Polskie Radio

Rozmowa z prof. Romanem Kuźniarem

Ostatnia aktualizacja: 13.03.2012 13:15

Mariusz Syta: Z nami w studiu prof. Roman Kuźniar, doradca prezydenta ds. międzynarodowych, oraz Przemysław Szubartowicz, a to znak, że pora na komentarz.

Przemysław Szubartowicz: Witam państwa, dzień dobry, panie profesorze.

Prof. Roman Kuźniar: Dzień dobry, kłaniam się pięknie, dzień dobry.

P.Sz.: Jeden żołnierz zginął, jeden policjant został ranny dzisiaj w ataku talibów na afgańską delegację rządową w jednej ze wsi w prowincji Kandahar na południu, gdzie w weekend żołnierz Stanów Zjednoczonych zastrzelił 16 cywilów. Jest to odwet za tę akcję czy załamanie nerwowe, jak się dzisiaj mówi, tego Amerykanina. Jeśli tak dalej pójdzie, a tak niektórzy komentatorzy już mówią, to talibowie podobno mają tych odwetów dokonywać więcej. To jest możliwe?

R.K.: To trudno powiedzieć, czy to jest odwet, ale to jest codzienność Afganistanu. Na tym polega problem, że to jest codzienność Afganistanu. W Afganistanie ginie co roku nieokreślona liczba osób, straty są od 2007 roku z każdym rokiem coraz większe po każdej ze stron konfliktu. Mam tu na myśli zarówno ludność cywilną niewinną, jak i żołnierzy koalicji i samych talibów, którzy są przecież nie przybyszami z innej planety, tylko mieszkańcami Afganistanu. Tak więc również dotyczy to, jeżeli chodzi o ten (...) stratę, siły rządowe wierne prezydentowi Karzaiowi. Tak więc w obliczu tej sytuacji wydaje się, że kontynuacja operacji ISAF, kontynuacja operacji Sojuszu Północnoatlantyckiego w takiej postaci na pewno nie ma sensu.

P.Sz.: No a ta sytuacja, w której żołnierz Stanów Zjednoczonych zabił 16 osób, dziewięcioro dzieci, ciała niektórych ofiar podpalił, to jest incydent, który z pewnością nie pomógł, tylko zaszkodził. Dzisiaj wiemy już, że być może temu żołnierzowi będzie groziła kara śmierci, a wręcz grozi mu kara śmierci, być może będzie wymierzona. Z tego wszystkiego, panie profesorze,  wynika, że cała ta misja to klęska.

R.K.: No, tak trochę niestety jest, ale to przede wszystkim dlatego, że ona stanowczo zbyt długo trwa. Ten incydent on nie jest przypadkiem, tego typu sytuacji zresztą było wiele w przeszłości, myśmy je zwyczajnie ignorowali, ale takich rzeczy będzie coraz więcej, jak chociażby to, co zobaczyliśmy w YouTube 12 stycznia bieżącego roku, kiedy amerykańscy żołnierze, dzielni marines oddawali mocz na skrwawione ciała zabitych talibów. To działa na wyobraźnię. I inne rzeczy. Po prostu konflikt, który ciągnie się zbyt długo, ulega deterioracji, a powtarzam tu, trawestując troszeczkę lorda Actona i Churchilla w odniesieniu troszkę do innej sytuacji, oni mówili, że władza korumpuje, władza absolutna korumpuje czy deprawuje absolutnie. Konflikt w ogóle deprawuje, a konflikt, który jest długotrwały, deprawuje absolutnie. I tak się dzieje, zaczyna się brak szacunku dla prawa wojennego, zaczyna się (...)

P.Sz.: Została spalona księga Koranu przez...

R.K.: No tak, cały szereg rzeczy.

P.Sz.: ...żołnierzy.

R.K.: Tak więc stanowczo zbyt długo trwa. Albo należało osiągnąć, jeżeli to było możliwe, sukces, zwycięstwo, tak jak ono było definiowane na samym początku, w ciągu pierwszych 2–3 lat konfliktu, a jeżeli nie, to należałoby zmienić zarówno strategię polityczną, jak i strategię wojskową, czego nie uczyniono, ponieważ uważano, że jeżeli ma się tak gigantyczną przewagę w sprzęcie technologiczną i militarną, to oczywiście będzie tak jak my chcemy, a w tego typu konfliktach nie jest tak jak my chcemy, dlatego że liczy się kontekst, którego do końca nie rozumiemy i nad którym nie jesteśmy w stanie zapanować.

P.Sz.: Zachodnia prasa pisząc o spotkaniu Davida Camerona i Baracka Obamy, pisze głównie o tym, że być może będą panowie rozmawiać o przyspieszeniu wycofania swoich wojsk z Afganistanu. Jest to możliwe, żeby przyspieszyć, żeby to było wcześniej niż 2014 rok?

R.K.: Na pewno nie całkowitego wycofania. Owszem, może ulec rzeczywiście zmianie ta strategia pobytu wojsk zachodnich w Afganistanie, tutaj mam na myśli to, co i tak na pewno miałoby miejsce po roku 2014, to znaczy Amerykanie w kilku bazach zostaliby zapewne w Afganistanie nie tyle po to, żeby narzucać Afgańczykom rządy, system, ile żeby pilnować, żeby w Afganistanie nie zrodził się ruch terrorystyczny. I to ja rozumiem (...)

P.Sz.: No dobrze, ale jeżeli będzie już po tym wszystkim, to co będzie w Afganistanie, jak ten kraj zostanie... no, w jakim stanie zostanie opuszczony?

R.K.: To jest najbardziej niepokojące pytanie i problem, przed którym stoimy. Ja mam wrażenie, że rzeczywiście co należało zrobić bardzo, bardzo dawno temu, o czym pisałem zresztą od wielu, wielu lat, kiedy ten konflikt zaczynał, że tak powiem, ulegać takiej degeneracji, to było łatwo dostrzegane, ale niestety władze państw sojuszniczych nie chciały, że tak powiem, spojrzeć prawdzie w oczy, mimo że czasem pisano o tej trudnej sytuacji. Ja myślę, że tak, że jeżeli Zachód zrezygnuje z narzucania Afganistanowi władzy, to w ciągu roku pewnie będą jakieś... jakiś taki rodzaj wojny domowej, w wyniku której ustali się jakiś rodzaj władzy czy podział władzy, ale też miejmy nadzieję, że możliwe jest i to w dalszym ciągu, tylko to należało uruchomić znacznie szybciej, że mogą się porozumieć w jakiejś mierze talibowie z reżimem... z  rządem Karzaia i, że tak powiem, jakieś status quo może zostać dzięki temu ustalone.

P.Sz.: To się dopiero okaże, co będzie, dzisiaj kolejny incydent. Prof. Roman Kuźniar był moim gościem. Dziękuję za rozmowę, za komentarz.

R.K.: Dziękuję również.

(J.M.)