary Clinton powiedziała wiele ciepłych słów i pod pańskim adresem, i na temat Polski. Mam wrażenie, że później popsuł się panu trochę humor, kiedy Hillary Clinton powiedziała, że w tym roku wizy dla Polaków do Stanów Zjednoczonych nie zostaną zniesione.
Radosław Sikorski: Wizy są istotną kwestią, ale nie były głównym tematem naszych rozmów, bo prezydent Obama już obiecał prezydentowi Komorowskiemu załatwienie tej sprawy do końca swojej prezydentury. Nie wyobrażam sobie, żeby miał nie dotrzymać słowa. I zresztą pamiętajmy, że sprawa wiz nie jest wyznacznikiem ważności danego sojusznika. Tak bliski Stanom Zjednoczonym kraj jak Izrael ruchu bezwizowego nie ma. A zresztą przy ruchu bezwizowym też przeważnie wzrasta ilość niewpuszczeń do Stanów Zjednoczonych. Amerykański program bezwizowy ewoluuje, to już nie jest tak jak kiedyś, że wypisuje się w samolocie formularz i na podstawie tego się wjeżdża do Stanów Zjednoczonych. W tej chwili to oznacza rejestrację na stronach internetowych konsulatu amerykańskiego, która jest ważna tylko rok czy dwa i za którą się płaci. I ponadto z tego, co wiem, nawet jeśli się skorzysta z tej możliwości wjazdu bezwizowego, to wjeżdża się tylko do 90 dni, natomiast wiza jest przyznawana na 10 lat i wszyscy wiemy, że jest to jakiś kłopot, ale ona daje prawo do wjazdu na 6 miesięcy. Więc ma to plusy dodatnie i plusy ujemne, jak mawia klasyk.
M.W.: Ale opozycja twierdzi, że to jest porażka rządu premiera Donalda Tuska. Wczoraj jeden z posłów PiS-u właśnie taką opinię wyraził.
R.S.: O tę sprawę zabiegały kolejne polskie rządy od 22 lat, także rząd PiS, i jakoś nie pamiętam, żeby były zniesione wizy amerykańskie w latach 2005–2007.
M.W.: Po spotkaniu z Hillary Clinton mówił pan o tym, że jednym z głównych tematów była kwestia przygotowań do szczytu NATO w Chicago. Na czym nam najbardziej zależy?
R.S.: Musimy zdecydować, co zamierzamy zrobić dla stabilizacji Afganistanu po wycofaniu się naszych głównych sił, naszych natowskich i naszych polskich w 2014 roku, powinniśmy się w Sojuszu bardziej specjalizować. No i jak zastępować tę malejącą stałą obecność Stanów Zjednoczonych w Europie obecnością czasową, szkoleniową. Stany Zjednoczone co prawda tną swój budżet obronny i ograniczają obecność wojskową w Europie, ale właśnie dlatego tym istotniejsze jest, aby w Polsce, w kraju granicznym NATO rozwijały swoją obecność, i chwała Bogu tak się dzieje. Mieliśmy już i mamy rotacyjną obecność baterii Patriot, za chwilę będzie stały oddział sił powietrznych Stanów Zjednoczonych, być może wspólne ćwiczenia natowskie.
M.W.: Hillary Clinton powiedziała, że słuchała pana uważnie w kwestii tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą – Białoruś, Ukraina. Co pan powiedział Hillary Clinton w tej sprawie?
R.S.: To ważne, że jesteśmy dzisiaj uważani jako kraj, który nie artykułuje tylko swoich strachów, tylko jest uważany za eksperta, za współdecydenta polityki całego Zachodu wobec byłego obszaru postsowieckiego. A sporo się na nim dzieje, bo i wybory w Rosji, represje na Białorusi i niepewna orientacja geopolityczna. We wszystkich tych sprawach będziemy współpracować.
M.W.: Kwestia Rosji – Hillary Clinton, mimo że zgłosiła zastrzeżenia do samych wyborów, do aresztowania opozycji, powiedziała wyraźnie, że Stany Zjednoczone nie mają wątpliwości, kto jest zwycięzcą wyborów prezydenckich w Rosji. Czy rozmawiali państwo na temat tego, jak ułożyć sobie stosunki z Rosją, z prezydentem Putinem i jaka tutaj mogłaby być rola Polski?
R.S.: Prezydent Komorowski pogratulował Władimirowi Putinowi tego, że obejmie urząd prezydenta. Przypomnę, że Polska zaczęła reset w stosunkach z Rosją przed Stanami Zjednoczonymi. Oczywiście nie wszystko się układa po naszej myśli, chcielibyśmy odzyskać wrak samolotu prezydenckiego, ale poprawne relacje z Rosją umacniają pozycję Polski także tu, w Waszyngtonie.
M.W.: A nie obawia się pan ustępstw ze strony Stanów Zjednoczonych w sprawie tarczy antyrakietowej? Rosja cały czas sprzeciwia się tej koncepcji, którą przedstawiają Stany Zjednoczone, cały czas nieufnie odnosi się do tarczy antyrakietowej w wydaniu prezydenta Baracka Obamy. Stany Zjednoczone potrzebują Rosji, np. w kwestii Syrii czy w sprawie Iranu. Nie obawia się pan, że tutaj mogą pójść na jakiegoś rodzaju układy z Rosją, nie do końca biorąc pod uwagę nasze interesy?
R.S.: Zwracam uwagę na to, co powiedziała Hillary Clinton chociażby dzisiaj, że gdyby zagrożenie ze strony Iranu się zmieniło albo zmalało, to plany tarczy będą zweryfikowane. Więc proponuję się nadmiernie nie przywiązywać do projektu tarczy.
M.W.: Po pańskiej wizycie w Waszyngtonie rozpoczyna się kolejna runda tak zwanego dialogu strategicznego. Czy może pan wyjaśnić, na czym dokładnie to polega? Bo mam wrażenie, że wielu Polaków nie do końca rozumie, o co w tym wszystkim chodzi.
R.S.: To jest chociażby wspólne przygotowywanie dokumentów po szczycie natowskim, to także dialog demokratyzacyjny. Wydaje mi się, że tutaj Polska i Stany Zjednoczone są krajami, dla których prawa człowieka, demokracja są częściami naszej własnej tożsamości, samodefinicji jako narody. I dlatego tak dobrze się rozumiemy, i dlatego tak dobrze współpracują chociażby nasze organizacje pozarządowe. To jest dziedzina, w której Polska i Stany Zjednoczone się potrzebują nawzajem i mogą wiele wspólnie zdziałać.
M.W.: Z tego, co pan mówi, wynika, że stosunki polsko–amerykańskie układają się bardzo dobrze. Jednak w Polsce jest poczucie, że my dajemy Amerykanom więcej niż oni nam. Czego Polacy nie rozumieją?
R.S.: Myślę, że to, że jesteśmy sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, że za chwilę będziemy mieli stałą obecność wojsk amerykańskich w Polsce, że to jest czynnikiem naszej geopolitycznej stabilności. Ma to wpływ na różne ratingi polskiej gospodarki, na gotowość inwestorów do inwestowania w polską gospodarkę, z czego korzystamy. Sojusz to jest coś, co się ma na czarną godzinę, poczucie, że gdybyśmy byli zagrożeni, to jest ta kawaleria za wzgórzem, która, miejmy nadzieję, tym razem przyszłaby z pomocą.
(J.M.)