Polskie Radio

Rozmowa z Jerzym Englem

Ostatnia aktualizacja: 04.06.2012 08:15

Roman Czejarek: W naszym studiu Jerzy Engel, znakomity trener. Dzień dobry, witamy.

Jerzy Engel: Witam państwa.

Krzysztof Grzesiowski: Dzień dobry, panie trenerze. Pan zwolennik teorii, że Polska wyjdzie z grupy.

J.E.: No oczywiście.

K.G.: Bez żadnych wątpliwości?

J.E.: Wątpliwości są zawsze.

K.G.: Jak to w sporcie bywa?

J.E.: Jak to w sporcie, ale myślę, że jesteśmy w stanie to zrobić.

K.G.: Na swojej stronie internetowej napisał pan, że przed tak ważnym turniejem, jakim są finały mistrzostw Europy, szalenie ważne jest dobre przygotowanie mentalne zawodników.

J.E.: Zdecydowanie tak, to jest podstawa.

K.G.: To jest ważniejsze od przygotowania fizycznego nawet?

J.E.: Wszystko jest ważne, ale to, jak zawodnicy będą przygotowani mentalnie, psychicznie, jak będą wierzyli w to, że zwyciężą, jak będą mieli rzeczywiście tę wiarę, która pozwoli im znaleźć tego dwunastego zawodnika w zespole, która powiąże ich taką nicią magnetyczną niewidzialną, ale oni będą to odczuwać, to to wszystko spowoduje, że będzie nowa jakość w zespole, że to jest coś, co dodaje takiego ducha zespołowego, to pokazuje, że ten zespół będzie miał duszę, a więc ta psychiczna więź i siła mentalna pozwoli im znaleźć nową jakość w tym turnieju. I mam nadzieję, że będzie to od pierwszego meczu.

K.G.: Z pana doświadczenia, jak się gra taki turniej? Jak się rozkłada siły? Jak się podchodzi do spotkań? Tu nie ma słabych.

J.E.: Tak, w sytuacji Polski o rozkładaniu sił tutaj niewiele można mówić, tutaj każdy mecz trzeba grać na maksimum tego, co się ma. Rozkładać siły mogą te zespoły, które mogą zdecydowanie nadrobić techniką, przygotowaniem fantastycznym, zawodnikami, którzy są wysokiej klasy i nie tylko w tej jedenastce, ale ci, którzy mogą wejść również jako piłkarze z ławki rezerwowych. Natomiast w naszym przypadku każdy mecz gra się na sto procent i dlatego trzeba być świetnie przygotowanym, szczególnie do pierwszego meczu.

K.G.: Czyli co, każdy mecz jest o wszystko w dużym skrócie?

J.E.: Może nie każdy mecz jest o wszystko, właściwie gra się pierwszy mecz. I dam tutaj przykład naszej reprezentacji  U17, która dojechała do trzeciego miejsca w Europie w tym roku. Oni wygrali pierwszy mecz w grupie właśnie z Belgami i to pozwoliło wyjść z grupy i później dojść do trzeciego miejsca. Podobnie jest w każdym turnieju.

K.G.: Wrócę do pana doświadczenia. Zatem wyobraźmy sobie sytuację, że – odpukać oczywiście – pierwszy mecz przegrywamy. Co się dzieje w drużynie?

J.E.: To jest bardzo trudne. To jest bardzo trudne, bo wtedy łamie się w zespole wiara w to, że możemy wspólnie coś zrobić. Oczywiście są takie zespoły, jak Hiszpania, która przegrała swój pierwszy mecz na mistrzostwach świata, a potem wygrała wszystkie do końca, no ale my Hiszpanią nie jesteśmy. W związku z tym to jest taki brak zaufania nagle do wszystkiego, co się robiło, do tego, że przyjechaliśmy na te mistrzostwa źle przygotowani może, a może taktyka była zła, a może koledzy zawiedli. I nagle zaczynają się wątpliwości. A jeśli rodzą się w głowach zawodnika wątpliwości, wtedy ta wiara zaczyna powoli opadać i jest coraz trudniej.

K.G.: Czyli utrata wiary jest konsekwencją szukania winnego porażki, tak?

J.E.: Zwykle tak jest, bo nikt nie chce brać odpowiedzialności na siebie, raczej szuka tej odpowiedzialności gdzieś wokół.

K.G.: My cały czas mówimy o zawodnikach. Cały czas... najczęściej mówimy o zawodnikach, ale korzystając z pana obecności, co w takiej sytuacji robi trener, mając świadomość porażki, no i jeszcze dwóch spotkań, które decydują o sukcesie lub o porażce, o klęsce.

J.E.: Właściwie jedynym liderem w zespole jest trener. Trener czuwa nad wszystkim, ma w swoim ręku wszystkie atuty i doskonale wie, co grało, co nie. Analizuje przez cały czas, spotyka się ze swoim sztabem. To wszystko właśnie polega na bardzo, bardzo dokładnej, wnikliwej analizie wszystkiego – począwszy od spraw czysto fizycznych, a więc analizy krwi i wszystkiego, co tam można zbadać, aż po właśnie czysto techniczne, indywidualne sprawy, które zadecydowały o tym, że zespół przegrał. Jak wiemy, analityków Niemcy na przykład mają trzydziestu ośmiu w zespole. I trener Joachim Loew otrzymuje natychmiast całą bazę danych, co dzieje się w zespole. U nas tych analityków jest troszkę mniej, bo jesteśmy federacją, która nie inwestuje aż tak bardzo w ten zespół, który jest poza zespołem, bo są dwa zespoły – jeden, który gra na boisku, a drugi, który ten zespół przygotowuje i wspomaga. A więc sądzę, że to wszystko, co trener otrzymuje, pełną bazę danych, z tego dopiero wyciąga wnioski na kolejne mecze.

K.G.: A czy obserwując przygotowanie polskiej reprezentacji do Euro 2012, obserwując to, co robi trener Franciszek Smuda, obserwując zawodników, którzy byli brani pod uwagę i wreszcie tę grupę wyselekcjonowaną, ma pan wrażenie, że wszystko, co mogło być zrobione, zrobione zostało?

J.E.: Nasze wrażenie tu nie bardzo się liczy, bo każdy ma inne...

K.G.: Pana – trenera, zawodowca, fachowca.

J.E.: Każdy z nas robiłby to inaczej, więc nie ma co tutaj gdybać i opowiadać o własnych wrażeniach. Natomiast trzeba zaufać Franciszkowi Smudzie. Ten człowiek dostał dwa lata czasu na to, ażeby przygotować dobrze i wyselekcjonować sobie taki zespół, z jakim będzie chciał osiągnąć taki wynik, na jaki wszyscy czekamy. Ja wierzę, że to zrobił, mam nadzieję, że... zresztą nie tylko ja, ale również cały wydział szkolenia, mamy nadzieję, że Franciszek Smuda robiąc swój autorski program, bo to jest jego autorski program przygotowań, trafił i z formą, i z selekcją, bo to jest dla nas najważniejsze.

K.G.: Panie trenerze, mecz z Andorą ostatni rozpoczęliśmy w składzie: Szczęsny, Piszczek, Wasilewski, Perquis, Boenisch, Błaszczykowski, Murawski, Polański, Obraniak, Rybus, Lewandowski. Skład najlepszy z możliwych?

J.E.: No, skład taki, który musi być zgodny z filozofią trenera, bo ja nie mówię, że jest najlepszy, bo tak jak powiedziałem, każdy z nas (...)

K.G.: Trener Smuda mówi, że ten skład być może wyjdzie na boisko z Grekami, ale być może nie, być może coś się zmieni.

J.E.: Być może, no ale już to jest drugi mecz pod rząd tutaj w końcówce, gdzie wychodzimy tym samym składem i sądzę, że to będzie ta jedenastka, która będzie nas reprezentować w pierwszym meczu na Euro. Dlatego my, selekcjonerzy, określamy to jako skład zgodny z filozofią gry selekcjonera. I w tym składzie jest kilka gwiazd i to trzeba już sobie jasno powiedzieć, że mamy kilku zawodników, którzy wykreowali się na gwiazdy nie tylko tutaj polskiej wielkości, ale międzynarodowej klasy już przed turniejem, czasami jest tak, że w trakcie turnieju, w trakcie meczów eliminacyjnych, których nie było, kreują się powoli gwiazdy. Tymczasem my już mamy gwiazdy powiedziałbym takie, za którymi ogląda się pół roku, no bo Wojtek Szczęsny w bramce, Kuba Błaszczykowski, Łukasz Piszczek czy Robert Lewandowski, czy nawet Ludovic Obraniak i paru innych to są piłkarze, którzy mogliby grać w każdym zespole europejskim.

K.G.: Ciekawą rzecz powiedział, ciekawe zdanie powiedział Maciej Rybus, że na wielkich turniejach rodzą się nowi bohaterowie. Być może miał siebie na myśli. Ale to chyba dobrze, jeśli ktoś tak przed tak dużą imprezą myśli właśnie tak o sobie

J.E.: Ja jestem całym sercem z Maćkiem Rybusem z tego względu, że widziałem, jak ten zawodnik dojrzewa na naszych oczach, w reprezentacjach młodzieżowych grał super, później w Legii znakomity sezon, teraz gra daleko od Polski, więc trudno go oglądać na bieżąco, ale to, co pokazał w dwóch ostatnich meczach napawa bardzo dużym optymizmem, że będziemy mieli wielkie wsparcie z lewej strony, bo myśmy zawsze tak patrzyli na tę prawą stronę, prawda? Bo to jest ten Dortmund, gdzie ta trójka bardzo ładnie z sobą współpracuje, razem grają w Dortmundzie, natomiast lewa strona tak nam jakoś kulawa. W tej chwili Rybus niejako wzmocnił lewą stronę i te akcenty ofensywne rozkładają nam się po równo.

K.G.: Malkontenci powiedzą: o, Andora przyjechała, cztery bramki straciła. No ale przypomnijmy, że swego czasu Hiszpania przećwiczyła się na nas, strzelając nam sześć goli, a potem została mistrzem świata. Więc być może to jest jakaś metoda, żeby poprawić sobie psychikę, zagrać z kimś słabszym, przećwiczyć warianty, to chyba normalna rzecz.

J.E.: Panie redaktorze,  tak, każdy dobiera sobie takich przeciwników, taki worek treningowy, na jakim najlepiej przygotuje się do imprezy. Jak widać, Hiszpanie przygotowywali się super do imprezy, bo wygrali mistrzostwo świata, czyli wiedzieli, co robią, grając wtedy z Polską. Teraz my też mam nadzieję wiemy, co robimy i zagraliśmy z Andorą. Troszkę żal było  tej Andory, bo oni rzeczywiście za połowę boiska nie bardzo mogli wyjść, ale z drugiej strony nasi piłkarze musieli któregoś dnia poćwiczyć atak pozycyjny. Zawsze gramy z kontry, nam to pasuje i będziemy grać pewnie z kontry, chcemy przeciwnika złapać na kontrę. W tym meczu też były dwie fantastyczne kontry – raz Lewandowski z Błaszczykowskim wyszli na czysto, szkoda, że nie zakończyli tego bramką. I to jest nasz, powiedziałbym, znak firmowy, znakomity znak firmowy, ale trzeba było poćwiczyć ten atak pozycyjny, bo w tym Polska nigdy nie była zbyt mocna. Dlatego myślę, że właśnie, że taki przeciwnik, miało być miło, miało być fajnie, miało być przyjemnie. I było, bo były bramki, a jednak bramka urody...

K.G.: Europejskiej.

J.E.: ...europejskiej, to, co pokazał Lewandowski, pokazał tylko swoje... namiastkę swoich możliwości.

K.G.: Chociaż są i tacy, którzy twierdzą, że podczas meczu z Grecją, Rosją czy z Czechami do takiej akcji by nie doszło. Czesi, Grecy czy Rosjanie nie dopuściliby do tego.

J.E.: Ale  wie pan, to nigdy nie wiadomo, bo tam też padają piękne bramki.

K.G.: No więc właśnie.

J.E.: Tak że spokojnie.

K.G.: Koszmar każdego trenera – kontuzja gwiazd podczas takiego turnieju. Co z tym fantem się robi?

J.E.: No, cieszę się, że pan poruszył ten temat, bo nas nigdy kontuzje nie omijały, naszej reprezentacji. Jak widzimy inne drużyny i słyszymy, co chwila ktoś odpada, wczoraj słyszeliśmy o Anglikach, wcześniej o Czechach i tak dalej. A więc trzeba trzymać mocno kciuki za to, żeby ten zespół kontuzje ominęły i żeby grali w jednym składzie, bo to jest ważne, że jeśli się wygra na przykład pierwszy mecz i później nagle ubędzie z tego zespołu dwóch, trzech graczy, to wszystko się nagle zmienia. Na razie jest dobrze, na razie tych kontuzji nie widać, widać, że ci kontuzjowani, czyli Boenisch i Perquis, doszli do siebie, grają na niezłym poziomie, a więc tylko trzymać kciuki, żeby nic się nie stało.

K.G.: Ile to będzie lat, panie trenerze? Czterdzieści? Od 72 roku? Tak, czterdzieści. Wtedy polska piłka zaistniała na świecie, złoty medal olimpijski w Monachium. Potem już było dobrze, potem znowu Monachium, Republika Federalna, potem Argentyna całkiem przyzwoite miejsce, potem Barcelona, a potem długo, długo nic.

J.E.: No dobrze, ale potem rzeczywiście była to transformacja ekonomiczna, ekonomiczno-polityczna w Polsce, nie było łatwo odbudować futbol. Jak pan spojrzy, ile poginęło boisk w Polsce, ilu trenerów odeszło, ilu zawodników odeszło, a więc to było ciężko. Odbudowane to zostało, od 2002 roku w miarę regularnie jesteśmy na dużych imprezach, a więc wróciliśmy na salony piłkarskie, no bo była Korea, no bo były Niemcy, no bo była Austria i teraz jest Polska. A więc można powiedzieć, że powoli, powoli odbudowujemy siłę polskiego piłkarstwa. A to, że nasi młodzi piłkarze zdobyli brązowy medal na mistrzostwach Europy w maju tego roku, to tylko potwierdza fakt, że polska piłka nożna mocno staje na nogi.

K.G.: Swoją drogą może się usprawiedliwię na koniec – nie mamy co narzekać, biorąc pod uwagę, że np. Węgrzy swój ostatni sukces odnieśli w 1954 roku. To co my mamy powiedzieć?

J.E.: No ale ja bym się do Węgrów nie porównywał, bo jesteśmy krajem piłkarskim i sądzę, że przede wszystkim ta inwestycja olbrzymia, jaką zrobiliśmy, ten skok infrastrukturalny w infrastrukturę oraz w inwestycję szkoleniową, w budowę właśnie jak największej liczby miejsc, gdzie trenerzy mogą się edukować, i to dobrze edukować, a więc to wszystko zrobi skok jakościowy. I myślę, że następne generacje piłkarskie, te młode będą coraz lepsze.

K.G.: Panie trenerze, pięknie dziękujemy.

J.E.: A mogę jeszcze słówko?

K.G.: Zawsze.

J.E.: A, dobrze, to zareklamuję siebie i książkę, ponieważ wyszła książka Pierwsze polskie Euro, która jest już we wszystkich empikach i we wszystkich księgarniach, i myślę, że warto tam zobaczyć, jak wygląda Euro. Bo my tak ciągle narzekamy albo coś, jakiejś dziury w całym szukamy i tak dalej. Popatrzmy, jak wygląda Euro w Szwajcarii i Austrii od właśnie tej strony czysto technicznej, od sprawy szkoleniowych, organizacyjnych, przez czysto towarzyskie.

K.G.: Jerzy Engel dziś w naszym studiu i także jutro, jak pan wie, panie trenerze, pan Jerzy Engel będzie oceniał szanse poszczególnych drużyn w poszczególnych grupach, dziś była grupa A ta z Polską, jutro grupa B z Niemcami. Dziękujemy za spotkanie.

J.E.: Dziękuję również.

(J.M.)