Zuzanna Dąbrowska: Dzień dobry, panie senatorze. Moim gościem jest Marek Borowski, były marszałek sejmu, senator niezależny. Co się zmieniło od czerwca do początku września, że tak wyraźnie trzeba było zmienić założenia budżetu, które rząd przedstawił wiosną?
Marek Borowski: Dzień dobry państwu. No, to jest wynik oceny sytuacji przede wszystkim na rynkach światowych, nie tylko europejskich, dlatego że właśnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy wyraźnie osłabło tempo wzrostu gospodarczego w Chinach. Kiedyś Chinami nikt się nie przejmował, to był kraj peryferyjny, słabo rozwinięty, a dzisiaj to jest potęga, wielki odbiorca towarów, decydujący w dużym stopniu o koniunkturze światowej. Również jeśli chodzi o Europę, to zamieszanie w strefie euro trwa w dalszym ciągu, chociaż tutaj w gruncie rzeczy więcej będziemy wiedzieli pod koniec września ze względu na dwa wydarzenia, które są tu bardzo istotne, mianowicie pierwsze to jest – czy Europejski Bank Centralny zdecyduje się na silniejszą interwencję na rynku, a to z kolei zależy od tego, czy 12 września, więc całkiem już niedługo, Trybunał Konstytucyjny w Niemczech pozytywnie czy negatywnie wypowie się o możliwości finansowania tych długów państw Południa z tak zwanej wspólnej kasy europejskiej, czyli z udziałem Niemiec, a tu chodzi oczywiście o Niemców. Jeżeli się wypowie pozytywnie i w efekcie Europejski Bank Centralny rozpocznie dość szeroką interwencję, której się należy spodziewać, to może to spowodować pewne odwrócenie tendencji na rynkach, to znaczy z pesymizmu jednak w pewien umiarkowany optymizm. A dzisiaj jest tak, że o tym, czy jest wzrost gospodarczy, czy nie, decydują nie tylko wysiłki uczonych, jakieś innowacje i tak dalej, ale decyduje też nastrój...
Nastrój agencji ratingowych przede wszystkim.
Nastrój inwestorów, czy oni chcą inwestować, czy też nie.
Przypomnijmy, że właśnie wczoraj agencja Moody’s obniżyła przewidywania co do rozwoju gospodarki Unii Europejskiej, przewidywania brzmią teraz krótko: są negatywne, więc to nie jest na pewno dobry znak. Ale czy to rzeczywiście jest tak, że te przyczyny zagraniczne, światowe, europejskie decydują o sytuacji w Polsce? Przede wszystkim myślę o spadku PKB tego realnego, mierzonego rok do roku.
No, nie tylko oczywiście, dlatego że generalnie o rozwoju w dłuższym okresie czasu decydują inwestycje. I teraz te inwestycje w Polsce to są inwestycje prywatnych przedsiębiorców i to są inwestycje publiczne, czyli dokonywane przez rząd i przez samorządy. W tym drugim przypadku, jeśli chodzi o rząd i samorządy, to jak wiadomo, korzystaliśmy... no, korzystamy w dalszym ciągu oczywiście z funduszy europejskich, ale jesteśmy w tej chwili pod koniec tego okresu korzystania z tej perspektywy budżetowej, czyli tych 7 lat budżetowych, w związku z tym te środki są mniejsze, sporo ich staraliśmy się wykorzystać przed Euro, przyspieszając rozwój oczywiście, w tej chwili jakby tego dopalacza nie ma...
No tak, ale przepraszam, nawet przed Euro i zaraz po Euro okazywało się, że ci wykonawcy, którzy mają z tych środków korzystać, tych środków, które finansowały, boom drogowy, budowlany, środków żadnych nie otrzymali, firmy bankrutują i cały sektor znajduje się w sytuacji bardzo nieciekawej.
Te firmy, które bankrutują, bankrutują z innych powodów, mianowicie z takich, że w wyścigu o uzyskanie zamówień przedstawiali nierealistyczne ceny, znaczy zbyt niskie po prostu. Potem, kiedy się okazało, że to jednak kosztuje drożej, usiłowali, że tak powiem, wymóc na budżecie przekazanie im dodatkowych środków, znaczy renegocjację kontraktu. Tego nie można było na masową skalę robić, dzisiaj się okazuje, że niektóre z nich po prostu nie były w stanie tego wytrzymać.
Ale wracając do tych czynników, to nie będziemy mieli takiej kwoty zasilnia z funduszy europejskich, jak mieliśmy to po pierwsze, i po drugie – jeśli chodzi o inwestorów prywatnych, którzy własne środki czy środki z kredytu inwestują, no to oni jednak cały czas oglądają się na sytuację dotyczącą zbytu potem tych towarów potem. Więc jeżeli jest jednak obniżenie tempa wzrostu i obniżenie popytu, to siłą rzeczy i te inwestycje są mniejsze i na przyszły rok niestety przewiduje się praktycznie brak wzrostu tych inwestycji prywatnych.
No i wreszcie konsumpcja, która w dużym stopniu decyduje o tym, czy gospodarka się szybciej, czy wolniej rozwija. To, co teraz obserwujemy to to, że ludzie już zaczęli korzystać z oszczędności, to znaczy wzrost płac był niższy niż wzrost cen, zaczęto korzystać z oszczędności i mało tego, zaczęto mniej wydawać, czyli z drugiej strony ci, co mogą, więcej oszczędzają.
Oczywiście ten brak inwestycji, mniejsza konsumpcja, to, że bardziej zaglądamy wnikliwie do naszych portfeli powoduje, że wzrasta bezrobocie. To się bardzo szybko w gospodarce przekłada na te 13% prognozowane do końca roku, a nie wiadomo, czy ten parametr zostanie utrzymany i co będzie w roku następnym.
No właśnie tutaj obawiam się, że nie zostanie utrzymany. 13% w tym roku się przewiduje i to jest wskaźnik realistyczny. W tej chwili mamy chyba 12,4, ale wiadomo, że koniec roku jest pod tym względem gorszy. Natomiast my w przyszłym roku przy tempie wzrostu 2-2,2%, to są już różnice nieistotne, z całą pewnością trzeba się spodziewać wzrostu bezrobocia, tym bardziej że to, co wcześniej, jeszcze kilka lat temu było pewnym wentylem bezpieczeństwa, to znaczy emigracja zarobkowa, w tej chwili ze względu na ogólną sytuację w Europie...
Przestała mieć sens.
...oczywiście przestała działać. I dlatego tutaj ekonomiści... A również obawiam się, że ten wskaźnik 13% jednak nie będzie dotrzymany w przyszłym roku, że to może być 1% więcej czy półtora procent więcej bezrobotnych i w związku z tym jest pytanie i myślę, że tego będzie dotyczyła główna część dyskusji dotyczącej tego budżetu, oczywiście mówię o poważnych głosach, bo będą i niepoważne, jak to u nas, będzie dotyczyła tego, jakie rząd zamierza przedsięwziąć środki, żeby złagodzić skutki bezrobocia, bo wiadomo, jakie są te skutki z punktu widzenia bytowego.
No to na pewno będzie kłócił się z kolegami minister pracy, przedstawiciel PSL-u. Rząd, zamiast odbyć posiedzenie o godzinie 11, przełożył to na godzinę 15 pod hasłem konsultacji z ministrami. Czy sądzi pan, że te konsultacje to oznaczają, że któryś z ministrów okazał się niezadowolony z tego, co zostało przedstawione?
Myślę, że można podejrzewać taką przyczynę właśnie. No bo dlaczego konsultacje? No właśnie dlatego, że propozycje, które są w tym projekcie budżetu, musiały gdzieś wzbudzić jakiś opór. Bardzo możliwe, że dotyczy to któregoś z ministrów peeselowskich właśnie. A spośród ministrów peeselowskich chyba najbardziej wrażliwe ministerstwo to jest Ministerstwo Pracy, zwłaszcza w kontekście jednak spodziewanego wzrostu bezrobocia.
I pieniędzy z Funduszu Pracy.
Tak. Kosiniak-Kamysz już domagał się, minister Kosiniak-Kamysz już domagał się w tym roku dodatkowych środków i dostał je gdzieś tak w połowie roku właśnie ze względu na obawę związaną z przyrostem bezrobocia i myślę, że on czuje się tutaj bardzo odpowiedzialny za te kwestie.
Dziękuję bardzo za tę rozmowę.
(J.M.)