Roman Czejarek: Poseł Bolesław Piecha w naszym studiu, Prawo i Sprawiedliwość. Dzień dobry, panie ministrze.
Bolesław Piecha: Dzień dobry.
Przemysław Szubartowicz: Witam państwa, dzień dobry, panie pośle. Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz złożył wniosek do premiera Tuska o odwołanie prezesa NFZ Jacka Paszkiewicza i skoro – z nieoficjalnych informacji tak wynika, że chodzi m.in. o zamieszanie z umowami uprawniającymi do wypisywania recept na leki refundowane, a ta sprawa przecież nie jest świeża, to dlaczego teraz taki wniosek według pana minister składa?
B.P.: Naszły mnie dzisiaj takie myśli głównie przysłowiami, po pierwsze „Cygan zawinił, kowala powiesili”, czy „kowal zawinił, Cygana powiesili”...
P.Sz.: To kozioł ofiarny?
B.P.: Boję się, że to kozioł ofiarny, bo skoro nie idzie wdrożyć w normalny sposób ani ustawy refundacyjnej, ani ustawy o działalności leczniczej, przypomnę, że kolosalne zamieszanie pieczątkowe trwa już przez pół roku, druga sprawa – zbliża się przecież sprawa ze słynnymi ubezpieczeniami dobrowolnymi czy przymusowymi szpitali o odszkodowanie i konieczność podpisania umów, bo prezes nie podpisze umowy, skoro nie zostanie wypełniony ten warunek ubezpieczenia...
P.Sz.: No tak, ale minister zdrowia...
B.P.: ...w związku z tym oczywiście znaleziono kozła ofiarnego, tyle tylko, że ten kozioł ofiarny jest taki trochę trefny, bo on zasługiwał na odwołanie już dawno, dawno temu.
P.Sz.: Panie pośle, dobrze, to do trefnego kozła za chwilę przejdziemy, ale to zapytam może tak: skoro minister Arłukowicz do tej pory tłumaczył, że to są przejściowe problemy, że tak naprawdę przy wdrażaniu takich ustaw może się to zdarzyć, no to pytanie jest: czy ta decyzja może cokolwiek zmienić, jeśli premier ją zaakceptuje, bo nie wiadomo, czy to zrobi?
B.P.: Sądzę, że przede wszystkim troszeczkę zmieni atmosferę, bo ona też jest ważna. Przede wszystkim obliczona jest na to, żeby uspokoić nastroje wśród lekarzy. Wszem wiemy, że narasta kolejny protest pieczątkowy i od 1 lipca znowu możemy być pozbawieni normalnie refundacji leków na receptach (...)
P.Sz.: Ale NFZ mógłby to zmienić?
B.P.: Nowy prezes będzie bardziej spolegliwy. Pan prezes Paszkiewicz przez te lata zhardział nam wyjątkowo i nie słuchał żadnych polityków, co zresztą było dziwne, bo np. nie przychodził na komisję zdrowia, lekceważył wszystko, co jest możliwe, był już wszechwiedzący. Niestety ponosi za to właściwe konsekwencje, bo wiele jego decyzji zamiast łagodzić trudności, które w polskiej służbie występują, niestety je wzmagały.
P.Sz.: Panie pośle, skoro to trefny kozioł, to pytanie, czy takie jego decyzje, jak wprowadzenie nowego systemu rozliczeń szpitali z Funduszem albo np. zmiana zasad finansowania ambulatoryjnej opieki specjalistycznej to są sprawy, które można mu zapisać jako jego sukcesy, jako coś... jeśli chodzi o to, czy go zapamiętamy za to chociaż dobrze?
B.P.: Korzystał doskonale ze ściągi. Ja muszę powiedzieć, że to akurat prezes Sośnierz przygotował tak zwane jednorodne grupy pacjenckie i zaczął wdrażać i prezes Sośnierz za naszych rządów sporządził określoną procedurę kontraktowania skonsolidowanych konglomeratów takich porad ambulatoryjnych.Wdrożył, to chwała Bogu, ale ściągę miał, więc nic kreatywnego specjalnie pan prezes Paszkiewicz nie wymyślił, taka jest też prawda.
P.Sz.: No tak, ale nie był też prezesem od wczoraj NFZ-u. Myśli pan, że premier się przychyli do wniosku Bartosza Arłukowicza?
B.P.: Myślę, że nie ma wyboru, jeżeli się nie przychyli, no to postawi pana Bartosza Arłukowicza, którego nie tak dawno bronił w sejmie przed wotum nieufności, w bardzo niezręcznej sytuacji, postawi po prostu go do kąta, że on tutaj został wynajęty nie wiadomo po co i niech się nie czepia przynajmniej pieniędzy w Narodowym Funduszu Zdrowia, bo to ja, premier, z panem Paszkiewiczem rządzę. Więc ja sądzę, że sprawa prezesa Paszkiewicza jest absolutnie przesądzona, aczkolwiek spóźniona o jakieś dwa, może trzy lata.
P.Sz.: Spóźniona o 2-3 lata. A to rzeczywiście jest tak, że to wszystko wina prezesa Paszkiewicza, jeśli chodzi o sprawę z ustawą refundacyjną, o pieczątki, o to, że był ostatnio problem znowu z lekami onkologicznymi?
B.P.: Wszystko to wina oczywiście świetle nam panującego rządu, a zwłaszcza pierwszej kadencji tego rządu pod kierunkiem (Ministerstwo wtedy było, przypomnę, bo może mało kto pamięta) pani marszałek dzisiaj Ewy Kopacz. Wtedy to Platforma w pocie czoła naprodukowała wiele bubli prawnych, których realizacja jest trudna. Pan prezes Paszkiewicz w majstrowaniu w tych ustawach aktywnie uczestniczył, bo bez jego opinii żaden przepis nie mógł być ani zaaprobowany, ani wdrożony. Taka była i taka jest rola Narodowego Funduszu Zdrowia, tak mi nikt nie powie, że pan premier Donald Tusk nie liczy się ze słowami swojego ministra finansów, który, no, trzyma kasę, to samo było w Ministerstwie Zdrowia.
P.Sz.: No tak, ale rządzący mówią, że tak naprawdę przy wdrażaniu takich ustaw i jeśli chodzi o zmianę prawa, to wszystkie kwestie związane z niepowodzeniami można zwalić na karb tego, że musi tak być, no bo trzeba dotrzeć te ustawy. Więc może to nie jest tak, że świadoma decyzja polityczna za tym stała, żeby akurat zrobić źle.
B.P.: Panie redaktorze, no oczywiście, że nie stała świadoma decyzja polityczna, tylko rzadka nieumiejętność. Ja nawet nie podejrzewam, żeby pani Ewa Kopacz mogła z premedytacją szkodzić temu systemowi. Tak wyszło. Jak wyszło, każdy widzi, no, wyszło źle. Natomiast absolutnie przykładali do tego rękę ci, którzy formułowali te wnioski w formie ustawy w czasie prac. Prezes Paszkiewicz był jednym z nich i to – tak jak powiedziałem – nie pierwsza afera z jego udziałem, dwa czy trzy lata temu stał w okolicach premiera i kajał się z powodu jakiegoś zamieszania z leczeniem onkologicznym. Włos mu z głowy nie spadł. Dzisiaj widocznie przebrała się miarka i w związku z tym, żeby bronić wizerunku politycznego, że oto wspaniałe ustawy i czarny Piotruś pan Paszkiewicz nie umie tego wprowadzić w właściwy sposób, no to trzeba go się pozbyć. To przysłowie, że skończę, „baba z wozu, a koniom lżej” akurat się nie sprawdzi, bo zrzucenie Paszkiewicza niczego w polskiej służbie zdrowia nie naprawi, ponieważ zmiany są zdecydowanie konieczne bardziej poważne. Myślę, że podobną zmianę, żeby było jeszcze lżej tym koniom, to musiałaby być również dymisja Arłukowicza.
P.Sz.: „Czarny Piotruś”, „trefny kozioł ofiarny”, no, panie pośle, to są takie określenia bardzo mocne. Czy ma pan jakiegoś kandydata na miejsce pana Paszkiewicza? Kto mógłby pełnić tę funkcję według pana?
B.P.: Ja wiem, że w kuluarach mówi się o prezesie Nikt, to znaczy nie ma żadnych typów, co aż dziwne, bo to jednak posłowie...
P.Sz.: Prezes Nikt?
B.P.: ...posłowie jednak tam zawsze typują i mają jakieś propozycje. Ja tylko wnioskuję z tego, że taka sama sytuacja jest w Ministerstwie Zdrowia, że co rusz jakiś wiceminister składa dymisję i nagle ni stąd, ni zowąd pojawia się ktoś nowy. Mało tego, nieznany, czyli no name, nieznany na scenie politycznej i nieznany w zarządzaniu...
P.Sz.: A pan ma jakiegoś kandydata własnego? Pan by coś podpowiedział może ministrowi?
B.P.: Mam, ale nie podpowiem publicznie, to przede wszystkim...
P.Sz.: Dlaczego?
B.P.: Wie pan, jest taka zasada stara: spalić można każdego, nawet najlepszego kandydata. To by musiał być kandydat absolutnie niezależny, absolutnie apolityczny, który umie akcentować swoje zdanie, ale umie też współpracować. Pan prezes Paszkiewicz nie spełniał żadnych z tych przeze mnie wymienionych warunków.
P.Sz.: Panie pośle, ostatnia sprawa, bardzo krótko, bo jeszcze Rada NFZ-u musi wydać opinię w sprawie odwołania pana Paszkiewicza. Według pana kiedy się może tym zająć?
B.P.: Z tego, co wiem, i tu są rzeczywiście kuluarowe przecieki, w poniedziałek się tym zajmie. Tym niemniej wyda opinię, natomiast i tak, i tak los pana prezesa w rękach pana premiera Tuska.
P.Sz.: Bolesław Piecha, bardzo dziękuję za rozmowę.
B.P.: Dziękuję.
(J.M.)