Polskie Radio

Rozmowa z Władysławem Serafinem

Ostatnia aktualizacja: 23.07.2012 16:30

Paweł Wojewódka: Moim i państwa gościem jest pan Władysław Serafin, prezes Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych. Witam pana.

Władysław Serafin: Dzień dobry, witam państwa.

P.W.:  Panie prezesie, wie pan, że ta rozmowa nasza jest nagrywana? Ona jest nagrywana.

W.S.: Od wielu lat wiem, wszystkie rejestrowane są programy radiowe i telewizyjne dla archiwizacji.

P.W.:  Dobrze, a wobec tego kto chciał zarchiwizować tak naprawdę, niech pan zdradzi, kto chciał zarchiwizować waszą rozmowę?

W.S.: Myślę, że to, co się stało, jest takim wielkim zdarzeniem dla mnie nie do ogarnięcia i chcę o tym najpierw porozmawiać z prokuraturą, bo (...)

P.W.:  Ale kto nacisnął ten czerwony przycisk?

W.S.: Nie znam tych urządzeń, nie widziałem tych urządzeń, zatem mam tylko wiedzę na ten temat, w związku z tym chcę te wyjaśnienia złożyć organom ścigania, bo one są władne dotrzeć do wszystkich źródeł, ustalić wszelkie fakty z tym związane i być może przyczyny, motywy, bo czasami może być zaskakujące...

P.W.:  A pana domniemanie, jakie mogą być motywy realizacji takiego nagrania, a potem upublicznienia tego nagrania?

W.S.: Nie odpowiem na te pytania, bo jeszcze raz mówię – pan mnie obchodzi tak jak taśmę naokoło, zatem poczekajmy do rozstrzygnięcia przez prokuraturę. Myślę, że organ państwowy ma prawo ujawnić, jeżeli uzna za stosowne, wszystkie moje zeznania.

P.W.:  Ale wywołała ta sprawa ogromną burzę w PSL-u, nie tylko w PSL-u, i w polskich rządzie. Minister Marek Sawicki przez tak zwane taśmy PSL-u pożegnał się ze stanowiskiem.

W.S.: Uważam, że nie ma taśm PSL, to jest właśnie ta hucpa, którą zbudowano...

P.W.:  Powiedziałem tak zwane, panie prezesie, powiedziałem tak zwane.

W.S.: Tak zwane. Więc wolałbym, żeby tak zwane Serafina, to już wezmę na siebie całą winę, zwolnijmy to z PSL-u, bo Władek Łukasik jest bezpartyjny, ja jestem prezesem kółek, więc nasza rozmowa nie była partyjna, ani on nie kandyduje, ani ja nie kandyduję do władz PSL-u, które by były tak zwane zagrożone. Zatem robienie z nas czy ze mnie... Jak ja słyszę wszystko, co się w mediach dzieje, tyle jest wersji, spekulacji, ile ekspertów, polityków, fachowców, psychologów, a tak naprawdę ja jeden jedyny wiem wszystko, bo nikt za mną nie stał, nikt mi nie kazał, nikt mi nie robił wstrętu, nikt ze mną nie planował. Ja też nic nie planowałem. To jest zdarzenie, które rozstrzygnie prokurator, czy doszło do przestępstwa i narażenia interesu publicznego i prywatnego. Ja chcę to...

P.W.:  Pan dzisiaj złożył do prokuratury doniesienie o popełnieniu przestępstwa.

W.S.: No tak, bo jeżeli już... Wie pan, jeżeli na rynku medialnym w poważnej Gazecie Wyborczej piszą kłamcy, informatorzy kłamcy, jeżeli tak poważne gazety nie cytują nazwisk, to trzeba zmienić prawo prasowe, bo w ten sposób każdy dziennikarz może zniszczyć polityka, mówiąc „jak dowiedziałem się od źródła”. Źródło musi być chronione prawem. Jeżeli to ma związek przestępczy, jeżeli ktoś opowiada, że ja sprzedawałem, to jest chyba idiotą, żebym ja sprzedawał taśmy ze swoim wizerunkiem. Ja bym ją zmontował, oddałbym do fachowców, nie wiem, do pana bym przyniósł, do telewizji gdziekolwiek, wynajął studio, coś takiego, a nie ja bym rozpowszechniał wizerunek swój, na którym cierpię przeogromnie i mam świadomość powagi i porażki, w jakiej się znalazłem. Zatem ktoś to montował kilka miesięcy, sprzedawał poszczególnym redakcjom. Wiem, że za niską stawkę. Ja wiem od informatorów, że Gazeta Wyborcza dawała 20 tysięcy, on nie sprzedał. Przebiła go trzydzieści... Puls Biznesu to sprzedał. Jakiś tygodnik dawał pięć...

P.W.:  Czyli pan wie, kto to sprzedał.

W.S.: Nie, ja to wiem od informatorów, bo ludziom też mnie jest szkoda co się ze mną dzieje...

P.W.:  A informatorzy skąd mają takie informacje?

W.S.: Od informatorów. No, przekażę to prokuraturze.

P.W.:  Czyli co, jedna pani drugiej pani, tak?

W.S.: No ale to wy też tak pracujecie, no przecież Wyborcza tak pisze, Rzeczpospolita tak pisze, że jak powiedział zacny obywatel z Platformy, poseł...

P.W.:  Ale dlatego zaprosiliśmy pana...

W.S.: Nie, ale ja dokończę...

P.W.:  ...do studia Polskiego Radia, do Jedynki, żeby spróbować wyjaśnić te sprawy w sposób jak najbardziej kompetentny.

W.S.: Że ja nie kandyduję, bo jestem agentem. Tu już takie jaja, że mózg się lasuje, bo ja jestem radnym sejmiku śląskiego, we wszystkich wyborach mam większe wyniki, mandatu nie zdobywam, ale przynoszę PSL-owi zaszczytne tysiące głosów i jestem... po to pracuję, ja nie muszę być posłem, ja mam przynieść głosy, a dzięki temu lista PSL-u ma próg i ma wpływ na to, co się w państwie dzieje.

P.W.:  Ale nie ma pan sobie nic do zarzucenia? Nawet taka prywatne rozmowa...

W.S.: Mam, mam...

P.W.:  ...polityków. No, pan unika określenia polityk, ale jest pan politykiem, sam pan powiedział, że jest radnym...

W.S.: Nie, jestem zajęty... jestem zajęty...

P.W.: ...że jest pan radnym, wobec tego czy taka rozmowa...

W.S.: ...pracą związkową.

P.W.:  ...pomiędzy dwoma osobami, które znają kulisy różnych wydarzeń, jest na miejscu, czy nie jest na miejscu?

W.S.: Trzeba przeczytać artykuł Jacka Soski dzisiaj we Wprost. On twierdzi, że wszyscy o tym wiedzieli w kraju, nie tylko w PSL-u. Raport NIK-u o tym mówi. Więc czemu wszyscy dzisiaj udają głąba i politycy opozycji? Kto zabraniał Palikotowi, kto zabraniał pisowcom czy lewicowcom skorzystać z tej wiedzy w tamtym roku, w tym roku na początku, złożyć doniesienia, zażądać list, wyjaśnień, jak się te rady układają? Wszyscy gnietli ten temat, gnietli i czekali na 16 lipca, prawda? I nagle jakaś sensacja. Jaka sensacja? Jak wszyscy żeście politycy od lewa do prawa i dziennikarze wiedzieli, bo taśma była sprzedawana na rynku i przesłuchiwana. Zatem wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za to, co się stało na czele ze mną, ale nie róbcie ze mnie idioty jednego winnego, tylko wszyscy. A czemu dzisiaj kontrola PiS-u idzie do Elewarru, a nie poszła trzy miesiące temu, jak taśmy przesłuchali chłopcy, posłowie? A czemu gazeciarze, którzy kupowali...

P.W.:  A skąd pan ma taką informację, że posłowie przesłuchali taśmy?

W.S.: No bo oni sami gadają w mediach różne bzdury, że słyszeli, ktoś im mówił, gdzieś przesłuchiwano. Ja już nie wiem, kto gdzie mnie... Mnie ten szum informacyjny już miesza w głowie, w pewnym sensie mam szum informacyjny, ale poukładając to, niech ktoś przejrzy tę całą analogię wypowiedzi parlamentarzystów, polityków, dziennikarzy, to się okaże, że od marca wszyscy wiedzieli o taśmach. Wszyscy wiedzieli, co tam jest. Nie mogli wtedy wkroczyć do Elewarru? Nie mogli przerwać tej procedury? Nie mogli pomóc Sawickiemu rozwiązać  problemu? Tylko czekali, aż gazeta wydrukuje, prawda? A przed wydrukowaniem Gazeta Wyborcza dostała pełną taśmę, prawda? I jakoś dzielą się koledzy, że to jest zorganizowany zamach na Polskie Stronnictwo Ludowe. Z pięknym wizerunkiem uważanego za przyjaciela Pawlaka Władka Serafina, żeby tak przy okazji zniszczyć Serafina, zniszczyć Pawlaka, koalicję zawalić i ręce zacierają niektórzy, cieszą...

P.W.:  Panie prezesie, ja muszę to pytanie zadać...

W.S.: Oczywiście jest to mój wielki błąd.

P.W.:  Winni dziennikarze, że dziennikarze się sprawą zaczęli interesować?

W.S.: Nie, wy mówicie... Czemu pan takie puenty wyciąga fałszywe? Ja nie mówię, że dziennikarze. Jeżeli mnie ktoś każe donieść, to czemu sam nie doniósł? Jest obywatelem, a to, że jest dziennikarzem, to jemu wszystko wolno? A co to znaczy wszystko wolno? Czyli wolno kraść dokumenty, rozpowszechniać? Trzeba też odpowiadać za kulturę i etykę dziennikarską. Politycy też.  I ja też. Ja naruszyłem etykę, ale ja nie zamierzałem tej etyki naruszyć, zostałem wkręcony w coś, do czego nie byłem przygotowany i co nie było moim zamiarem. Jeszcze raz oświadczam – nie byłem elementem żadnych rozgrywek wewnątrzpartyjnych i przestańcie parlamentarzyści snuć filozofie i pierdoł popychać, bo wszystkim dzisiaj wygodnie próbować robić karierę na tym potknięciu, które zaistniało na rynku politycznym.

P.W.:  Pan poseł Janusz Piechociński napisał na swoim blogu, że to trzeba wypalać rozgrzanym żelazem, jeżeli...

W.S.: No i niech pan poseł Piechociński się zastanowi. Najpierw wypaliłby sobie język i może i stopy po dłonie poparzył, dlatego że on jest posłem kilka kadencji. I niech nie rżnie głupa, że nie wiedział o tym. I on dzisiaj kandyduje, bo on chce oczyścić PSL. A kim on jest obok Pawlaka przez te lata, jak nie prawa ręka... lewa ręka Pawlaka? Tylko udaje wyniosłego. Niesie głowę do góry, niech patrzy pod nogi...

P.W.:  Panie prezesie...

W.S.: ...bo uważam, że tacy ludzie też szkodzą PSL-owi tak jak ja zaszkodziłem.

P.W.:  Panie prezesie, ale można dojść do wniosku z pana dzisiejszej wypowiedzi, że tak naprawdę o sytuacji w różnych agendach rządowych, różnych spółkach jednoosobowych Skarbu Państwa związanych z rolnictwem od wielu, wielu lat ta wiedza jest znana, że są tam nieprawidłowości, że zdarzają się różne rzeczy, które się zdarzać nie powinny, tak brzmi pana wypowiedź.

W.S.: Komisja Rolnictwa jest pluralistycznym politycznie organem. Ja przestałem chodzić na Komisję Rolnictwa, dlatego że tam się ciągle te same sprawy wałkuje, tam się nawzajem oskarżają. I wystarczy przejrzeć raporty, protokoły Komisji Rolnictwa, żeby wszcząć kilkanaście śledztw i procedur prokuratorskich. Zatem ja nie wiem, co w tej polityce tąpnęło, że jak się pojawi jakaś owieczka, to wszyscy by na nią... natychmiast za nią by gonili, prawda? A tych owieczek po sejmie rozbieganych nazywanych nieprawidłowościami aż jest gęsto. Zatem to nie wolno tak, że się parlament, politycy zajmują tylko wtedy, jak dziennikarz ujawni aferę. Ujawnia aferę, o której de facto od miesięcy, od lat wszyscy wiedzą. I nazywają to aferą.

P.W.:  Władysław Serafin, prezes Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych, był państwa i moim gościem.

W.S.: Dziękuję bardzo.

P.W.:  Jeszcze raz, panie prezesie, mówię, że byliśmy nagrywani.

W.S.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)